Miłosierdzie dokonuje się ex post. Podobnie zresztą jak ten tekst względem święta miłosierdzia Bożego (przeżywanego przez Kościół w ostatnią niedzielę). Miłosierdzie jest reakcją po złu, na zło – do głębi chrześcijańską. Odpowiedzią na zło doznawane lub czynione. Może też jednak przyszłemu złu zapobiegać, również systemowo. Do tych i innych aspektów miłosierdzia odnosił się Jan Paweł II w słowach i czynach swojego pontyfikatu.
Antropocentryzm miłosierdzia
Od pierwszych słów encykliki „Dives in misericordia” opublikowanej w 1980 roku (dwa lata po rozpoczęciu pontyfikatu), Jan Paweł II przyjmuje antropocentryczną perspektywę. To przecież człowiek doznaje miłosierdzia. Jednocześnie zaznacza od razu, że jest to ludzkie doświadczenie, które nie wyklucza perspektywy teocentrycznej (skierowanej ku Bogu). Wbrew tym filozoficznym koncepcjom, które nie tylko rozdzielają, ale i przeciwstawiają sobie te dwa punkty widzenia.
To Chrystus „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”. Jedynie odnosząc się do Boga można ukazać pełnię godności człowieczeństwa, pełnię ludzkiego powołania. To właśnie droga do człowieka została zadana Kościołowi i jest to jednocześnie droga na spotkanie miłości Ojca. Miłości miłosiernej.
Ten teologiczny język kryje w sobie życiową głębię. „Być miłosiernym, to również umieć o miłosierdziu mówić” wkazuje ks. prof. Wojciech Węgrzyniak. Jan Paweł II uczył jak mówić o Bogu tak, by nie była to jedynie paplanina, która nikomu nie pomaga. Wiązka teologicznych słów, które łączą się tylko ze sobą i z niczym innym. Z drugiej strony pokazywał jak mówić tak, by nie było to jednie ludzkie gadanie o miłości, która nie potrzebuje Boga. W tym również ujawnia się połączenie teo- i antropocentrycznego spojrzenia.
Przebaczenie złoczyńcy a pomoc ofierze
Cztery wieki przed Chrystusem Sokrates rozróżniał pomiędzy złem czynionym i doznawanym (Platon, Gorgiasz, 509 C). Logika ewangelii, miłosierdzia, podąża za tą konstatacją.
„Miłość staje się miłosierdziem wówczas, gdy wypada jej przekroczyć ścisłą miarę sprawiedliwości, ścisłą, a czasem nazbyt wąską” (Dives in misericordia, 5). To przekroczenie miary wyraża się często w przebaczeniu, podkreślanym przez papieża w wielu fragmentach encykliki.
Odmiennym przykładem postawy miłosiernej jest ta samarytańska. W czasie kanonizacji św. Faustyny w roku dwutysięcznym papież mówił o tym, że miłosierdzie Boga objawia się nie tylko w tym wielkim przebaczeniu, ale również w wychodzeniu naprzeciw ludzkim potrzebom: „Jezus pochylał się nad wszelką ludzką nędzą, materialną i duchową”. Nędzą ludzi, którzy wbrew faryzejskiemu myśleniu nie zawinili, a jednak również potrzebują miłosierdzia.
Takie dwuaspektowe postawienie sprawy rezonuje w niedawno wspominanymi, liturgicznie uobecnianymi wydarzeniami Wielkiego Piątku. Z jednej strony Jezus w straszliwej męce rozpaczliwie, po ludzku potrzebuje samarytańskiego miłosierdzia. Z drugiej – jest miłosierną ofiarą za nasz grzech: „dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu” (2 Kor 5, 21). Ginie za tych, którzy byli sprawcami i wykonawcami męki na krzyżu. Za ludzi, których stworzył i obdarzył wolną wolą. Z tego powodu „Misterium paschalne stanowi szczytowy punkt tego właśnie objawienia i urzeczywistnienia miłosierdzia” (Dives in misericordia, 7).
Własne błędy i własne krzywdy
W rzeczywistości dychotomia miłosierdzia wobec raniących i ranionych jest bardziej zniuansowana. Ten sam człowiek potrafi być krzywdzony, jak również krzywdę zadawać.
Podczas ostatniej pielgrzymki do Polski papież mówił: „Potrzeba «wyobraźni miłosierdzia», aby przyjść z pomocą dziecku zaniedbanemu duchowo i materialnie; aby nie odwracać się od chłopca czy dziewczyny, którzy zagubili się w świecie różnorakich uzależnień lub przestępstwa; aby nieść radę, pocieszenie, duchowe i moralne wsparcie tym, którzy podejmują wewnętrzną walkę ze złem”.
Wyobraźnia i empatia podpowiadają, że niejedna osoba mogłaby znaleźć się w miejscu tego duchowo, materialnie i wychowawczo zaniedbanego dziecka, które dorastając zagubiło się w świecie.
Wybory prowadzące do miłosierdzia
Jak słusznie zauważa ks. Węgrzyniak, wspominając decyzje Wojtyły i późniejszego papieża ws. kultu Bożego Miłosierdzia, objawia się ono również w decyzjach. Jak powinienem postąpić, by przez moje osobiste wybory – osobiste, zawodowe – pozwoliły na korzystanie z mojej własnej wyobraźni miłosierdzia do wyciągania bliższych i dalszych ludzi z egzystencjalnego i ugmatwanego w zło bagna?
To samo dotyczy oczywiście sfery społecznej i politycznej. W kontekście wyborów przypadających w minione Święto Miłosierdzia, można zadać sobie pytanie o spektrum działań na szczeblu lokalnym. Może wciąż zbyt rzadko mieści ono w sobie programy mające pomóc ludziom bezdomnym czy innym, niosącym ciężar egzystencji i przeszłych doświadczeń od jednej do drugiej życiowej porażki, nawet jeśli są one efektem ich własnych decyzji. Wydaje się, że miłosierdzie tym się na tle miłości wyróżnia, że pomaga tym, którzy z ludzkiego, ograniczonego punktu widzenia na nią nie zasługują.
Miłosierdzie – tylko teoria?
Papież pięknie o miłosierdziu pisał. Ale to nie tylko elokwencja ani naukowe zacięcie sprawiają, że chcemy naśladować autorytety. Jeszcze ważniejsze jest osobiste doświadczenie i własne działania.
Utrata matki w wieku 8 lat, brata – w wieku 12 lat. Druga wojna światowa. Posługa biskupia w czasach komunizmu. Wreszcie pontyfikat (właściwie rozpoczęty encykliką o miłosierdziu), który okazał się być wypełniony aktywnym zmaganiem z różnorodnymi, najcięższymi problemami świata. Stanowił on wypełnienie słów o miłosierdziu.
Jan Paweł II nie był teoretykiem miłosierdzia, lecz jego świadkiem. Najbardziej dotkliwym, uderzającym potwierdzeniem tej tezy, jest zamach z 1981 roku. Przebaczenie Ali Agcy nie było na pokaz, a cierpienie papieża nie było żadnym aktorstwem (mimo jego scenicznej przeszłości). Jest to zresztą pogląd, który podziela sam zamachowiec (nawrócony po latach na katolicyzm).
Mam głębokie przekonanie, że wielkoduszność i dobroć składające się na miłosierdzie, nie dotyczyły tylko Ali Agcy. Wielu widzi dziś w papieskim pontyfikacie plamy obojętności czy wręcz głuchoty na grzechy Kościoła. Być może w świetle wydarzeń z 1981 roku można zobaczyć prawdziwy stosunek Wojtyły do ofiar grzechów ludzi Kościoła, które zamiast miłosierdzia otrzymały od nich jątrzącą do końca życia ranę. Miłosierdzie nie jest naiwnością. Ono domaga się w pierwszej kolejności ochrony najsłabszych. Dopiero później wobec sprawiedliwie ukaranych winnych, tak jak w przypadku zamachowca spod bazyliki św. Piotra. W żadnym wypadku jednak, miłosierdzia nie można od innych wymagać. W szczególności od ofiar. To zawsze jest decyzja głęboko osobista, dzielona jedynie z Bogiem.
***
„Świat w witrażu” to kategoria publikacji, w której informujemy o ważnych, współczesnych problemach społecznych na całym świecie, patrząc na nie w świetle nauczania społecznego Kościoła i proponując rozwiązania. Kierujemy się roztropną troską o dobro wspólne, szukając uniwersalnej solidarności – ponad podziałami.
Zachęcamy do przeczytania innych publikacji z tej serii.