Nie wchodząc w teologiczne spory, czy judaizm jest po prostu dla chrześcijaństwa „czymś wewnętrznym” czy „w pewien sposób wewnętrznym”, nie można z tego stwierdzenia wywieść wniosku, że jest czymś „zupełnie odrębnym” (także wtedy, gdy mówimy o judaizmie pobiblijnym) – pisze dr Elżbieta Ciżewska-Martyńska.
Chciałabym krótko odnieść się do tekstu pana Jakuba Piątkowskiego i sprostować pojawiające się w nim tezy. Skupię się tylko na kilku z nich.
Po pierwsze, w moim artykule nie przedstawiałam własnych „założeń co do wiary judaistycznej”. W moim tekście niewiele jest zdań, które są moim własnym komentarzem. Cytowałam dokumenty Episkopatu Polski na tegoroczny Dzień Judaizmu i przytaczaną w nich wypowiedź Jana Pawła II, mówiącą, że religia żydowska nie jest wobec naszej religii „rzeczywistością zewnętrzną, lecz czymś wewnętrznym”, oraz że „nasz stosunek do niej jest inny aniżeli do jakiejkolwiek innej religii”. Zdaniem ks. prof. Chrostowskiego ten cytat jest niedokładny. Powinien on brzmieć: „Religia żydowska nie jest dla naszej religii «zewnętrzna», lecz w pewien sposób «wewnętrzna»”.
Nie wchodząc w teologiczne spory, czy judaizm jest po prostu dla chrześcijaństwa „czymś wewnętrznym” czy „w pewien sposób wewnętrznym”, nie można z tego stwierdzenia wywieść wniosku, że jest czymś „zupełnie odrębnym” (także wtedy, gdy mówimy o judaizmie pobiblijnym).
Kolejną sprawą mającą z tym związek jest to, że w materiałach Episkopatu, ale też po prostu w posoborowych wypowiedziach Kościoła, w tym ostatnich trzech papieży, judaizm jest traktowany szeroko (często łącznie jako judaizm biblijny i pobiblijny) – jako zbiorcza nazwa na wiele z jego historycznych i współczesnych odłamów. Współcześni papieże spotykali się z przedstawicielami współczesnego judaizmu, uznając w nich dziedziców judaizmu biblijnego.
Po drugie, moim celem nie była też „próba wytłumaczenia sensu jedności z judaizmem”. O takiej jedności nigdzie nie pisałam i nie postulowałam jej. Pisałam: „Cel Dnia Judaizmu jest zatem wewnętrzny, ma służyć przede wszystkim dobru i formacji samych katolików, dobru wzajemnych relacji między katolikami i żydami, oraz szeroko rozumianemu dobru wspólnemu. Nie są nim ani prozelityzm, ani wypracowywanie wspólnego stanowiska w sprawach wiary, a tym bardziej jakiś religijny synkretyzm”. Niech wypracowaniem stanowisk doktrynalnych zajmują się katedry teologii. Odwołując się ponownie do już wielokrotnie przywoływanych materiałów Episkopatu, przywołam jeszcze jeden fragment:
„Dzień Judaizmu w Kościele katolickim jest szczególnym czasem wspólnotowej refleksji i modlitwy. Refleksja ta, opierając się na tekstach biblijnych i wypowiedziach Urzędu Nauczycielskiego Kościoła na temat dialogu katolicko-judaistycznego, winna pomagać katolikom w odkrywaniu judaistycznych korzeni chrześcijaństwa”.
Uznałam ten cel za wewnętrzny dlatego, że Dzień Judaizmu stawia pewne zadanie przed samymi katolikami, a nie mówi, co powinni zrobić inni. Tylko tyle. Co więcej, tegoroczna refleksja nad historią Kościoła w odniesieniu do judaizmu (biblijnego i pobiblijnego), nad tym, w jaki sposób katolicy i żydzi odnosili się do siebie w swoich tekstach liturgicznych, kazaniach lub praktyce katechetycznej, jest właśnie tym konkretnym podejściem do dialogu katolicko-żydowskiego, o którym pisałam w moim tekście. Czy to powinno ten dialog wyczerpywać? Z pewnością nie.
Kończąc tę wymianę zdań, chciałabym zaznaczyć, że moim celem nie była też ocena sensowności dialogu katolicko-żydowskiego. I chociaż jestem przekonana, że jest to sprawa ważna, potrzebna i nie możemy kierować się tu lękiem, zdaję sobie sprawę, że jest to proces trudny i rodzący wiele rozczarowań. Komentarze w tej sprawie pozostawię jednak praktykom.
Obraz (kadrowany): Wojciech Korneli Stattler, Machabeusze