- Pierwszego i drugiego listopada zmierzamy na cmentarze i inne miejsca pamięci o zmarłych by modlić się, wspominać i porządkować doczesne kwatery ciał.
- W Polsce dni te cieszą się szczególnym kultem i statusem świąt przypominających nie tylko o zmarłych, ale także o obietnicy Zbawienia która – mamy nadzieję – stała się ich udziałem.
- Śmierć ciała nie jest bowiem końcem, ale raczej niezbędnym etapem pielgrzymowania Kościoła.
Życie jest kruche i godne a śmierć warta szacunku i zrozumienia
W swojej “Pieśni Słonecznej” św. Franciszek z Asyżu, będący wyjątkowym nawet w skali wyjątkowości świętych ludzi (choćby ze względu na pierwszeństwo w otrzymaniu stygmatów), nazywa śmierć “siostrą” i wzywa ją do chwalenia Boga. Przyznać należy, że ten święty ze śmiercią miał faktycznie w swoim życiu nieraz do czynienia, czy to w młodości niemal ginąc od ran odniesionych w bitwie, czy to posługującym trędowatym i cierpiącym, czy wreszcie samemu ostatnie lata życia spędzając na chronicznym chorowaniu i fizycznej udręce. Nie dziwi zatem jego szczególna relacja z “siostrą śmiercią”; bardzo podoba mi się warta podkreślenia specyfika tradycji franciszkańskiej, zgodnie z którą nie mówi się o tym, że Franciszek umarł, ale że przeszedł do prawdziwego życia (obchody upamiętniające jego odejście nazywa się Transitus czyli właśnie “przejście [do życia]” po łacinie).
Podejście takie, wyrażające w pełni katolickie rozumienie umieranie ciała jako drogi do życia w Niebie, pełnego i prawdziwego, pomaga w zrozumieniu sensu nie tylko samego “aktu” śmierci ale również często związanych z nim cierpień: chorób, wojen, głodu; fizycznych objawów i czynników doń prowadzących. Człowiek naturalnie boi się ich i ucieka przed nimi, i nie ma w tym nic złego – o ile ucieczka ta prowadzi nas do Światła, a nie stanowi próbę oszukiwania samego siebie, że można żyć w nieskończoność, a najlepiej w dostatku i zdrowiu. Katechizm – podkreślając, że “człowiek doświadcza w chorobie swojej niemocy, ograniczeń i skończoności” – zauważa, że z tych “złych”, personalnych doświadczeń zawsze wyciągnąć można naukę kruchości własnego życia i pojąć, że “jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie” (Łk 12, 20).
Nie chodzi w żadnym przypadku o usprawiedliwienie złych czynów, zwłaszcza takich, które prowadzą do śmierci nienaturalnej. Inaczej przecież pojmujemy śmierć nagłą i wynikającą z długiego procesu (jak chociażby… starości), podobnież – w pewnym sensie – donioślejsza wydaje nam się taka, która zadana została jednemu przez drugiego człowieka. Doświadczamy i doświadczyliśmy jako ludzkość w historii wielu masakr, mordów, pogromów, obozów śmierci i innych – nieraz czynionych wszak w imię większego dobra, Boga, bogów, idei (tej jedynej słusznej oczywiście) – potworności. Tak samo spotykaliśmy się i nadal spotykamy z ogromnym cierpieniem wynikającym z chorób i zaraz szczodrze siejących śmierć, nieraz połączoną z długim procesem osłabienia, wyniszczenia i bólu. Poprzedni akapit nie ma na celu naiwnie przekonywać, że sytuacje te są dobre; raczej wskazywać, że nie tylko możemy, ale musimy uczyć się z nich i pojmować poprzez nie, że życie jest kruche i nieoczywiste, a przez to godne największego szacunku i stawiania w kodeksach moralnych, prawnych i etycznych jako dobro – na tym etapie pielgrzymki do Zbawienia – najwyższe.
Bardzo lubię mistrzowsko odegraną scenę biczowania dezertera z armii carskiej w filmie “Szwadron” z 1992 roku. Ukarany skazany na karę tysiąca uderzeń kijem. Nawet po tym jak umarł, dalej był bity aż do wypełnienia liczby razów z wyroku. Cały proces profanacji ciała zmarłego przerwać chce młody porucznik Fiodor Jeremin, powołując się na to, że to przecież, mimo wszystko, “nasz bliźni, chrześcijanin”. Szybko zostaje powstrzymany przez lekarza-oficera nadzorującego egzekucję: “Majestat śmierci? Nie istnieje! (…) Bić trzeba koniecznie – żyć niekoniecznie. (…) Co by było ze Świętą Rusią i z miłościwym carem gdyby musiał szanować naszą godność?”.
Poetycki, choć okrutny obraz zakończony tym dialogiem jakby podsumowuje całą historię mocarstw zbudowanych na braku poszanowania dla godności tak życia, jak i śmierci, którego wyjątkową emanacją jest chociażby II Wojna Światowa, prześcigająca w tej kategorii chyba wszystkie poprzednie. Podsumowuje i jakby pyta: czy aby nie dość? Czy aby nie pora przywrócić życiu i śmierci należytą mistykę i godność?
Ewangeliczny know-how
Warto pamiętać, że życie ziemskie, podobnie jak ciało, mimo, iż należy do nas jako “posiadaczy”, to nie jest naszym “majątkiem”. Katechizm podkreśla stanowczo odpowiednią kolej takiej rzeczy: “Jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył”. Pozornie może to demotywować, ale skoro św. Franciszek namawia swoich braci “nie nazywajcie czegokolwiek swoją własnością” to czy nie możemy się zainspirować? Być może przywiązaliśmy się do własności i nie potrafimy dbać o inną niż tylko własną? Tak jakby Jezus nie powiedział nam, byśmy zaparli się samych siebie?
Ewangelia mówi jasno: “Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”. Jako świadkowie Dobrej Nowiny nie jesteśmy wezwani do nienawiści ciała, błędu wczesnych interpretacji, chociaż inspirującego to prowadzącego do pogardy wobec niego a nie o to przecież chodzi, by danym nam majątkiem, stanowiącym mieszkanie duszy i świątynię Ducha gardzić, ale by pamiętać o odpowiedniej hierarchii. Wytarta już maksyma, niemal zasługująca na miano sloganu, “jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na odpowiednim” zdaje się mimo wszystko dobrze tłumaczyć tę kwestię.
Taki to już paradoks, że życie doczesne, dane od Boga na (dobre!) używanie stać się może przeszkodą w drodze do życia wiecznego, jeśli zabraknie odpowiedniej perspektywy, takiej, która widziałaby nie tylko dzień jutrzejszy ale także – a może przede wszystkim – wieczność czekającą za tymi tajemniczymi wrotami śmierci?
Mimo, że tolkienowski Gandalf do katolickich świętych nie należy (czy nawet zbioru postaci istniejących faktycznie…) to włożone w jego postać słowa pięknie obrazują myśl chrześcijańską: “To nie koniec podróży. Śmierć to tylko kolejna ścieżka, którą wszyscy musimy podążyć. Znika szara, deszczowa zasłona tego świata i wszystko spowija srebrzysty blask. A potem widzisz… (…) białe wybrzeże… i to co poza nim, daleką zieloną krainę skąpaną w blasku wschodzącego słońca.” Fragment ten zawsze wydawał mi się kapitalnym nawiązaniem do Hymnu o Miłości: “Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno/ wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz/ Teraz poznaję po części/ wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany” (1 Kor 13, 12). Mimo, iż świat czasami może nie dawać nam większej nadziei na to, że “wszystko będzie w porządku”, to przecież obiecane mamy od Boga nie cierpienie, ale życie, i to życie w Miłości, która pozostanie gdy Wiara i Nadzieja się wypełnią.
Nie należy zatem wystrzegać się śmierci. Należy oczywiście z drugiej strony strzec życia i dażyć je głębokim szacunkiem i troską od poczęcia do śmierci wlaśnie, ale nie “demonizując” końca fizycznego życia jako grozy ostatecznej. Przy okazji modlitwy i zadumy pierwszo- i drugolistopadowej wybrzmiewają szczególnie słowa św. Jana Pawła II o tym, że“śmierć już nie jest takim złem, skoro przychodzi po niej zmartwychwstanie. Zbawić, to znaczy «wyzwolić od zła radykalnego». (…) Takim złem (…) jest odrzucenie człowieka przez Boga, czyli potępienie wieczne jako konsekwencja odrzucenia Boga ze strony człowieka.”
Odpust – remedium na skutki zła
Kościół daje nam wiele możliwości stałego powracania do Boga, wyzwalania od zła: zarówno od tego radykalnego, wiecznego, jak i doczesnego. Jedną z nich są niezbyt dobrze rozumiane odpusty, ściśle związane również z sakramentem pokuty i pojednania.
Wedle Katechizmu „odpust jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych.” (n. 1471)
Dla zrozumienia nauki o odpustach konieczne jest rozróżnienie na dwa skutki grzechu – karę wieczną i doczesną. Ta pierwsza oznacza pozbawienie życia wiecznego będące skutkiem grzechu ciężkiego. Ale, jak mówi katechizm (n. 1472): “Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy „karą doczesną” za grzech.”
Przebaczenie grzechu, którego doświadczamy w konfesjonale, powoduje więc odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Od kary doczesnej natomiast uwolnić się można za życia (a to oczywiście lepsza opcja) na różne sposoby, które są dla nas de facto zwyczajnymi, ludzkimi, dobrymi uczynkami. Może to być również znoszenie trudnych, życiowych sytuacji, modlitwa czy post. W praktyce nie jest to żadne świadome “rozliczanie się”. Nie chodzi o to, by znosząc stosującego wyzysk szefa, niezrozumienie ze strony przyjaciół czy grypę albo ból po stracie myśleć: “tak, tak, to moja pokuta za tamto kłamstwo”. To może dziać się zupełnie bezwiednie, o ile nie przyjmuje formy buntu wobec Boga, obwiniania go za te przytrafiające się rzeczy, które nie są przecież żadną formą Jego zemsty wobec nas. Nie należy upatrywać przyczyny zła w naszym życiu w naszych grzechach. One po prostu się dzieją. To, co możemy z nimi zrobić, to przyjęcie ich i oddanie Bogu.
Teraz staje się jasne, czemu służy odpust. My albo zmarli, którym odpust możemy ofiarować, mogą być w tym specjalnym “trybie” już teraz uwolnieni od jakiejkolwiek kary (chociaż oczywiście w żadnym wypadku nie zwalnia nas to z dobrych czynów, to nie jest “automat”, to nie żaden handel). Nasza modlitwa może zapewnić zmarłym zbawienie. To wielka rzecz!
Warto również skomentować “nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń”. Grzech wydaje się nas jakby “oswajać”. Popełnienie grzechu po raz pierwszy nieraz wiąże się z mocnym żalem, ale gdy staje się pewnym nawykiem, gdy zdarza się po raz kolejny, subiektywnie nie jest odbierany już tak mocno, jak za pierwszym razem. Być może jest to jeden z przejawów “nieuporządkowania”, o którym mówi katechizm, ale warto to zgłębić albo poprzez studium, albo na drodze autorefleksji, bo ślady tego bałaganu każdy pewnie odczuwa inaczej.
Mówienie o karze może się kojarzyć z niesławnym i wskazywanym przez wielu z prawa i z lewa “straszeniem piekłem”. Niesłusznie, bo jak czytamy dalej: “Obydwie kary nie mogą być traktowane jako rodzaj zemsty, którą Bóg stosuje od zewnątrz, ponieważ wypływają one jakby z samej natury grzechu. Nawrócenie, które pochodzi z żarliwej miłości, może doprowadzić do całkowitego oczyszczenia grzesznika, tak że nie pozostaje już żadna kara do odpokutowania” (KKK 1472). Można by pisać elaboraty o tym, co oznacza “natura grzechu”, ale w tak piękną jak dziś uroczystość wystarczy świadomość, że Bóg nie jest tylko sędzią czyhającym na nasz grzech, ale ojcem dającym nam wolność nawet do wykroczenia przeciwko niemu i czekającym na nasz powrót i trwałe nawrócenie. A określenie odpustu jako “nawrócenia pochodzącego z żarliwej miłości” najlepiej oddaje jego istotę.
Odpustów już dawno nie sprzedajemy
Warto w tym miejscu uczynić wzmiankę o Marcinie Lutrze, bo wiele jego tez dotyczyło właśnie kwestii odpustów, a wczoraj Kościoły protestanckie obchodziły 506 rocznicę przybicia sławnych 95 tez do drzwi kościoła w Wittenberdze (która to czynność prawdopodobnie nie miała miejsca, data jest więc tradycyjna).
Luter słusznie krytykował uzyskiwanie odpustu za pieniądze zamiast prawdziwej wiary, pokuty i żalu. Dziś odpustów na szczęście nikt nie sprzedaje, a to one same stanowią skarb, z którego możemy za darmo korzystać. Można chyba postawić tezę, że dzisiejszej ich formy sam Luter by się nie powstydził, bo odpustami nie gardził, przeciwnie, mówił, że “stanowią one objaśnienie Boskiego przebaczenia” (teza 38).
Uroczystość Wszystkich Świętych chyba najpiękniej ukazuje nam sens i znaczenie odpustów, bo ze swoim grzechem nigdy nie pozostajemy sami przed Bogiem. Również i o tym mówi katechizm (n. 1475): “W komunii świętych między wiernymi, czy to uczestnikami niebieskiej ojczyzny, czy to pokutującymi w czyśćcu za swoje winy, czy to pielgrzymującymi jeszcze na ziemi, istnieje więc trwały węzeł miłości i bogata wymiana wszelkich dóbr. W tej przedziwnej wymianie świętość jednego przynosi korzyść innym o wiele bardziej niż grzech jednego może szkodzić innym. I tak odwołanie się do komunii świętych pozwala skruszonemu grzesznikowi wcześniej i skuteczniej oczyścić się od kar za grzech.”
Wiąże się to z jeszcze jednym, wspomnianym już wcześniej, niezwykle ważnym aspektem: “Ponieważ wierni zmarli, poddani oczyszczeniu, także są członkami tej samej komunii świętych, możemy pomóc im, między innymi, uzyskując za nich odpusty, by zostali uwolnieni od kar doczesnych, na które zasłużyli swoimi grzechami.” (KKK 1479). Warto pamiętać, że zmarli sami sobie nie mogą wymodlić odpustu – i tak już wiadomo, jakie jest nasze zadanie na zaczynające się dziś dni.
Wszystkich Świętych a odpust w praktyce
Uzyskanie odpustu wymaga spełnienia określonych warunków, co może się wydawać dość formalne, ale dotyczy niezwykle ważnych sfer naszej wiary, w szczególności sakramentów. Warto zacytować ogólne warunki w całości:
“Odpust zupełny można uzyskać tylko jeden raz dziennie. Aby go jednak otrzymać, wierny musi być w stanie łaski uświęcającej, a ponadto powinien:
– wzbudzić w sobie wewnętrzną postawę całkowitego oderwania od grzechu, także powszedniego;
– wyznać grzechy, przystępując do spowiedzi sakramentalnej;
– przyjąć komunię św. (oczywiście lepiej jest uczynić to uczestnicząc we Mszy św.; jednakże dla uzyskania odpustu wymagane jest tylko przyjęcie komunii św.);
– pomodlić się zgodnie z intencjami Ojca Świętego. “
W praktyce najtrudniejsza jest chyba postawa oderwania od grzechu, która oznacza wolę niegrzeszenia nawet w sposób powszedni – ani teraz, ani w przyszłości. Bez spełnienia tego warunku odpust może być jedynie cząstkowy.
Drugą kwestią niejednokrotnie błędnie rozumianą jest modlitwa w intencjach Ojca Świętego. Nie chodzi o modlitwę za niego, lecz w tych intencjach, które i jemu są bliskie. Raczej nie trzeba ich znać, ale warto – są one podawane przez Kościół i korespondują z aktualnymi wydarzeniami na świecie. Znaleźć je można w Internecie.
Uzyskanie odpustu zawsze wiąże się również z warunkami szczególnymi, które w tych dniach są konkretnie takie:
- W czasie nawiedzenia świątyni należy odmówić Ojcze nasz i Wierzę w Boga. (…) Odpust ten można uzyskać od południa dnia Wszystkich Świętych i przez cały Dzień Zaduszny.
- Również wierni, którzy pobożnie nawiedzą cmentarz i przynajmniej w myśli pomodlą się za zmarłych, zyskują odpust, który może być ofiarowany za dusze w czyśćcu cierpiące; odpust ten w dniach od 1 do 8 listopada jest zupełny, w ciągu roku cząstkowy.
Warto korzystać z tego wielkiego daru, który nie jest archaicznym wymysłem, ale ugruntowaną w Tradycji i wciąż aktualną duchową rzeczywistością.