Dobro wspólne społeczeństwa postindustrialnego 

  • Czasy postindustrializmu są przedziwnym okresem w historii – tak człowieka, jak i samej cywilizacji chrześcijańskiej.
  • “Dobro wspólne” było dla przeróżnych cywilizacji i społeczeństw czymś niekoniecznie zdefiniowanym, a jednak oczywistym i często istotnym w procesie kształtowania i rozwijania się. 

 

 

 

Czemu wspólne?

Widzimy, że, mimo rozlicznych kryzysów finansowych i społecznych, ogólny poziom życia człowieka, przynajmniej w Europie, jest zdecydowanie wyższy niż w ubiegłych wiekach. Zjawisko nędzy i ubóstwa, choć w wielu częściach naszego kontynentu jest dalej żywe i obecne, zdecydowanie ustępuje minionym epokom.  Wiele dóbr materialnych, do których mamy dostęp, i związanych z nimi możliwości  powinno nam zdecydowanie ułatwiać tworzenie silnych wspólnot zarówno na płaszczyźnie narodowej, lokalnej, rodzinnej jak i towarzyskiej.

Skutkiem budowania zgranych i rozeznających swoje prawa i powinności środowisk powinna być świadoma potrzeba troski i powszechnej dbałości o owe dobro wspólne. Obserwując nasze “polskie podwórko”, czy też ogólnoeuropejskie, budowanie trwałych wspólnot i mająca z nich wypływać prawdziwa troska ustępuje rozlicznym postawom indywidualistycznym, materialistycznym i hedonistycznym. Nie jest to spostrzeżenie szczególnie odkrywcze, ale na tyle istotne, że zdecydowanie warto pochylić się nad problemem współczesnego kryzysu pojmowania i utożsamiana się człowieka.

Mówiąc o dobru wspólnym warto uzmysłowić sobie ów pojęcie i jego specyfikę na podstawie jakiegoś konkretu. Przede wszystkim jednym z najważniejszych przykładów dobra wspólnego jest instytucja państwa. Oczywiście tu momentalnie niektórym z nas może się zapalić żółta lampka, że przecież dla przykładu, obecne państwo polskie funkcjonuje “źle”, że podatki za wysokie, że wsparcie socjalne za niskie, za wysokie, źle dobrane, że środki publiczne są marnotrawione lub wręcz okradane. Nawet jeśli to wszystko w mniejszym lub większym stopniu jest prawdą, to nie zmienia to faktu, że samo istnienie państwa opiera się właśnie na zasadzie dobra wspólnego. 

Każda jednostka dobrowolnie lub pod przymusem norm społecznych zrzeka się jakiejś niewielkiej części “wolności” i “niezależności” osobistej, ponieważ część praw do stanowienia nad jednostką znajduje się w rękach państwa i jego organów. Każda jednostka ma również obowiązki względem innych obywateli i państwa oraz jego pomniejszych instytucji. Płacimy podatki, bierzemy udział w życiu społecznym, politycznym, możemy ubiegać się o pomoc socjalną lub zaangażować się w jej udzielanie i gospodarowanie oraz szereg innych aspektów, które składają się na obowiązki dobra wspólnego w obrębie wspólnoty państwowej. W zamian za to państwo i jego organy jest zobowiązane świadczyć jednostce potencjalną pomoc socjalną, społeczną, a przede wszystkim zadbać o nasze wspólne bezpieczeństwo za pomocą wojska, policji, straży pożarnej, służby zdrowia i wielu wielu innych służb i instytucji.

Jednostka 

Są oczywiście jednostki, które poza systemem państwowym poradziłby sobie lepiej i żyły dostatniej niż w obecnym kształcie państwowości. Nie zmienia to faktu, że znaczną część ludzi nie byłoby stać na podstawowe usługi i pomoc, którą dziś świadczy lub częściowo refunduje państwo. Rolą państwa nie jest być wyłącznie “nocnym stróżem” gospodarki, ale również właśnie rozsądna troska o ludzi potrzebujących oraz wymagających zapewnienia im bezpieczeństwa. To właśnie świadomość potrzeby tworzenia “przestrzeni” dobra wspólnego nakazuje nam uczciwe dokładanie się za pomocą danin i podatków do “narzędzi” rozważnej pomocy tym, którzy w naszych wspólnotach tej pomocy potrzebują. Państwo pełni szereg innych funkcji, które również mają bezpośredni związek z dobrem wspólnym chociażby poprzez wszelkiego rodzaju funkcje oświatowe, kulturalne, tożsamościowe i szereg innych elementów życia społecznego.

Postawą jak najbardziej katolicką jest potrzeba zrezygnowania z zazwyczaj z dość niewielkiej części wolności osobistej i dóbr materialnych, zysków finansowych czy innych aspektów własnej wygody, aby zapewnić ludziom potrzebującym pomocy socjalnej warunki do godnego funkcjonowania, czego dalszą konsekwencją zawsze powinna być próba wyjścia z ubóstwa czy trudnej sytuacji życiowej. Pius XI w swojej encyklice społecznej “Quadragesimo annosygnalizował: “Również wolne dochody to znaczy te, które nie są niezbędne do utrzymania życia na odpowiednio przyzwoitym poziomie, nie ze wszystkim podlegają dowolnemu uznaniu człowieka. Przeciwnie, zarówno Pismo Święte, jak i ojcowie Kościoła bardzo stanowczo uczą, że na bogaczach spoczywa poważny obowiązek praktykowania jałmużny, dobroczynności i wspaniałomyślności”.  Katechizm Kościoła dodaje, że “Jest ono [państwo] odpowiedzialne za dobrobyt swoich obywateli, jednocześnie nie mogąc zastępować ich inicjatywy i odpowiedzialności za los swój i swoich współobywateli.”. Jest więc jak najbardziej w zgodzie z nauczaniem Kościoła podejście do dobra wspólnego z przeświadczeniem, iż każdy powinien brać na siebie odpowiedzialność za materialny kształt owej wspólnoty państwowej i jej obywateli, którzy w sposób uczciwy i rzeczywisty są w potrzebie oraz ciężkiej sytuacji materialnej.

Media nie pomagają

Jak ma się jednak sprawa z widzeniem pojęcia dobra wspólnego przez współczesne nam media i środki zaufania społecznego? W postindustrialnym świecie stanowią centrum kształtowania opinii publicznej, tendencji w społeczeństwie czy wreszcie pozornie mody. Niestety, często możemy zaobserwować, że wszelkiego rodzaju social media, które w największym stopniu wpływają dziś na ludzi, promują pod różnym płaszczykiem tendencje, które budują wśród nich postawy nastawione wyłącznie na samorealizację, niekończące się pomnażanie dóbr materialnych i kapitału finansowego, niezdrowy pęd do kariery i szereg innych szkodliwych społecznie, skrajnie indywidualistycznych postaw społecznych. 

Szczególnie istotną rolę odgrywają tzw. influencerzy poprzez wszelkiej maści gigantów internetowych. Pierwsze skrzypce gra oczywiście konglomerat Meta (zwłaszcza należący do niego Instagram) oraz popularny zwłaszcza wśród młodzieży TikTok. To za ich pomocą dziesiątki milionów Europejczyków, bo skupiamy się przede wszystkim na naszym kontynencie, regularnie publikują dziesiątki zdjęć za pomocą których chcą pokazać innym swój sposób życia, styl ubioru, poczucie humoru czy wyznawane wartości i wszystko co się pod tym kryje. Sama wielka Brytania odpowiadała za miesięczną audiencję rzędu 28 milionów użytkowników Instagrama (najwięcej w Europie) i 20 milionów użytkowników TikToka (ustępując nieznacznie Niemcom i Francji).

Zjawiskiem powszechnym w tego typu social mediach jest zarabianie przez danego użytkownika popularnego profilu na skutek reklamowania rozlicznych produktów za pomocą swoich wpisów i postów. Nie ma oczywiście nic złego w samej reklamie produktu jako takiej. Problem zaczyna się wtedy, gdy uświadomimy sobie, że skala i powszechność zjawiska wszechobecnej reklamy jest jednym z najpoważniejszych motorów napędowych dla postaw konsumpcjonistycznych i wiecznego kreowania kolejnych potrzeb materialnych, zwłaszcza u młodych ludzi; kiedy nie popyt kreuje podaż, a podaż “uświadamia” popyt. Wszak to oni stanowią główny cel marketingowy reklam rozpowszechnianych w social mediach. 

Niestety, znaczna większość influencerów opiera swoją popularność na niekończącym się konsumowaniu, kupowaniu i reklamowaniu często coraz to bardziej absurdalnych produktów. Przedstawiają oni swoje życie sukcesem jako niekończący się i rozumiany w sposób hedonistyczny “samorozwój”. Daleko jest w tym wszystkim do chęci przekładania swoich możliwości i pozycji dla budowania pod różnymi postaciami różnych form dobra wspólnego. W postindustrialnym społeczeństwie motyw “człowieka sukcesu” opiera się na wiecznym zaspokajaniu swoich ambicji, bezrefleksyjnym pomnażaniu dóbr materialnych oraz budowaniu własnej samooceny na byciu podziwianym przez innych ludzi.

Tworzenie wizji jakoby wszystko co wiąże się z prowadzeniem swoich social mediów i kreowanie swojego wizerunku w internecie jest czymś z zasady złym i szkodliwym jest błędne. Każdy z nas może się zastanowić w jaki sposób może próbować promować właściwe postawy i sposób myślenia za pomocą dostępnych sobie kanałów i formatów. Jest jednocześnie ważne, aby pamiętać, by nasz przekaz był na tyle rozsądny i dobrze dobrany do świadomości odbiorcy, by próbując przedstawiać jak najwyraźniej swoje poglądy nie zrazić do nich innych. Nie chodzi mi ani o tuszowanie, ani o tym bardziej fałszowanie Prawdy. 

Cały ten bardzo szkodliwy z katolickiej perspektywy pogląd na rozwój człowieka, jego karierę i sukces nie jest oczywiście domeną jedynie influencerów. Na skutek dość spokojnego i dostatniego życia wielu Europejczyków, poczucie wspólnoty narodowej i państwowej zanika jako następstwo braku potrzeby współpracy celem “przetrwania”. Jest nam na tyle dobrze i wygodnie, że zajmujemy się jedynie tym czego chcemy jako jednostki, co jest nam w danym momencie potrzebne do rzekomego szczęścia i satysfakcji. 

Wynika to również z zatracenia poczucia odpowiedzialności i pewnego rodzaju misji życiowej, zadań, do których Pan Bóg każdego z nas powołał. Człowiek nie jest wolnym elektronem. Podług swojego powołania, każdy z nas ma tu na ziemi wiele “publicznych” zadań do wykonania. Rodzinnych, społecznych, narodowych, niektórzy również duchownych. Jeżeli zatracimy świadomość, że troska o dobro wspólne jest jednym z najważniejszych czynników do trwałego i zdrowego rozwoju nie tylko jednostek, ale i całych społeczności, to nie możemy dziwić się kryzysom społecznym.

Nieinspirowany duch staje się egoistyczny

Nie możemy mówić o realnych zmianach w kwestii chociażby budowania wielodzietnych rodzin, umacniania tożsamości narodowej i chrześcijańskiej na naszym kontynencie, jeśli źle rozumiany indywidualizm i wszystko co się pod nim kryje, zdeterminuje i zdominuje nasz sposób myślenia. 

Jest ogromną sztuką, aby próbować w życiu z jednej strony zadbać o swoje dobre wykształcenie, pracę i właściwie rozumiany samorozwój oraz sukces, lecz z drugiej strony, by nie zatracić się w tym na tyle, by nasze osobiste korzyści i wygody przysłoniły nam obowiązkowość, troskę i zaangażowanie w powierzone nam przez Boga dobra wspólne i wszystko to co się z nimi w naszym otoczeniu bezpośrednio wiąże. Kardynał Stefan Wyszyński podkreślił, iż “od siebie trzeba wymagać najwięcej”, w czym wtórował mu św. Jan Paweł II apelując do młodych, by “wymagali od siebie nawet, gdy inni nie wymagają”.

Idąc za cytatem Prymasa Tysiąclecia warto, abyśmy pamiętali jak wielką wartość stanowi nasze osobiste, pozornie niedostrzegalne i nieistotne, rzeczywiste postępowanie. Najprawdopodobniej żadna jednostka, nawet najbardziej pomysłowa czy utalentowana, nie jest dziś pojedynczo w stanie zmienić na trwałe podejścia i mentalności otaczających ją ludzi. Zapominamy czasami, szczególnie jako chrześcijanie, że nasze codzienne uczynki i postępowania nie są bez znaczenia, również dla ludzi żyjących obok nas.

Rzeczą jak najbardziej potrzebną i wartościową jest chętne i zdecydowane przyznawanie się publicznie, że nie zgadzamy się ze współczesnym dyskursem społecznym sprowadzającym ludzi do indywidualistycznego, a w konsekwencji materialistycznego i hedonistycznego trybu życia. Jest pewną formą odwagi cywilnej, zwłaszcza w przypadku młodych ludzi, ochoczo przyznać się do przywiązania do wspólnoty narodowej, rodzinnej, chęci pracy i życia na ich rzecz oraz dostrzegania i realizowania zadań, które realizują misję dobra wspólnego w naszym otoczeniu. 

Największą wartość rzecz jasna mają czyny i postawy. Dawanie przykładu w swoim otoczeniu, że naszego życia nie determinują wyłącznie sprawy osobiste, własne zyski, korzyści i rozumiany w sposób wypaczony samorozwój jest czymś co możemy w sposób rzeczywisty robić. Tym, jak żyjemy i postępujemy możemy starać się pokazać innym, że z danego nam przez Boga czasu i umiejętności staramy się wygospodarować jego część na rzecz bezinteresownej pracy i działalności dla naszych wspólnot, rodzin, ale też ludzi potrzebujących, chorych, opuszczonych…

Jesteśmy różni, mamy inne zdolności, umiejętności i doświadczenia z otoczeniem. Jednak absolutnie każdy z nas jest w stanie zastanowić się nieco dłużej i znaleźć to, czym konkretnie może się przysłużyć sprawie troski o rozumiane w sposób katolicki dobro wspólne. W ten sposób damy najlepsze świadectwo, że owe pojęcie we współczesnym, postindustrialnym świecie nie jest dla nas wartością martwą.

 

 

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030