Według Karola Wojtyły w człowieku współistnieje samotność i nakierowanie na więź z drugą osobą. Samotność ukazuje człowiekowi jego odrębność i swoistą niepełność. Jest zachętą do otwarcia na drugą osobę, na inne ja. Samotność jest nieodłączną częścią ludzkiej kondycji i paradoksalnie otwiera nas na innych.
Problem samotności doświadczanej przez człowieka był obecny w twórczości Karola Wojtyły już we wczesnych tekstach filozoficznych i literackich, a ukoronowaniem jego namysłu nad samotnością jest swoista teologia samotności, którą zawarł w dziele Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Zmieniały się formy prezentacji zagadnienia samotności, jej aspekty, ale trzon pozostał stały: samotność jest stanem naturalnie obecnym w człowieku i warunkuje jego zdolność do budowania trwałych i bliskich relacji z innymi ludźmi i/lub Bogiem.
Samotność to wręcz niezbywalny element bycia osobą, jej gwarant. Nasza samotność poświadcza, że jesteśmy jedyni i niepowtarzalni, nie do zastąpienia. Utwierdza nas w naszej podmiotowości, odgranicza naszą wewnętrzność od tego, co inne, nie nasze. To dzięki niej jesteśmy wolni od zewnętrznych wpływów i zdolni do samostanowienia, do kierowania sobą. Jesteśmy wewnątrzsterowni.
Paradoksalnie z tak rozumianej osobowej samotności rodzi się komunijność, wspólnotowość, chęć zjednoczenia z drugim człowiekiem i/lub Bogiem. Człowiek doświadcza, że nie wystarcza samemu sobie, pragnie dopełnienia przez inną osobę. Odkrywa, że być sobą, to być dla kogoś.
Dla zobrazowania zagadnienia samotności w myśli Wojtyły warto skupić się na dwóch tekstach, w których do poruszenia tej tematyki używa różnych form literackich – będzie to młodzieńczy poemat Pieśń o Bogu ukrytym oraz teologiczny traktat Mężczyzną i niewiastą stworzył ich.
Teologia samotności
W utworze poetyckim Pieśń o Bogu ukrytym, napisanym przez młodego Karola Wojtyłę w 1944 r. w czasie studiów w seminarium krakowskim, odnajdujemy nad wyraz dojrzałe i przemyślane poglądy autora na temat kondycji ludzkiej i etapów rozwoju życia duchowego. W tym utworze zawarte są pierwsze przemyślenia dotyczące ważnych dla Wojtyły idei, które przez następne lata żmudnie wyjaśniał i rozwijał, nie dokonując w nich zasadniczych zmian.
Pieśń o Bogu ukrytym to poetycki opis zstępowania w głąb własnej podmiotowości w celu zjednoczenia z Bogiem. To prawdziwy początek teologii samotności, w której Wojtyła podąża śladem myśli chrześcijańskiej wyrażonej przez zmarłego w V w. św. Augustyna: „Wejrzyj w samego siebie, we wnętrzu człowieka mieszka prawda”, a duchowym przewodnikiem młodego Wojtyły jest hiszpański mistyk z XVI w. św. Jan od Krzyża, któremu Wojtyła poświęci swój doktorat.
Intrygujące jest użyte w tytule poematu słowo „ukryty” w odniesieniu do Boga. W jakim sensie Bóg jest ukryty lub ukrywa się? Bóg ukrywa się nie przed człowiekiem, ale dla niego. Pozostaje w ukryciu, aby przyciągnąć ku sobie człowieka, by człowiek zaczął Go żarliwie szukać. Bóg poprzez stan egzystencjalny, jakim jest samotność, przywołuje do siebie człowieka. Pragnie, by „wyłączył się” ze świata, który go otacza i oddziałuje na niego różnorodnymi bodźcami. Chce mu bowiem ukazać wyjątkową drogę do siebie, która nie prowadzi przez świat widzialny, ale duchowy, przeniknięty Bożą świętością. Samotna podróż w głąb swojej podmiotowości staje się uprzywilejowaną drogą do świętości.
Samotności towarzyszy z reguły cisza, która nie oznacza braku odgłosów świata zewnętrznego, ale wewnętrzne wyciszenie, aby usłyszeć głos „Przyjaciela”. Samotność i cisza przygotowują na spotkanie. Cisza zachęca do skupienia. W poemacie Wojtyły samotności towarzyszy przede wszystkim cisza, ale i milczenie, zapatrzenie, zdziwienie.
Warto podkreślić, iż poetycka forma zawiera opis realnego wydarzenia, które przeżył podmiot liryczny i stało się ono dla niego czymś niezwykle ważnym. Doświadczył on w jakiś sposób obecności Boga, którego nazywa „Przyjacielem”.
To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią
do tego poranka zimą.
Tyle lat już wierzyłeś wiedziałeś na pewno,
a jednak nie możesz wyjść z podziwu.
Coś wydarzyło się „tego poranka zimą”, co sprawiło, że podmiot liryczny mimo swej deklarowanej wiary, a nawet wiedzy odnośnie do istnienia Boga, wpada w podziw, który w nim pozostaje i nie traci na sile. Zaczyna się nowy etap w jego życiu.
Stanąć i patrzeć
W utworze wszystko zaczyna się od samotności, ciszy i zatrzymania się. To są niezbędne warunki, aby wejść na drogę wewnętrznego samopoznania.
Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem
Nie przefruniesz tamtędy jak ptak.
Musisz stanąć i patrzeć coraz głębiej i głębiej,
aż nie zdołasz już odchylić duszy od dna.
„Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem” – jak widać, nie chodzi tu o zwykłą topografię, ale o pewne miejsce w sensie duchowym, rodzaj „bezmiejsca”. Stojąc na brzegu morza, widzimy daleki horyzont, do którego nie możemy dojść w sensie fizycznym. Do tych wybrzeży ciszy, które zaczynają się „za progiem”, mamy dostęp. Wymaga on jednak specyficznego wysiłku, a raczej znowu – „bezwysiłku”. „Nie przefruniesz tamtędy jak ptak” – nie ma tam dróg na skróty, nie chodzi też, aby poruszać się szybko, czego symbolem jest ptak.
Warunek wyruszania w drogę do własnego wnętrza i mieszkającej tam Prawdy jest paradoksalny: trzeba „stanąć i patrzeć”. A zatem warunkiem wykonania przez podmiot kroku w duchową przestrzeń jest zatrzymanie się i zapatrzenie, przyjęcie postawy kontemplacyjnej: „patrzeć coraz głębiej i głębiej”. Zatrzymanie się, bezruch wyprowadzają podmiot z czasu, uchylają czas. Podobnie „rozmywa się” przestrzeń. Gdy podmiot „uwolni się” od ziemskiego czasu i przestrzeni fizycznej może zbliżyć się do rzeczywistości wiecznej. Samotność i cisza są szczególnie wyróżnionymi znakami owej wiecznej Rzeczywistości.
Co stanie się z człowiekiem, który uwolni się od czasu i przestrzeni, zatrzyma się i będzie patrzył „coraz głębiej i głębiej”? Co będzie za progiem? Rezygnacja z własnych wysiłków, wyobrażeń i pojęć ogołaca niejako człowieka i pozwala mu poddać się duchowej sile „przyciągania” jego wnętrza. „Z nurtu tego – to wiedz – że nie ma powrotu”.
Człowiek coraz bardziej zanurza się w swoje wnętrze, aż opada na jego „dno”. Owo „dno” można rozumieć wielorako: jako „najgłębszą” część duszy, miejsce spotkania z Transcendencją, zjednoczenie ja ze Źródłem. Tę ostatnią duchową interpretację nasuwa wiedza o fascynacji Wojtyły mistyką karmelitańską, szczególnie wspomnianym wcześniej św. Janem od Krzyża.
Stwierdzenie, iż z „nurtu tego (…) nie ma powrotu”, wskazuje na to, iż po autentycznym doświadczeniu obecności Boga człowiek nie ma żadnych powodów, aby się od Niego odwrócić. Ta nieodwracalna zmiana nie oznacza, iż człowiek traci swoją wolność, ale że znajduje jej ostateczne źródło i potwierdzenie w Bogu.
Pierwotna samotność człowieka
W swojej teologii ciała, zawartej w dziele Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Wojtyła prezentuje teologiczną interpretację ludzkiej samotności. Wersy z biblijnej Księgi Rodzaju są dla niego trzonem, wokół którego rozwija swoją antropologię.
W drugim opisie stworzenia człowieka Bóg wypowiada następujące słowa: „Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam” (Rdz 2, 18). W opisie tym następuje wpierw opis stworzenia mężczyzny, a po nim kobiety. Co warto podkreślić, pierwszy człowiek dopiero od momentu stworzenia kobiety jest określany mężczyzną, a zatem słowa Boga dotyczą samotności nie tylko mężczyzny, ale po prostu człowieka.
Wojtyła wyróżnia dwa rodzaje samotności. Jeden mający swoje źródło w samej naturze człowieka, w jego człowieczeństwie, i drugi wynikający z odniesienia między mężczyzną i kobietą. Rozdział poświęcony temu zagadnieniu nosi tytuł: „Znaczenie pierwotnej samotności”. Pierwotność samotności nie ma przyczyny w jakichś zewnętrznych czynnikach, ale jest wpisana w naturę człowieka. Nie chodzi więc o samotność rozumianą jako pozbawienie czegoś. Pierwotna samotność jest doświadczeniem nieusuwalnym, fundamentalnym, które buduje odrębność człowieka jako podmiotu. Różnicuje go wobec świata stworzonego i wobec Boga. Fakt, że człowiek jest sam, jest podstawową daną antropologiczną, uprzednią wobec tego, że człowiek istnieje jako mężczyzna i kobieta.
Jest to samotność ontologiczna, samotność istnienia, wynikająca z faktu, iż każdy jest odrębną i niepowtarzalną jednostką z własnym wewnętrznym światem. Jest ona nieodłączną częścią ludzkiej natury. W pewnym sensie można więc powiedzieć, iż być osobą oznacza być samotnym, oddzielnym, odrębnym, innym. Samotności tej doznajemy szczególne w sytuacjach silnego lęku czy zagrożenia życia. Człowiek wtedy boleśnie doświadcza, że nikomu nie może przekazać tego, co czuje i myśli.
Nie jest dobrze, aby człowiek był sam
Po stworzeniu człowieka Bóg przyprowadza wszystkie stworzenia, aby człowiek nadał im nazwę. Ale pośród nich „nie znalazła się pomoc odpowiednia dla człowieka (mężczyzny)” (Rdz 2, 19–20). Człowiek dostrzega naocznie swoją samotność. O tej właśnie samotności komunikuje człowiekowi ciało, gdyż nadając imiona zwierzętom, nie dostrzega żadnego ciała podobnego do swojego. Ciało komunikuje mu więc jego inność.
Człowiek w tym momencie uświadamia sobie swoją wyjątkowość i niesprowadzalność do innych istot żyjących. Zostaje więc postawiony przez Boga w sytuacji, w której musi niejako poszukiwać swojej istoty. Człowiek w czasie tych poszukiwań dostrzega głównie to, „kim nie jest”. W opozycji do świata żyjących stworzeń kształtuje się jego świadomość i tożsamość, a więc zręby podmiotowości.
„Człowiek jest sam, jest bowiem «inny» w stosunku do widzialnego świata, do świata istot żyjących. Analizując tekst Księgi Rodzaju, jesteśmy niejako świadkami tego, jak człowiek wobec Boga-Jahwe «wyosobnia» się od całego świata istot żyjących (animalia) pierwszym aktem świadomości, jak tym samym ujawnia się sobie – i zarazem potwierdza w widzialnym świecie jako «o-soba»” (Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich).
Warto podkreślić, iż to ciało unaoczniło człowiekowi, że jest sam. Posiada więc ono fundamentalne znaczenie w budowaniu tożsamości człowieka. Ciało komunikuje odrębność, wyjątkowość i nieredukowalność człowieka jako podmiotu. Ciało zatem wyraża osobę, nie jest czymś wobec niej zewnętrznym, nieistotnym. Przy całej swej materialności jest tak naprawdę przezroczyste – jego cielesność odzwierciedla osobowe wnętrze człowieka.
Postawiony sam wobec Boga człowiek odkrywa swoją odrębność od innych istot żywych i w tym momencie „rodzi się” jako osoba. Ten dar bycia osobą, dar podmiotowości, czyni człowieka samotnym. To, że jest sam, nie jest jednak stanem ostatecznym, finalnym. Będąc sam, człowiek może wchodzić w osobowe relacje, tworzyć więzi z innymi, budować komunię. Samotność warunkuje tworzenie wspólnoty.
Przywoływane już stwierdzenie „nie jest dobrze, aby człowiek (mężczyzna) był sam” (Rdz 2, 18) owocuje niejako dziełem stworzenia kobiety. Człowiek zapada w pierwszy sen, aby zbudzić się z niego mężczyzną i kobietą. Stworzenie kobiety to niejako powrót do momentu stworzenia, to „drugie” stworzenie. Człowiek świadomy swej pierwotnej samotności zasypia i budzi się człowiekiem „w jedności dwojga: mężczyzną i niewiastą”.
Tęsknota za drugim ja
Według Wojtyły pierwszy człowiek zapada w genezyjski sen z pragnieniem „istoty sobie-podobnej”. To właśnie pierwotna samotność sprawiła, że w człowieku obudziła się tęsknota za drugim ja. Za istotą, która jest także „wyosobniona” ze wszystkich innych istot żyjących, a więc jest inna przede wszystkim pod względem cielesnym. Jak pisze Wojtyła: „W ten sposób krąg samotności człowieka-osoby wypełnia się przez to, że pierwszy «człowiek» budzi się już ze swego snu «mężczyzną i niewiastą»”.
Opisanie stworzenia kobiety przez odwołanie się do metafory wyjęcia żebra z boku pierwszego człowieka należy rozumieć jako podkreślenie „jednorodności całej istoty obojga”, a przede wszystkim „struktury somatycznej”. Nie jest to w żadnym stopniu wyraz niższości kobiety czy jakiejś jej „wtórności”. Kobieta zostaje bowiem stworzona „na gruncie tego samego człowieczeństwa”. „Jednorodność somatyczna”, posiadanie takiego samego ciała, przy różnicach wynikających z płci, jest tak oczywista, iż pierwszy człowiek obudzony ze snu woła: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!” (Rdz 2, 23).
Ten pełen radości okrzyk mężczyzny na widok istoty sobie podobnej wydobył się z jego ust pierwszy raz – wcześniej bowiem nie znał on istoty sobie podobnej. W okrzyku mężczyzny dominuje radość z obecności człowieka, z drugiego ja. Warto zauważyć, iż to znowu ciało pokazuje pierwszemu człowiekowi człowieczeństwo stworzonej kobiety. Ciało zatem objawia człowieka.
Pełne stworzenie człowieka to stworzenie „jedności dwojga” – jedność opiera się na człowieczeństwie, dwoistość – na męskości i kobiecości. Pierwotna jedność człowieka poprzez męskość i kobiecość dokonuje przekroczenia granicy pierwotnej samotności. Dzięki samotności człowiek „wyosobnił” się od innych istot i jednocześnie w tej samotności otworzył się na istotę sobie podobną. Otwarcie to jest ważnym rysem człowieczeństwa w ogóle, wskazującym na jego relacyjność – człowiek bytuje zawsze w relacji „dla”, co oznacza, że człowieczeństwo to „komunia osób”.
Męskości i kobiecość zaś to dwa „wcielenia” tego samego człowieczeństwa, to dwa wzajemnie dopełniające się sposoby „bycia ciałem” i zarazem bycia człowiekiem. Jak pisze Wojtyła: „(…) kobiecość niejako odnajduje siebie w obliczu męskości, podczas gdy męskość potwierdza się przez kobiecość. Ta «osobotwórcza» (a nie tylko osobowościowa) funkcja płci wskazuje, jak głęboko człowiek przy całej swej duchowej samotności, przy całej jedyności i niepowtarzalności właściwej osobie, ukonstytuowany jest przez ciało jako «ten» lub «ta»”.
Uczyć się samotności
Myśl Wojtyły odnośnie do ludzkiej samotności stanowi zakorzenioną w chrześcijańskiej tradycji interesującą wykładnię rozumienia tego odwiecznego chyba ludzkiego stanu ducha. Poszerza ona współcześnie dominujące podejście psychologiczne, które nie zawsze potrafi ująć i wyjaśnić pełnię ludzkich doświadczeń. Wydaje się, że bez uznania, iż w człowieku istnieje wewnętrzna sfera duchowa, niepoddająca się empirycznym badaniom, redukujemy fenomen bycia człowiekiem do sfery głównie materialnej. Tracimy przez to jakiś fundamentalny element kondycji ludzkiej.
To tradycyjne podejście w sposób niezwykły dowartościowuje też samotność jako naturalny stan człowieka, który stanowi wezwanie, zaproszenie czy bodziec do wejścia w siebie, przemiany, refleksji. Nie należy więc z tak rozumianą samotnością „walczyć” lub zagłuszać jej, gdyż stanowi zaproszenie do przejścia pewnej wewnętrznej drogi, której końcem jest spotkanie z innym. Nie zawsze szybkie czy natychmiastowe.
Zjawiskiem negatywnym jest coś, co można nazwać stanem osamotnienia, kiedy osoba pozostawiona przez innych nie może sobie poradzić w życiu. Stan taki wywołuje naturalny lęk i godzi w dobro i rozwój osoby. Z takim osamotnieniem należy walczyć.
A co z samotnością? Do właściwego jej przeżywania należy raczej wychowywać dzieci i młodzież. Zapoznawać z nią i pokazywać korzyści, jakie mogą z niej płynąć. Osoby dorosłe powinny starać się żyć z samotnością, kiedy się u nich pojawi, pamiętając, że jest elementem ludzkiej kondycji, który często poprzedza twórczą przemianę w życiu. Jest jej zapowiedzią. A warto chyba poczekać trochę na coś dobrego?
Tekst pochodzi z drugiego numeru magazyny „Myśl w Centrum” wydawanego przez Centrum Myśli Jana Pawła II. Zachęcamy do zapoznania się z periodykiem.