Leon XIII, papież przełomu wieków, lawirował między mocarstwami, gasząc konflikty i budując mosty, choć czasem za cenę trudnych kompromisów. Analizując jego dziedzictwo, Krzysztof Konieczny zastanawia się, jakie aspekty jego pontyfikatu mogłyby stać się inspiracją dla nowego papieża, Leona XIV.
Na wstępie zaznaczę, że absolutnie nie jestem zwolennikiem wróżenia z fusów herbacianych, trzewi ptaków lub kryształowych kul przyszłości; chciałbym jednak zaproponować pewną interpretację tego, co może oznaczać dobór imienia Leona XIV przez naszego nowego papieża (Boże, błogosław go), kardynała Roberta Prevosta OSA. Nie będę też pochylał się nad sprawami dotyczącymi potencjalnej teologii, organizacji Kościoła i ogólnego klimatu duchowo-intelektualnego towarzyszącego Jego Świątobliwości – rewelacyjnie zajęli się tym już kol. Anna Tarnacka oraz kol. Franciszek Jóźwicki. Chciałbym krótko zwrócić uwagę na to, co mogą sugerować pewne aspekty papieskiego imienia Leon.
Kwestia światowego pokoju była dla Leona XIII rzeczą kluczową. Sprawując pontyfikat w niezwykle skomplikowanych czasach, dostrzegał rosnące napięcia międzynarodowe wynikające m.in. z „przeterminowania” porządku wiedeńskiego i śmiałego szturmu nowych koncepcji polityczno-społecznych.
Pamiętajmy chociażby, że to w pierwszych latach rządów Leona XIII powstałe w poprzednich dekadach Zjednoczone Niemcy i Zjednoczone Włochy (uznane przez Watykan w Pakcie Laterańskim dopiero w 1929 roku!), wraz z walczącymi o polityczne przetrwanie Austro-Węgrami, zawarły porozumienie znane jako Trójprzymierze. Towarzyszący ambicjom tego sojuszu wyścig zbrojeń, prowadzony głównie z Francją i Wielkiej Brytaną, skierował Europę na groźny tor kolizyjny, z walką o kolonie i dominację na morzu w tle.
Obie Ameryki stosunkowo niedawno były arenami wielkich wojen nowoczesnego typu – materiałowego – a w Azji rosła w siłę nowa potęga, Japonia, jako jedyne państwo Pacyfiku w pełni opierające się kolonizacji. A dodać do tego należy coraz śmielsze działania socjalistycznych rewolucjonistów w Europie, nacjonalizm gotowy na odrzucenie chrześcijańskich priorytetów, zamożne mieszczaństwo oraz konserwatystów knujących, jak w zmieniającym się świecie utrzymać pozycję i status za wszelką cenę.
Leon XIII widział więc napięte stosunki międzynarodowe i rozumiał, że każdy fałszywy ruch może skończyć się mniejszą lub większą tragedią. Pisał: „Ogromna liczba żołnierzy i ogromne uzbrojenie mogą na chwilę powstrzymać wroga przed atakiem, ale nigdy nie zapewnią pewnego i trwałego pokoju. Ponadto uzbrojenie, które jest zagrożeniem, bardziej przyspiesza niż opóźnia konflikt; napełnia umysł niepokojem o przyszłość”.
Podobną uwagę zawarł św. Jan Paweł II w swoim orędziu na XIII Światowy Dzień Pokoju w 1980 roku: „Samo istnienie wyścigu zbrojeń może rzucić podejrzenie fałszu i hipokryzji na pewne deklaracje pragnienia pokojowego współistnienia. Co gorsza, często może nawet uzasadniać wrażenie, że takie deklaracje służą jedynie jako kamuflaż dla przeciwstawnych intencji“.
Leon XIII jako zwolennik pokoju dążył do restauracji tradycyjnej roli Kościoła jako rozjemcy, a nie strony konfliktów. Na prośbę dążącego do odbudowy relacji z Kościołem Otto von Bismarcka prowadził mediację pomiędzy Hiszpanią a Niemcami w sprawie wysp Karolińskich i Palau; zadecydował o hiszpańskim charakterze administracyjnym archipelagu, jednocześnie przyznając prawa handlu i żeglugi Niemcom, co obie strony wprowadziły odpowiednimi umowami w życie w grudniu 1885 roku (swoją drogą, Madryt sprzedał wyspy Berlinowi 14 lat później). Miał udział w formowaniu relacji rosyjsko-francuskich, kształtowanych w odpowiedzi na Trójprzymierze, mediował między narodami Haiti i Dominikany oraz zalecił Watykanowi zaangażować się w tworzenie Stałego Trybunału Rozjemczego w Hadze.
Jest jednak druga strona medalu, mogąca wydawać się kontrowersyjna. Leon XIII uznawał pokój za wartość nadrzędną, za swego rodzaju wyraz porządku nadanego światu przez Boga, i sprzeciwiał się wszystkim drganiom, które mogłyby go zakłócić. W encyklice Caritatis providentiaeque z 1894 roku, skierowanej do biskupów polskich, wyraźnie przypominał (tłum. własne):
„(…) ci, którzy podlegają władzy, powinni zawsze czcić i ufać swoim książętom i być im posłuszni nie tylko z powodu gniewu, ale także ze względu na sumienie, ponieważ Bóg sprawuje swoje rządy za pośrednictwem ludzi; podwładni powinni również składać błagania, modlitwy, wstawiennictwa i dziękczynienia dla ich władców; powinni poddawać się świętej dyscyplinie państwa, powstrzymywać się od stowarzyszeń i machinacji niegodziwych i nie czynić niczego wywrotowego; że powinni poświęcać się utrzymaniu spokojnego pokoju w sprawiedliwości”
Za szczególnie niebezpieczną uważał truciznę „ducha buntowników, którzy ośmielają się obalać władzę doczesną”. Nawoływał przy tym, kierując słowa głównie do Polaków z zaboru austriackiego, o poszanowanie Rusinów, bo chociaż „różnili się od nich pochodzeniem i obrządkiem” to „dzielili ten sam region, ten sam stan, ale zwłaszcza tę samą wiarę”. Przekonywał do wiary w możliwość porozumienia z carem (pkt 4 i 10), z którym miał dobre relacje i z którym zawarł umowę o poluzowaniu obostrzeń w zakresie wolności wyznania dla katolików, zachęcał do lojalności wobec cesarza habsburskiego jako człowieka o „życzliwym umyśle” i „wielkiej gorliwości”, a Polakom wskazywał, że cesarz niemiecki okaże się im bardziej pomocny, jeśli „trwać będą w szacunku do prawa”.
Mówiąc krótko: po dwóch tragicznych powstaniach (ale też porażce Kulturkampfu i liberalizacji monarchii habsburskiej) papież zwracał uwagę katolikom ziem polskich, że nie w czynie zbrojnym, a w harmonii i pokoju poszukiwać powinni przestrzeni życiowej, ponieważ chrześcijanin „ufnie i cierpliwie oczekuje pocieszenia i pomocy od Boga, bez względu na to, jakie wydarzenia może przynieść ludzka kondycja”.
W podobnym tonie zwrócił się do Kościoła w Irlandii. Gdy w latach 80. XIX wieku w kraju tym nasilały się nastroje nacjonalistyczne, a niezadowolenie z polityki gruntowej brytyjskiego parlamentu prowadziło do bojkotów, rozruchów i spisków przeciwko Koronie, Leon XIII napisał encyklikę Saepe Nos, ostro krytykując zachowanie Irlandczyków:
„Święta Kongregacja, której zadaniem jest obrona autorytetu Kościoła przed tymi, którzy mu się sprzeciwiają, zadekretowała, że metody walki znane jako bojkot i plan kampanii, które zaczęły być stosowane przez wielu, nie mogą być prawnie stosowane. Niemało jest takich, należy ubolewać, którzy wezwali ludzi na podniecone spotkania, gdzie w obiegu są krążące nierozważne i niebezpieczne opinie, a autorytet Dekretu nie jest oszczędzony. Nie dość, że za pomocą wymuszonych interpretacji poważnie wypaczono rzeczywisty sens tego Dekretu, to zaprzecza się wręcz, że Dekretowi należy się posłuszeństwo, tak jakby nie było prawdziwą i właściwą funkcją Kościoła decydowanie, co jest dobre, a co złe w ludzkich czynach. (…) Nigdy nie sprzeciwialiśmy się ich walce o lepszy stan rzeczy, ale czy można uznać za dopuszczalne, że w prowadzeniu tej walki otwiera się droga, która może prowadzić do złych uczynków? (…) Nasz obowiązek zabraniał nam tolerować, że tak wielu katolików, których zbawienie musi być Naszą pierwszą troską, obierało niebezpieczną i ryzykowną drogę prowadzącą raczej do nieporządku niż do ulgi w niedoli”.
Zbawienie jest zatem rzeczą pierwszorzędną, a poprawa losu – nawet wobec niesprawiedliwej polityki okupantów lub rządzących – jest nie mniej słusznym, chociaż drugorzędnym celem. W pontyfikacie Leona XIII jako przywódcy Kościoła najważniejsze było zachowanie takiego porządku społecznego, który pozwoli katolikom wzrastać w wierze, rozwijać swoje społeczności i dążyć do Królestwa Niebieskiego. Na ścieżce tej sprawy doczesne były ważne, czego wyrazem jest przecież przełomowa encyklika Rerum Novarum, jednak musiały ustępować temu najważniejszemu celowi. W skierowanej do Kościoła w Austrii, Niemczech i Szwajcarii encyklice Militantis Ecclesiae pisał:
“Musimy więc uważać, aby to, co istotne – praktykowanie sprawiedliwości i pobożności – nie zostało zepchnięte na drugie miejsce; aby młodzież, ograniczona tylko do rzeczy widocznych, nie zmiażdżyła siły cnoty; aby podczas gdy nauczyciele starannie wyjaśniają podstawy i zawiłości jakiejś męczącej dyscypliny, nie zaniedbali troski o prawdziwą mądrość, której »początkiem jest bojaźń Boża« i której nakazy powinny rządzić całym życiem”.
Kościół Walczący Leona XIII był Kościołem, który organizował szkoły, kluby, związki i stowarzyszenia. W obliczu relatywizmu i sekularyzacji podejmował trudną i żmudną pracę u podstaw, a nie sięgał po miecz „za wolność naszą i waszą”.
Dyplomatyczne wyzwania Kościoła Franciszka i Leona XIV
Wbrew zapowiadanym napięciom na linii Watykan-Waszyngton z powodu różnic poglądów Leona XIV i administracji Donalda Trumpa, widzę spory potencjał na współpracę tych dwóch stolic. Jak wcześniej argumentowałem, Stany Zjednoczone prezentują bardzo pragmatyczne, a jednocześnie radykalne podejście do kwestii pokoju na świecie: dążą do niego za wszelką cenę (chociaż można się spierać o intencje tej polityki). Wskazują na to niepopularne w Europie komentarze nt. wojny na Ukrainie, niedawno zawarte porozumienie o zawieszeniu broni z jemeńskimi Houthi, odrzucenie nacisków Izraela (sic!) by konfrontować się z tureckimi wpływami w Syrii czy intensywne włączenie się w rozmowy pokojowe Rwanda-DR Kongo.
Papież Franciszek, w kontekście wojny na Ukrainie, podobnie jak Leon XIII w swoim czasie, konsekwentnie potępiał eskalację zbrojeń (także przed 2022 r.) i niestrudzenie wzywał do poszukiwania pokojowych rozwiązań oraz ugody.
Jego nacisk na dialog i zakończenie konfliktu, nawet jeśli miałoby to oznaczać trudne kompromisy dla strony ukraińskiej (zwłaszcza w kontekście jej dążenia do odzyskania pełnej integralności terytorialnej sprzed 2014 r.), podkreślał prymat ochrony życia ludzkiego.
Być może Leon XIV również będzie podążał za tą intuicją. Zresztą, polem do „dyplomatycznego popisu” nowego papieża nie musi być Europa Wschodnia. Kwestia konfliktu na Bliskim Wschodzie była dla Franciszka bardzo ważna, a Watykan wciąż ma w jej sprawie wiele do powiedzenia. Podobnie nierozstrzygniętą kwestią pozostaje sytuacja Kościoła w Chinach, gdzie porozumienie zawarte w 2018 roku doprowadziło do współdzielenia przez Stolicę Apostolską kompetencji w mianowaniu biskupów z Komunistyczną Partią Chin – praktyka znana również z Wietnamu, lecz przez wielu komentatorów oceniana jako faktyczna kapitulacja Rzymu.
Leon XIV może podjąć próbę uhonorowania swojego imiennego poprzednika poprzez szereg działań zarówno koniecznych, jak i wystawiających na oburzenie ze strony jastrzębi i radykałów różnych opcji. Ale może tego właśnie potrzebujemy? Może, żyjąc w dobie błyskawicznego przepływu informacji z całego globu, potrzebujemy przypomnienia, gdzie leży źródło naszych katolickich inspiracji i dążeń? Niekoniecznie jednak dyplomacja papieska (czyżby Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej, kard. Pietro Parolin, nie musiał się obawiać o posadę?) będzie zajmowała go w znacznej mierze. Póki co, podczas przemowy do Kolegium Kardynalskiego z 10 maja podkreślił, że wybierając to imię, chce nawiązywać głównie do społecznego wymiaru pontyfikatu Leona XIII:
„Powody są różne, ale przede wszystkim dlatego, że papież Leon XIII w historycznej encyklice Rerum novarum poruszył kwestię społeczną w kontekście pierwszej wielkiej rewolucji przemysłowej, a dziś Kościół dzieli się z wszystkimi swoim dziedzictwem nauki społecznej, aby odpowiedzieć na kolejną rewolucję przemysłową i rozwój sztucznej inteligencji, które stawiają nowe wyzwania w zakresie obrony godności ludzkiej, sprawiedliwości i pracy”.
W cyklu „Historia w witrażu” przyglądamy się wydarzeniom historycznym w kontekście nauczania społecznego Kościoła, szukając inspiracji do rozwiązywania współczesnych problemów.