Cisza przed pustynną burzą

Ramadan przyniósł pewne odprężenie w sytuacji wokół wojny palestyńsko-izraelskiej. Nie jest pewne, czy to ze względu na święty miesiąc i ważniejsze sprawy na głowach niejednego wierzącego muzułmanina, czy też mamy do czynienia z trwalszą odwilżą na gorącej zazwyczaj pustyni. Wiele wskazuje, że tornado dopiero nadciąga, a w Tel-Awiwie zapadną decyzje, które mogą obrócić krainę Lewantu i Palestyny w krainę ognia i popiołu na kształt piekła Dantego.

 

 

 

Pomoc humanitarna dla Gazy

Od dłuższego czasu trwa gehenna ludności cywilnej zamieszkującej Gazę. Znakomita większość Palestyńczyków zgromadzona jest w Rafah, na południu enklawy, gdzie zostali wypędzeni przez izraelskie siły zbrojne (IDF) w trakcie trwania operacji przeciwko Hamasowi w północnej i środkowej strefie. Do Rafah dowożona jest pomoc humanitarna z Egiptu, chociaż Izrael robi wszystko żeby ograniczyć te transporty i przejąć kontrolę nad tym, co trafia do Gazy.

Mimo wszystko sytuacja humanitarna w Rafah jest o niebo lepsza niż ta, którą obecnie można zastać w miastach na północy strefy. W Khan Yunis czy mieście Gaza zgromadzonych jest łącznie około 300 tysięcy osób, które zostały otoczone i odcięte od możliwości ucieczki i dostaw żywności drogą lądową. To właśnie z tych miejsc oglądamy chwytające za serce nagrania wygłodniałych dzieci, a także to tutaj koncentrują się zrzuty pomocy humanitarnej z samolotów. 

Pomoc humanitarna dostarczana drogą lotniczą to niestety bardziej zabieg propagandowo-PRowy niż faktyczne wsparcie dla zrozpaczonej ludności cywilnej. Transporty są w stanie jednorazowo wynieść około 20-30 tyś. posiłków, ale szanse na ich otrzymanie są niewielkie. Po pierwsze: często palety spadają na miejsca, gdzie ich podjęcie przez ludzi grozi śmiercią, np. na polach minowych, przy niewybuchach lub poprzez ostrzał snajperski. Po drugie zdarza się, że zrzuty trafiają w miejsca niedostępne lub jak w przypadku jednego ze szpitali, potrafią wyrządzić… niesamowite szkody. Jedna z palet (według miejscowych źródeł) rozbiła panele fotowoltaiczne na dachu szpitala, co ograniczyło i tak już skąpą ilość energii docierającą do placówki.

Plany pisane na wodzie

W ostatnich tygodniach pojawiła się nowa koncepcja, jak można by pomóc Palestyńczykom w środkowej i północnej Gazie. Otóż Amerykanie chcą zainstalować prowizoryczne molo do rozładunku statków towarowych u wybrzeży Gazy w mieście Khan Yunis, w którym obecnie toczą się ciężkie walki pomiędzy IDF a Hamasem. Okręty U.S. Navy płyną w stronę Morza Śródziemnego wioząc potrzebną platformę logistyczną, ale uruchomienie improwizowanego portu nastąpi wedle planów dopiero za około 60 dni. 

Obecnie udało się dostarczyć do tej części Gazy pierwszy statek z pomocą. Wiózł ze sobą 200 tonową barkę wypełnioną żywnością. Organizatorem pomocy była amerykańska organizacja World Central Kitchen, która pozyskała fundusze na pomoc od m.in. Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a samą dostawę zrealizowano dzięki statkom hiszpańskiej organizacji Open Arms. Pomoc zawierała około 500 tysięcy posiłków, co oznacza, że mogłaby ona teoretycznie zaspokoić potrzeby żywnościowe osaczonej ludności na mniej więcej jeden dzień. I to mówimy o absolutnym minimum do przeżycia przez jakiś czas. Szef organizacji Open Arms opisywał jak wygląda sytuacja na brzegu:

Ludzie jedzą tam trawę i są bombardowani, w trakcie gdy Ty wysiadasz z łodzi z jedzeniem.

Open Arms zapowiadają kolejne dostawy żywności, ale na pewno nie będzie to częstotliwość, która zapewni Gazańczykom przetrwanie. Do czasu wybudowania portu o dużej przepustowości przez wojsko USA wiele osób może zginąć a katastrofa humanitarna tylko się pogłębić.

Wojna z Libanem?

Według doniesień ze strony libańskich mediów Izrael wyznaczył 15 marca jako ostateczny termin na osiągnięcie porozumienia politycznego z Libanem, w przeciwnym razie doprowadzi to do eskalacji obecnych starć granicznych z Hezbollahem w wojnę. Według żądań Tel-Awiwu siły szyickiej organizacji militarnej miałyby wycofać się poza obszar rzeki Litanii aby zapewnić bufor bezpieczeństwa dla ludności Izraela. 

Kalendarz jasno wskazuje, że do interwencji IDF nie doszło. Pozostaje pytanie czy faktycznie możliwa jest wojna na dwa fronty, pomiędzy Izraelem a Hamasem i Hezbollahem? 

Libańska grupa to znacznie silniejszy przeciwnik dla IDF niż Hamas. Hezbollah ma zgromadzony pokaźny zasób środków bojowych, dzięki którym mógłby szybko przeciążyć Iron Dome (zautomatyzowany system obrony powietrznej ochraniający Izrael – przyp. red.) i zaatakować miasta na terenie Izraela, a także dziesiątki tysięcy weteranów wojny w Syrii, gotowych do zmierzenia się z izraelskim wojskiem.

Co prawda, Amerykanie dostarczają zaopatrzenie militarne dla IDF, ale ze względu na polityczny pat w Kongresie, wsparcie to jest ograniczone i nie ma perspektyw na zmianę tego statusu. 

Ponadto Izrael nie zakończył operacji w Gazie, gdzie ciągle znajduje się gros sił IDF. Przed obecną wojną z Hamasem koncepcje sztabu generalnego uznawały za realną doktrynę zakładającą prowadzenie operacji wojskowych na trzech frontach jednocześnie: w Gazie, w Libanie oraz na Zachodnim Brzegu. W ostatnich tygodniach pojawiły się informacje, że Ministerstwo Obrony pod przywództwem Yoava Gallanta nie jest do końca przekonane o własnych możliwościach prowadzenia tak skomplikowanej operacji. Opozycyjne serwisy informują o niedoborach w sprzęcie, a także o niskiej wartości bojowej rezerwistów w IDF.

Aby móc wycofać znaczne siły z Gazy i pozostawić tam kontyngent okupacyjny IDF musiałby zakończyć najważniejszą fazę operacji, która obejmuje pacyfikację bojowników Hamasu w Rafah przy granicy z Egiptem.

Ofensywa na Rafah

„Czy wasza pamięć jest tak krótka? Czy tak szybko zapomnieliście o 7.10, najstraszniejszej masakrze Żydów od czasu Holokaustu? Czy  tak szybko odmawiacie Izraelowi prawa do bronić się przed potworami Hamasu?”

Benjamin Netanjahu podczas spotkania z kanclerzem Niemiec Olafem Sholzem
oraz przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen.

 

Premier Izraela, Benjamin Netanjahu niemal codziennie informuje opinię publiczną na całym świecie o swoich planach uderzenia na Rafah, co spotyka się z ostrymi reakcjami ze strony czołowych polityków. Dzisiaj Kanadyjski parlament zagłosował za wstrzymaniem eksportu sprzętu wojskowego do Izraela w obliczu rosnących niepokojów dotyczących inwazji na Rafah. Waszyngton poinformował we wtorek, że Joe Biden podczas rozmowy telefonicznej z Benjaminem Netanjahu (pierwszej od miesiąca), powiedział że Izrael „nie powinienprzeprowadzać inwazji na Rafah oraz wezwał do wysłania zespołu wojskowych i polityków do Białego Domu, w celu „wysłuchania obaw USA„. Netanjahu nie pozostawił prezydentowi Bidenowi złudzeń i miał mu odpowiedzieć, że:

„Jesteśmy zdeterminowani dokończyć eliminowanie tych batalionów w Rafah i nie można tego zrobić inaczej niż poprzez wejście na teren miasta.”

Dla Izraela atak na Rafah będzie opus magnum tej wojny, gdyż to tam wywiad dopatruje się najważniejszych celów militarnych, bez osiągnięcia których pół roku walk okupionych ciężkimi stratami może okazać się bezużyteczne. 

Właściwie dlaczego atak na Rafah jest tak istotny dla Izraela? To właśnie tam mają działać ostatnie dobrze zorganizowane brygady Al-Kassam, zbrojnego skrzydła Hamasu, a ich eliminacja jest konieczna do sprawowanie efektywnej okupacji nad terytorium enklawy. W Rafah najprawdopodobniej przebywają najwyżsi przywódcy Hamasu na terytorium Gazy (bracia Sinwarowie, Mohammed Deif). Reszta czołowych przywódców organizacji terrorystycznej przebywa w Katarze, Turcji oraz w Libanie, chociaż w tym ostatnim IDF ma paradoksalnie większą skuteczność w ich eliminowaniu niż w Gazie.

Źródła powiązane z armią wspominają też o punktach oporu i dowodzenia w Rafah oraz o sieci tuneli, których eliminacja powinna ostatecznie złamać możliwości komunikacyjne oraz logistyczne Hamasu w Strefie Gazy.

Ponadto Izrael chciałby odciąć pomoc humanitarną od strony Egiptu do Gazy oraz postawić siły IDF na granicy z Egiptem. Izraelski wywiad uważa, że to właśnie od strony Egiptu wraz z pomocą humanitarną trafia do enklawy uzbrojenie i zaopatrzenie dla Hamasu, dlatego przejęcie kontroli nad pasem granicznym i dostawami pomocy wydaje się być kluczowe.

I tutaj powracamy na chwilę do kwestii budowy portu w Khan Yunis przez Amerykanów. Na Izrael płyną coraz większe naciski polityczne ze strony Stanów Zjednoczonych, ale także innych europejskich oraz bliskowschodnich państw, na katastrofalne skutki jakie miałaby ofensywa na Rafah, gdy zgromadzone jest tam około 1,4 mln ludzi. Ratunkiem dla IDF może być budowa wspomnianego portu w Khan Yunis, gdzie mogłaby być dostarczana pomoc humanitarna z Cypru dla ludności w środkowej i północnej Gazie.

Patrząc na zadowolenie ministra obrony Yoawa Gallanta z amerykańskiej propozycji odnośnie budowy portu, można wnioskować, że obecny plan Izraela obejmuje wypędzenie ludności arabskiej  z Rafah do Khan Yunis, gdzie dzięki pomocy humanitarnej płynącej z Cypru, już kontrolowanej przez Izrael (na razie w Aszkodzie, ale docelowo w wynajętym przez Tel-Awiw porcie na Cyprze), będzie można zgromadzić ludność Gazy i przetrzymać do czasu zakończenia operacji w Rafah.

Gdzie jest haczyk?

Amerykanie wybudują port w przeciągu około 60 dni i do tego czasu wypędzenie Palestyńczyków z Rafah może odbić się czkawką Izraelowi, gdyż narazi to ludność cywilną na jeszcze większy głód i brak niezbędnych do funkcjonowania środków. Czy Izrael wytrzyma kolejne dwa miesiące w oczekiwaniu na ukończenie portu? Wydaje się to mocno wątpliwe.

Wynajęcie portu na Cyprze przez Izrael ma też być polisą ubezpieczeniową na wypadek „przejściowych problemów z użytkowaniem portu w Hajfie”. Jakie „przejściowe” problemy grożą izraelskiemu portowi w Hajfie? Zapewne Izraelczycy obawiają się paraliżu spowodowanego atakiem Hezbollahu na port w wypadku eskalacji działań w Libanie.

Brak widocznych postępów w sprawie rozmów o zakładnikach wskazuje także, że IDF nie chce paraliżować swoich działań układem na jaki liczy Hamas, czyli takim, który obejmowałby zakończenie działań wojennych bez podbicia Rafah. Z drugiej strony Hamas wie, że jeżeli nie wynegocjuje zakończenia wojny, to po 60 dniach spokoju (czy tylu ile ostatecznie by wynegocjowano) IDF z pełną mocą i determinacją uderzyłby na Rafah i Hamas doprowadzając do jego rozbicia na terenie enklawy. 

„Powiedziałem naszym siłom w terenie: podczas gdy wy i IDF przygotowujecie się do kontynuowania walki, istnieje międzynarodowa presja, aby uniemożliwić nam wejście do Rafah i dokończenie zadania. Jako premier Izraela będę odpierał te naciski i wkroczymy do Rafah, zakończymy eliminację pozostałych batalionów Hamasu, przywrócimy bezpieczeństwo i zapewnimy całkowite zwycięstwo narodowi Izraela i państwu Izrael”

Benjamin Netanjahu

To właśnie ofensywa na Rafah może być początkiem prawdziwego tornada, które rozpęta się na Bliskim Wschodzie w najbliższych tygodniach. Jak widać rząd Izraela jest zdeterminowany, aby taką operację przeprowadzić. Czy jednak Netanjahu ma wystarczająco dużo pokory i opanowania politycznego, aby wstrzymać się z decyzją o inwazji na Rafah, do czasu zapewnienia odpowiedniej pomocy dla ludności cywilnej w środkowej i północnej Gazie? Czy wypędzi ludzi z Rafah i zapewni im schronienia oraz zaprowiantowanie w miastach na północy? Szczerze wątpię – obym się mylił.

Marcin Lupa
Marcin LupaNa portalu prowadzi autorski cykl "Globalne Południe pod Lupą". Absolwent Wydziału Prawa i Administracji UWr poświęcający swój czas wolny na rekonstrukcję historyczną przedwojennego Wojska Polskiego oraz studiowanie historii XX wieku. Z zamiłowania biegacz i miłośnik górskich wędrówek, interesujący się geopolityką, astronomią, muzyką, książkami (od biografistyki i literatury faktu po klasyki fantastyki) i filmami wojennymi.