Deklaracja pekińska, czyli PR-owa inicjatywa chińska

Stosunki między poszczególnymi palestyńskimi frakcjami można eufemistycznie nazwać chłodnymi. Jeszcze tydzień temu prezydent Autonomii Palestyńskiej, 88-letni Mahmud Abbas wywodzący się z Fatahu, obarczał odpowiedzialnością Hamas za wyniszczającą wojnę w Strefie Gazy, a 23 lipca gruchnęła niczym grom z jasnego nieba informacja o tym, że w Pekinie podpisano wspólne oświadczenie, którego celem jest położenie kresu podziałom między zaciekłymi rywalami. Wszystko to sygnowane w błyskach fleszy chińskich mediów pod kuratelą ministra spraw zagranicznych Chin Wang Yi.

Zwaśnione strony

14 lipca prezydent Autonomii Palestyńskiej, sędziwy Abu Mazen (Mahmud Abbas) wyraził swoją dezaprobatę dla bestialskich działań w Gazie, prowadzonych przez Izrael wspierany przez rząd Stanów Zjednoczonych. Kluczową kwestią poruszoną przez Abbasa było także krytyczne odniesienie się do swoich głównych rywali w łonie palestyńskiej sceny politycznej, czyli wobec Hamasu:

„Prezydent uważa, że ​​ruch Hamas, uciekając od jedności narodowej i dostarczając wolnych pretekstów państwu okupacyjnemu, jest partnerem w ponoszeniu prawnej, moralnej i politycznej odpowiedzialności za kontynuację izraelskiej wojny ludobójstwa w Strefie Gazy”.

Reakcja Abu Mazena nastąpiła po ataku izraelskim w obszarze między Al-Mawasi i Khan Younis, gdzie siły izraelskie polując na czołowych dowódców brygad Qassam, Muhammeda Deifa i Rafę Salama, dokonały rzezi blisko 100 osób cywilnych. Oliwy do ognia dolał urzędnik Autonomii Palestyńskiej Munir Al-Jaghoub, który powiedział w wywiadzie dla saudyjskiego portalu al-Arabiya:

„Gdyby Hamas chciał walczyć twarzą w twarz z Izraelem, zrobiłby to na obszarach, na których stacjonuje armia, a nie w miejscach, w których są ludzie. Hamas faktycznie ukrywa się między mieszkańcami, aby chronić się i ratować”.

Rzecznik Hamasu Dżihad Taha nie pozostał dłużny swoim politycznym rywalom i wezwał Fatah do potępienia oświadczenia Al-Jaghuba: „Musisz zaprzestać promowania fałszywych narracji o Izraelu i przyłączyć się do naszego narodu w jego zdecydowanej i niezłomnej walce z barbarzyńskimi atakami”.

Rywalizacja między Hamasem i Fatahem trwa od wielu lat. W czerwcu 2007 roku doszło do serii brutalnych starć w Gazie, których kulminacją było wyparcie przez Hamas Fatahu z enklawy. Wrogie przejęcie spowodowało polityczny i terytorialny rozłam między Autonomią Palestyńską pod przywództwem Fatahu, która zachowała kontrolę nad Zachodnim Brzegiem, a Hamasem, który rozpostarł kontrolę nad Strefą Gazy.

Mimo pełnej wrogości i nieufności między stronami, Chińczykom udało się doprowadzić do przełomowego pojednania w Pekinie, co hucznie obwieściły tamtejsze media. Czy jednak faktycznie mamy do czynienia z epokową zmianą na palestyńskiej scenie politycznej, czy też raczej PR-owym aktem bez znaczenia, który w rzeczywistości nic nie zmienia w sytuacji Palestyny?

Żeby nie obrazić gospodarza

Na wstępie warto podkreślić, że nie jest to pierwsze porozumienie między zwaśnionymi frakcjami palestyńskimi. Z deklaracjami pojednania mieliśmy już do czynienia w 2011 oraz 2022 roku i de facto niewiele z nich wynikało.

Bejrucka gazeta al-Mayadeen opisuje porozumienie, którego głównymi punktami mają być:

  • utworzenie tymczasowego rządu jedności narodowej, który będzie wykonywał swoje zadania na wszystkich terytoriach palestyńskich w sposób potwierdzający jedność Zachodniego Brzegu, Jerozolimy i Strefy Gazy;
  • wybory na wszystkich terytoriach palestyńskich tak szybko, jak to możliwe;
  • monitorowanie wdrażania porozumień w celu zakończenia podziałów przy pomocy Egiptu, Algierii, Chin oraz Rosji.

 

W oświadczeniu nie zostały zawarte żadne szczegóły w kwestii tego, jak i kiedy rząd zostanie utworzony. Deklaracja wspomina jedynie, że zostanie to zrobione „za porozumieniem między frakcjami”. Wydaje się, że oświadczenie stanowi jedynie zestaw ogólnych porozumień politycznych, nie wprowadza jednakże żadnych mechanizmów wykonawczych, a także nie zawiera harmonogramu działania. Sprawia to, że wielu ekspertów oraz urzędników uważa deklarację pekińską za jedno z wielu porozumień, które osiągano w przeszłości przy udziale stron zewnętrznych, jednak bez znamion odpowiedniej woli politycznej zainteresowanych.

Saudyjski dziennik Al-Sharq, powołując się na rozmowę z anonimowym uczestnikiem spotkania, powtórzył jego słowa:

„Spotkanie w Chinach było burzliwe i pojawiły się w nim zasadnicze różnice, ale nie wypadało wracać z tego odległego kraju bez ogólnego oświadczenia, które zadowoliłoby chińskiego gospodarza i nie wzbudzać gniewu ulicy palestyńskiej”.

The Washington Post stwierdził, że „Palestyńscy eksperci polityczni generalnie odrzucili porozumienie jako odgrzewany kotlet kilku poprzednich oświadczeń o pojednaniu”. O ile Stany Zjednoczone mogą czuć się urażone policzkiem ze strony Autonomii Palestyńskiej, która prowadzi rozmowy pojednawcze w ramach różnych frakcji za pośrednictwem Pekinu, o tyle trudno podważyć ich rolę oraz wpływ na Izrael i także na możliwości zakończenia wojny w Gazie. The Washington Post:

„Buttu [Diana Buttu, palestyńska prawniczka zajmująca się prawami człowieka – przyp. tłum.] powiedziała, że obecnie istnieje ryzyko, iż 88-letni Abbas zmarginalizuje wysiłki na rzecz pojednania, tak jak to czynił w przeszłości, albo z powodu nacisków ze strony Izraela i Stanów Zjednoczonych, które chcą zmarginalizować Hamas, albo z powodu własnej chęci utrzymania się u władzy”.

Wspominana już wyżej gazeta Al-Sharq i anonimowy urzędnik biorący udział w spotkaniu w Pekinie wymieniają diametralne różnice pomiędzy stronami w kluczowych kwestiach, takich jak zakończenie podziału dotyczące władzy, prawa, legalnej broni dla bojowników i metod walki.

„Fatah uważa, że ​​władza musi zostać zjednoczona, a broń musi znajdować się wyłącznie w rękach personelu bezpieczeństwa, podczas gdy Hamas uważa, że ​​jesteśmy na etapie wyzwolenia narodowego, który wymaga od frakcji noszenia broni i stawiania oporu”.

Innymi słowy Fatah chciałby utrzymać porozumienie z Oslo i doprowadzić do pokoju z Izraelem, który dałby niepodległą Palestynę, natomiast Hamas chciałby kontynuować wojnę wszelkimi dostępnymi metodami, aż do ostatecznego wyzwolenia. Ewidentnie widać tutaj próbę wciągnięcia Zachodniego Brzegu do wojny, co pozwoliłoby odciążyć mocno już spacyfikowaną Gazę, a także postawić IDF przed perspektywą wojny na kolejnym froncie. Dla Fatahu byłby to faktyczny koniec, jako partii uznawanej międzynarodowo przez kraje zachodnie.

Wygląda na to, że jedynym, co faktycznie może stać za deklaracją pekińską jest fakt, że strony tego porozumienia chciały wydać jakieś wspólne oświadczenie, które z jednej strony do niczego by ich nie zobowiązywało, a z drugiej strony dałoby chińskim gospodarzom argumenty przeciwko Stanom Zjednoczonym. Państwo Środka już od dłuższego czasu rozpościera swoje wpływy na Bliski Wschód jawiąc się jako gołąbek pokoju, co udowodniło prowadząc rozmowy saudyjsko-irańskie zakończone bezprecedensowym porozumieniem. ChRL próbuje się ustawiać w roli pojednawcy zwaśnionych stron, czego kolejnym dowodem jest przedstawienie propozycji pokojowej dotyczącej wojny na Ukrainie, co obarcza Waszyngton rolą wichrzyciela, państwa imperialistycznego i agresywnego, które zamiast wygaszać konflikty, podgrzewa je lub w nich pośrednio uczestniczy.

Druga strona medalu

Chińska strategia dyplomatyczna, która polega na przyjęciu roli rozjemcy na globalnej szachownicy, pozostaje jasna. Wydaje się jednak, że niekoniecznie musi ona zostać tak odebrana we wszystkich zakątkach świata, a i na samym Bliskim Wschodzie znajdą się cisi oponenci.

Wprowadzenie Hamasu do rządu jedności narodowej Palestyny może być gorzką pigułką nie do przełknięcia zwłaszcza dla państw, które szczególnie obawiają się stojącego za tą organizacją Bractwa Muzułmańskiego. Egipt, Jordania, Zjednoczone Emiraty Arabskie, a w szczególności Arabia Saudyjska, chętnie pozbyłyby się Hamasu i Bractwa wykorzystując do tego celu izraelskie ręce.

Zachód oczywiście odnotował chińską inicjatywę i wskazał na PR-owy sukces Chin, wydaje się to jednak być jedynie taktyczne zwycięstwo dyplomacji państwa środka. Na dłuższą metę wiele krajów, zwłaszcza demokratycznych, może patrzeć ze zgrozą na próby wciągnięcia organizacji terrorystycznej do rządu palestyńskiego. Daje to asumpt do uwypuklania teorii o istnieniu osi zła od Moskwy, przez Pjongjang, Pekin i Teheran, która jest w stanie popierać islamski terroryzm w imię poszerzania własnych wpływów, a ściślej mówiąc do pomniejszania wpływów USA i ich sojuszników.

Co właściwie dla sprawy palestyńskiej miałoby dać uwiarygodnienie Hamasu w rządzie jedności narodowej? Trudno oczekiwać, że państwa Globalnego Południa, czy też Rosja i Chiny będą mogły w jakiś militarny sposób wspomóc Palestyńczyków w ich walce narodowowyzwoleńczej i pokonaniu Izraela. Wątpliwe jest, aby chciały zaogniać konflikt z Tel-Awiwem.

Los Palestyńczyków niestety w tym momencie znajduje się głównie w rękach Netanjahu i rządu Izraela, a pośrednio również Waszyngtonu, który ma możliwość przynajmniej częściowego wpływania na państwo syjonistyczne oraz jego arabskich sąsiadów. Legitymizacja Hamasu przez władze palestyńskie oznacza przekazanie „amunicji” izraelskim ekstremistom, a twierdzenia Bibiego o niedopuszczeniu do powstania „Hamas-stanu” i „Fatah-stanu” (bo to w gruncie rzeczy to samo), trafiają na co raz bardziej podatny grunt. Argument ten wykorzystał Israel Katz, minister spraw zagranicznych Izraela do ataku na Fatah i Abbasa:

„Zamiast odrzucić terroryzm, Mahmoud Abbas obejmuje morderców i gwałcicieli z Hamasu, odsłaniając swoje prawdziwe oblicze […]. Rządy Hamasu zostaną zmiażdżone, a Abbas będzie obserwował Gazę z daleka”.

Ashraf Abouelhoul, specjalista ds. palestyńskich i redaktor naczelny egipskiej gazety państwowej Al-Ahram podkreślił dobitnie, że bez państw Zachodu naciskających na Izrael nie ma możliwości ustanowienia rozwiązania dwupaństwowego, a w przypadku angażowania Hamasu w ten proces, takie wysiłki są z góry skazane na porażkę:

„Utworzenie rządu jedności narodowej, w skład którego wchodzi Hamas, jest odrzucane przez Stany Zjednoczone, Izrael i Wielką Brytanię. Wśród tych krajów panuje zgoda co do tego, że Hamas nie będzie odgrywał żadnej roli następnego dnia po wojnie w Gazie”.

Marcin Lupa
Marcin LupaNa portalu prowadzi autorski cykl "Globalne Południe pod Lupą". Absolwent Wydziału Prawa i Administracji UWr poświęcający swój czas wolny na rekonstrukcję historyczną przedwojennego Wojska Polskiego oraz studiowanie historii XX wieku. Z zamiłowania biegacz i miłośnik górskich wędrówek, interesujący się geopolityką, astronomią, muzyką, książkami (od biografistyki i literatury faktu po klasyki fantastyki) i filmami wojennymi.