Pamiętam jak za dziecka co niedzielę oglądałem z tatą przygody duńskich „super złodziei”, którym przewodził charyzmatyczny przywódca Egon Olsen. Mający dużo czasu na przemyślenia siedząc co rusz w więzieniu, przywódca tzw. Gangu Olsena opracowywał za każdym razem śmiały plan napadu na jakąś instytucję finansową. Śmiałem się w kułak widząc jak Egon wraz z Bennym i Klejdem dokonywali błyskotliwej operacji przestępczej wykorzystując sznurek do prania, trzy klamerki i dwa Tuborgi. Czytając w zeszłym tygodniu o przebiegu tzw. puczu w Demokratycznej Republice Konga, gdzie 40-50 mężczyzn chciało obalić rząd nad drugim co do wielkości, a trzecim jeżeli chodzi o ludność państwem w Afryce, zacząłem się zastanawiać, czy przywódca „rebeliantów” Christian Malanga nie planował rewolucji oglądając duńską komedię z końca lat 60-tych.
Kto stał za „przewrotem”?
Historia przywódcy puczystów wydaje się być fundamentalna dla zrozumienia skali groteski z jaką mieliśmy do czynienia w Kinszasie. Christian Malanga sam siebie opisywał na stronie internetowej jako uchodźcę, który trafił do Stanów Zjednoczonych pod koniec lat 90-tych wraz z rodziną. Nieżyjący już 41-letni puczysta trudnił się sprzedażą samochodów w Utah. W 2001 roku w wieku 18 lat, Malanga został skazany w Utah za napaść z użyciem broni palnej na 30 dni aresztu i trzy lata więzienia w zawieszeniu. Otrzymał także zarzuty związane z przemocą domową oraz pobiciem i zakłócaniem spokoju, nie przyznał się jednak do winy i w obu przypadkach sąd oddalił wszystkie zarzuty. Po 2004 r. jego nazwisko przewija się w aktach kilku spraw związanych ze sporem o opiekę nad dzieckiem i alimentami.
Nasz „bohater” twierdził także, że został liderem kongijskiej opozycyjnej partii politycznej i spotykał się z urzędnikami wysokiego szczebla w Waszyngtonie i Watykanie, w tym z członkami partii republikańskiej z Utah Robem Bishopem i Peterem Kingiem z Nowego Jorku. W pewnym momencie swojego życia Malanga postanowił wrócić do DRK, gdzie służył jako oficer walczący z rebeliantami, a następnie starał się o stanowisko urzędnicze, aby walczyć z korupcją w rządzie. Według jego relacji, został aresztowany w Afryce i na krótko przetrzymywany w 2011 r., by rok później wrócić do Stanów Zjednoczonych, gdzie założył Zjednoczoną Partię Kongijską. Malanga miał także nazywać siebie i swoją organizację rządem „prezydenta Nowego Zairu” na uchodźstwie i w 2017 roku groził w mediach społecznościowych obaleniem rządu Konga. Same władze kongijskie wyrażały podejrzenia, że był on zamieszany w rzekomy spisek, mający na celu wyeliminowanie ówczesnego prezydenta Demokratycznej Republiki Konga, Josepha Kabili.
Warto zauważyć, że puczyści odwoływali się do tradycji Zairu, czyli poprzedniej inkarnacji DRK, za czasów rządów dyktatora Mobutu Sese Seko. W latach gdy niepodzielnie rządził on Zairem, kraj nękały ubóstwo i zacofanie, które wywołały szereg rebelii zrozpaczonej ludności Konga, doprowadzając ostatecznie do obalenia dyktatora w 1997 roku. Nie ma co, ciekawy autorytet wybrali sobie puczyści na sztandary.
Nie wiadomo też, kiedy przyszły puczysta wciągnął w całą intrygę własnego 21-letniego syna Marcela, który urodził się w Stanach Zjednoczonych, gdzie w szkole średniej grał w piłkę nożną, a w pewnym momencie znany był z publikowania w mediach społecznościowych zdjęć ze stosami banknotów dolarowych i opowiadań o własnych związkach z kobietami. Matka chłopca Brittney Sawyer już po nieudanej „rewolucji” tak opisywała własnego syna dla portalu Associated Press:
„Mój syn jest niewinny (…). To był niewinny chłopiec podążający za ojcem.”
Innym obywatelem USA, który został schwytany przez siły bezpieczeństwa DRK podczas nieudanego puczu, był Benjamin Reuben Zalman-Polun. Jak twierdzi rząd Mozambiku oraz raport biuletynu Africa Intelligence, jego powiązania z Malangą istniały poprzez firmę trudniącą się wydobyciem złota założoną w tymże kraju w 2022 r. Według źródeł amerykańskich Zalman-Polun zajmował się handlem różnymi towarami, był także kierowcą i kurierem Ubera. Co pewnie nie jest szokujące, miał także przeszłość kryminalną. W 2014 roku przyznał się do zarzutów związanych z handlem narkotykami, gdy wraz z przyjacielem miał wysłać około 20 kilogramów marihuany z domu nad jeziorem Tahoe do innych miejsc na terenie całych Stanów Zjednoczonych.
Jak widać przywódcy „rebelii” w DRK stanowili niesamowity konglomerat dość kuriozalnych postaci. Już sam tytuł artykułu portalu Associated Press idealnie podsumowywał z jaką paczką „zawodowych rewolucjonistów” mieliśmy do czynienia:
„Amerykanie biorący udział w rzekomym spisku zamachu stanu w Kongo utworzyli nieprawdopodobną grupę”.
Gang Olsena w akcji
Jacy puczyści, taki zamach stanu – chciałoby się powiedzieć. Jaki jednak przebieg miały wydarzenia z niedzieli 19 maja w Kinszasie? Jak informowało francuskie Le Monde, nad ranem około godziny 4:30 w stolicy Konga rozległy się strzały, gdy przestępcy w wojskowych mundurach zaatakowali strażników Vitaala Kamerhe, byłego wicepremiera gospodarki i kandydata na przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego w DRK. Grupa około czterdziestu „ciężko uzbrojonych” mężczyzn, przeszła nie niepokojona przez nikogo przez jedną z najbezpieczniejszych ulic stolicy Konga, w dzielnicy Gombe, gdzie znajdują się rezydencje kongijskich urzędników oraz zagranicznych ambasadorów.
Grupa zbrojna uderzyła na dom Vitaala Kamerhe zabijając dwóch z piętnastu strzegących budynku ochroniarzy. Co jednak najciekawsze, w rezydencji nie było byłego wicepremiera gospodarki… tylko jego żona. Po godzinie nieskutecznego szturmu, puczyści prawdopodobnie zdecydowali się na improwizację i zmienili cel ofensywy. Skierowali się w stronę Pałacu Narodu, który też znajduje się w dzielnicy Gombe, a co zakrawa o kpinę, udało im się bez przeszkód przedostać w jego pobliże. Zaatakowany obiekt jest faktycznie pałacem prezydenckim, jednak problem w tym, że odbywają się tutaj głównie oficjalne przyjęcia, a nie jest to w żadnym wypadku rezydencja głowy państwa Félixa Tshisekediego, ani jego główne biuro. Chyba nie muszę dodawać, że prezydenta DRK nie było w tym budynku, gdy Olse… tzn. Malanga i jego ludzie dokonali skutecznego szturmu na niebroniony budynek.
Organizator całego spisku mającego za cel obalenie władzy w DRK, Christian Malanga, prowadził transmisję wideo na żywo w mediach społecznościowych z okolic pałacu prezydenckiego, na którym widać go w otoczeniu kilku osób w mundurach wojskowych błąkających się gdzieś po okolicy. W pewnym momencie, gdy przywódca buntu już znajdował się na terenie pałacu i skupiał się bardziej na kręceniu materiału filmowego niż na prowadzeniu ataku, widać na nagraniu jak krzyczy „Feliks, wyjdź!”, co miało prawdopodobnie zmusić prezydenta DRK do poddania się. Tylko szkoda, że Tshisekedi przebywał w zupełnie innym miejscu w tym czasie. W pompatycznym uniesieniu, otoczony przez kilkudziesięciu bojowników (z których część miała na głowie czerwone berety), Malanga mówił do kamery, że przejął władzę i wymachiwał flagą Zairu:
„Nadszedł czas. Niech żyje Zair, niech żyją dzieci Mobutu. Feliks upadł (…), zwyciężyliśmy”.
Nie do końca wiadomo w jaki sposób napastnicy zostali spacyfikowani, ale prawdopodobnie nastąpiła interwencja sił bezpieczeństwa DRK. Kongijski generał Sylvain Ekenge informował w komunikacie dla telewizji:
„Próba zamachu stanu została stłumiona w zarodku przez siły obrony i bezpieczeństwa. W tej próbie uczestniczyli cudzoziemcy i Kongijczycy, którzy wszyscy zostali ubezwłasnowolnieni, łącznie z ich przywódcą”.
Sześć osób zginęło, w tym Christian Malanga, przywódca rebeliantów, zabity przy stawianiu oporu podczas zatrzymania. Aresztowano około czterdziestu mężczyzn, z których część (jak informowała armia) próbowała uciec przez rzekę Kongo, która oddziela DRK od Republiki Konga. Do niewoli trafił także syn Malangi.
Dino Mahtani, niezależny badacz kwestii afrykańskich, w rozmowie z Associated Press starał się zrozumieć motywację puczystów:
„Ktoś go do tego namówił. Mogą to być zewnętrzni spiskowcy, ale biorąc pod uwagę jego wcześniejsze bliskie stosunki z co najmniej jednym z obecnych dowódców wojskowych Tshiskediego, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że o spisku wiedzieli wewnętrznie, co umożliwiło im szybkie działanie. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, jak 20–30 facetów myślało, że szturm na pałac prezydencki o 4 rano, gdy nikogo nie ma w pobliżu, może w jakiś sposób przejąć kontrolę nad państwem kongijskie”.
Kuriozalny spisek jaki został uknuty przez kilku obywateli USA oraz miejscowych bojowników zakończył się totalną klęską, a organizator nieszczęsnej rebelii stracił życie. Gdyby nie tragiczna śmierć kilku niewinnych osób, historia ta nadawałaby się na materiał na scenariusz jednej z części duńskiego filmu komediowego, o którym wspominam w tytule artykułu.