W jaki sposób sprowadzenie katolicyzmu do postaci z anime ma przyciągnąć młodych dorosłych do Chrystusa? Jan Paweł II był dla młodych niczym flecista z Hameln, ale nigdy, przenigdy nie spłycał wiary. Uczynił ją przystępną, owszem, ale nigdy nie sprowadził katolicyzmu do banału – pisze George Weigel.
Podczas lat spędzonych jako profesor teologii fundamentalnej na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, Salvatore „Rino” Fisichella był często wymieniany przez amerykańskich seminarzystów jako ich ulubiony profesor – zwolennik dynamicznej ortodoksji, którego angażujący styl zajęć był błogosławioną ulgą od sztywnych metod rzymskiej akademii. Po opublikowaniu przez Jana Pawła II w 1998 roku encykliki Fides et ratio (Wiara i rozum), z powodu której Voltaire przewracał się w grobie, w Rzymie żartowano, że prawdopodobnie za „F” i „R” w fides i ratio mogli kryć się „Fisichella” i „Ratzinger”. Wyświęcony na biskupa w 1998 roku przez wielkiego kardynała Camillo Ruiniego, wikariusza Jana Pawła II w Rzymie, Fisichella odegrał kluczową rolę w kształtowaniu treści Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Następnie wyróźnił się jako rektor Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego oraz przekonujący obrońca godności jako przewodniczący Papieskiej Akademii Życia.
Co więc ten wybitny duchowny, zdolny teolog i kompetentny administrator robił 28 października tego roku, próbując wyjaśnić na konferencji prasowej w Watykanie, dlaczego Jubileusz 2025 roku potrzebował maskotki o nazwie „Luce” (po włosku „światło”), która wyglądała tak, jakby została zaprojektowana na zajęciach plastycznych w szóstej klasie specjalizującej się w kreskówkach?
Szybko przeglądając jeden z komentarzy na temat „Luce”, najpierw pomyślałem, że autor odniósł się do maskotki jako „asinine” [ang. głupkowatej], co wydawało się całkiem trafne. Po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się jednak, że „Luce” to postać z gatunku „anime”, czyli generowanej komputerowo „sztuki”, w którym zazwyczaj pojawiają się urocze postacie o (według jednego z moich źródeł) „dużych i ekspresyjnych oczach”. Tak z pewnością jest w przypadku „Luce”. Jeszcze bardziej ekspresyjne – smutniejsze – były jednak oczy arcybiskupa Fisichelli na tej konferencji prasowej, próbującego argumentować, że „Luce” odzwierciedla pragnienie Kościoła, by „żyć nawet w popkulturze tak ukochanej przez naszą młodzież”.
To się nazywa poświęcenie dla wspólnego celu. Ale dla jakiego?
W jaki sposób sprowadzenie katolicyzmu do postaci z anime (prawie napisałem „asinine”!) ma przyciągnąć młodych dorosłych do Chrystusa? Jan Paweł II był dla młodych niczym flecista z Hameln, ale nigdy, przenigdy nie spłycał wiary. Uczynił ją przystępną, owszem, ale nigdy nie sprowadził katolicyzmu do banału. Wymagał, ale nie schlebiał. Na Westerplatte w Polsce w 1987 roku nie odwoływał się do popkultury, lecz do inspirującego przykładu młodych polskich żołnierzy, którzy w pierwszym tygodniu II wojny światowej bronili się przed niemieckim atakiem na tym półwyspie.
Przeszliśmy długą drogę od niezwykłych fresków Michała Anioła na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej do „Luce”. Jeszcze dłuższą drogę przebyliśmy od wspaniałej homilii Jana Pawła II wygłoszonej po zakończeniu restauracji tych fresków — w której papież określił Kaplicę Sykstyńską jako „sanktuarium teologii ciała” — do pomysłu, że niejasno androgyniczna, choć nominalnie kobieca, postać z anime może przyciągnąć młodych dorosłych do Chrystusa.
Jubileusz 2025 nie jest obchodzony jedynie dlatego, że upłynęło kolejne 25 lat, a otwarcie Świętych Drzwi w czterech papieskich bazylikach Rzymu pozwoli pielgrzymom tłumnie przybyć do Wiecznego Miasta, uzyskać odpusty i wspomóc włoską turystykę. Głównym powodem jest 1700. rocznica Soboru Nicejskiego I — wydarzenia o fundamentalnym znaczeniu dla historii chrześcijaństwa. To na Soborze Nicejskim I Kościół stanął w obliczu poważnego zagrożenia ze strony arianizmu, który zaprzeczał boskości Chrystusa, a tym samym podważał dwie kluczowe prawdy wiary – o Wcieleniu i Trójcy Świętej. Gdyby arianie zwyciężyli w Nicei — a skutecznie rozprzestrzeniali swoją herezję w świecie śródziemnomorskim — chrześcijaństwo w obecnym kształcie by nie istniało. Zwycięstwo obrońców ortodoksji na Soborze Nicejskim I jest więc wydarzeniem, które zasługuje na uroczyste upamiętnienie w tę rocznicę – ale z „Luce”? Naprawdę?
Podczas roku jubileuszowego osoby w Rzymie, które podarowały nam tę maskotkową farsę, mogłyby poświęcić chwilę na refleksję nad sukcesami inicjatyw Nowej Ewangelizacji, które faktycznie przyciągają młodych dorosłych do Chrystusa w Stanach Zjednoczonych. Należą do nich prężne duszpasterstwa akademickie, takie jak te na Texas A&M, North Dakota State i University of Maryland-Baltimore County; prowadzone przez dominikanów Thomistic Institute i Aquinas 101; oraz działania skierowane do młodzieży, jak Augustinian Institute i Word on Fire Ministries. Katolicyzm, który obniża swój poziom i tonie w kiczu, nikogo nie pociąga – szczególnie młodych ludzi szczerze szukających prawdy. Katolicyzm w pełni swojego bogactwa przyciąga, bo, jak powiedziano nam dawno temu: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (Jan 8,32).
Jestem pewien, że św. Atanazy i obrońcy wiary z Soboru Nicejskiego I w pełni by się z tym zgodzili.
Artykuł opublikowano w piśmie „First Things” 4 grudnia 2024 roku.