Trudno przejść obojętnie obok netflixowego serialu „1670”, który szybko zaskarbił sobie popularność odbiorców. Budzi opinie różnorodne, wręcz skrajne, jednak bądź co bądź ukazany tam humor idealnie trafił pod strzechy, docierając zarówno do młodszych, jak i starszych odbiorców. Humor mało inteligentny, a jednak z pewnymi przebłyskami. We mnie też emocje były różne w trakcie oglądania. I o poetyce właśnie przeglądania się w tym historycznym lustrze warto słów kilka nakreślić.
Swoją recenzję na temat tej produkcji Piotr Zaremba na łamach Plusa Minusa rozpoczął od następujących słów:
Kiedy na moment przestawałem się śmiać podczas oglądania serialu „1670”, zastanawiałem się, czy można przekonać konserwatystów, że czasem warto się wyluzować.
Przytaczam je na samym początku, bo właściwie rozpoczynając oglądanie z tzw. „ciekawości” byłem zdziwiony taką hybrydą – z jednej strony świetna scenografia, charakteryzacja, tło i atmosfera, a nawet dźwięk, co w polskich produkcjach nie jest regułą, ale z drugiej monotematyczny humor, jednostronne ukazanie głównego bohatera jako błazna w szlacheckim stroju, a w dodatku utwierdzanie narracji o tradycyjnym szlachcicu jako symbolu gnuśności, podobnie jak w przypadku księdza Jakuba i jego hipokryzji oraz obłudnej religijności. Czy o wyluzowanie się tutaj chodzi? Wszystko leży gdzieś po środku, bo z tej produkcji można wynieść trochę zdrowego dystansu, niektóre momenty serio potrafią rozbawić. Jest jednak też słuszność w recenzji Konstantego Pilawy na łamach Klubu Jagiellońskiego:
Rzeczywiście stężenie wielkomiejskiej libkozy w komedii Netflixa przekracza granice tolerancji dla mentalu uśmiechniętej Polski.
Przez 8 odcinków oglądamy kolejne wcielenie czerstwych żartów o podkarpackich, wąsatych Januszach, tym razem tych XVII-wiecznych
Szalę goryczy przelała perspektywa odwiedzin miejskiego kupca jako ojca potencjalnej narzeczonej syna szlachcica (ukazanie opozycji wieś – miasto), kiedy to Jan Paweł (tak, chodzi o ironiczne nawiązanie do Jana Pawła II i roli Piotra Adamczyka w filmie o papieżu) z Adamczychy (Bartłomiej Topa) nie może uwierzyć w historię o gadającym lisie, którą przytacza kupiec na podstawie “Bajki o Kruku i Lisie” Jeana de La Fontaine’a, a potem celem udowodnienia swojej szlacheckości i umiejętności posługiwania się szablą przypadkowo odcina palec żonie mieszczanina.
Dziwna dwuznaczność, bo po obejrzeniu całości mimo wszystko sam się uśmiecham wspominając różne sceny. Zresztą w tej produkcji dostaje się wszystkim, w formacie delikatnej groteski, nie zaś wyrafinowanego pastiszu. Obśmiewana jest fundamentalistyczna strona narodowo-konserwatywna oraz jej naleciałości i przywary, a także naiwna wiara w zmianę nawyków i działalność proekologiczna Anieli. Znaleźć tutaj możemy też krytykę neoliberalnego systemu, w którym chłopi są niczym pracownicy wielkiej korporacji, a liczy się wynik za wszelką cenę. Ciekawe, że „1670” w reżyserii rapera i scenarzysty Jakuba Rużyłło zgrało się w czasie z premierą innej, poważniejszej produkcji, mianowicie z filmem Pawła Maślony pt. „Kos” (zdobywca Złotych Lwów na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni), która osadzona jest w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Widać, że młoda generacja polskich twórców chętnie sięga po tematy historyczne i tam osadza dzieje bohaterów, w których odbija się światło współczesnej wrażliwości. Jest także film o ks. Brzósce “Powstaniec 1863” również cieszy się zainteresowaniem publiczności.
Wracając jednak do sarmackiego imaginarium „1670” – można się pośmiać, ale mając do tego dystans. Nie trzeba widzieć w każdej tego typu produkcji zagrożenia i ataku na tradycyjne wartości. A jednak, kiedy widzę złośliwości niektórych chcących w tym serialu znaleźć elementy obśmiewające i krytykujące bardziej tradycyjną Polskę, to mam poczucie niesprawiedliwości i instrumentalnego wykorzystywania dzieła kultury. Dodatkowo warto się zastanowić, czy nie ma w takim duchu odbioru ugruntowywania poprzez „1670” kultury upokarzania i dowartościowywania się, że tam „ciemnogród”, a ja jestem tym oświeconym mieszczuchem, który zna francuski. Bez dorabiania ideologii można się przy serialu uśmiechnąć, nawet z wrażliwością konserwatywną.