Indie zdecydowanie są państwem wielkich aspiracji. Wynika to z coraz większej świadomości zarówno społeczeństwa, jak i reprezentującej je klasy politycznej, zauważającej wzrost relatywnej potęgi Delhi względem innych globalnych graczy. Obecnie możemy zauważyć, że Bhārat (nazwa Indii w Sanskrycie) dołączył już do nowego koncertu mocarstw i stał się czwartym elementem tegoż systemu. Wektor siły gospodarczej, chociaż zdecydowanie przesunął się w stronę największych potęg na globalnej mapie, nie wskazuje jeszcze aż tak jednoznacznie na dominującą rolę Indii w światowej ekonomicznej dżungli, jednak ten gospodarczy azjatycki tygrys już bez kompleksów, świadomy swych przewag, staje w awangardzie wyścigu o dominację w grze gigantów.
Supertygrys ekonomicznej dżungli
Chociaż Bhārat ciągle pozostaje w tyle za czołowymi gospodarkami światowymi, to jednak przyszłość rysuje się w złotych barwach dla mieszkańców półwyspu indyjskiego. W statystykach ekonomicznych jakie możemy znaleźć na portalu tradingeconomics.com PKB Per Capita oraz PKP Per Capita (obliczane wg parytetu siły nabywczej za rok 2022) plasuje Indie dopiero na 24. miejscu wśród państw ujętych w klasyfikacji w obu tych kategoriach. Jeżeli jednak spojrzymy na bilans całorocznego wzrostu gospodarczego, to Delhi zamknęło poprzedni rok na poziomie 7,2%, co w porównaniu do innych światowych potęg takich jak USA (1,9%), Chin (3,0%) czy uwikłanej w konflikt na Ukrainie i ograniczanej sankcjami Rosji (-2,1%), jest wynikiem więcej niż rewelacyjnym.
Industrializacja wynikająca z reform strukturalnych z początku lat 90-tych, ale też kontynuowanych w ostatnich latach za sprawą premiera Modiego, spowodowała obniżenie kosztów prowadzenia działalności gospodarczej oraz doprowadziły do ujednolicenia systemu podatkowego i spowodowała wzrost zatrudnienia w sektorze przemysłowym do niemalże 14% ogólnej populacji. Powoduje to, że państwo leżące na Półwyspie Indyjskim stało się najbardziej uprzemysłowionym krajem rozwijającym się, trafiając do pierwszej dziesiątki państw produkujących najwięcej pojazdów mechanicznych na świecie, będącego potentatem na rynku odzieżowym, petrochemicznym czy też metalurgicznym. Wskaźnik ogólnego klimatu koniunktury gospodarczej w przetwórstwie przemysłowym we wrześniu wyniósł 132 punkty, co było najlepszym wynikiem na globalnej mapie. Ma to też związek z otworzeniem się Delhi na zagraniczne inwestycje między innymi ze Stanów Zjednoczonych, które szukają alternatywnych do chińskich miejsc nowej dyslokacji fabryk. Wspominał o tym Gerry Shih z Washington Post, komentując wizytę premiera Modiego w USA w czerwcu tego roku:
Umowy dotyczące fabryk chipów i obronności służą celowi Delhi, jakim jest ożywienie podupadającego sektora produkcyjnego. Aby przyciągnąć inwestycje zagraniczne, rząd kilka lat temu uruchomił duży program dotacji – akurat wtedy, gdy inwestorzy poszukiwali alternatywnych lokalizacji wobec Chin podczas pandemii.
Co ciekawe, tak szybki wzrost gospodarczy i rozwój przemysłu nie idzie w parze z szybkim wzrostem bilansu handlowego na rzecz eksportu. Indie mają pięciokrotnie niższy wskaźnik bilansu handlowego niż największy globalny eksporter czyli Chiny.
Wynika to w dużej mierze z potężnego zapotrzebowania na import paliw oraz z innej charakterystyki rynku wewnętrznego Bhāratu; mimo niskiej średniej zamożności ludność jest w stanie nakręcać koniunkturę konsumpcyjną w kraju. Jest to o tyle istotny wskaźnik ekonomiczny, że chociaż Indie rozwijają się szybko wcale nie robią tego w stylu „chińskim”.
Delhi nie jest czołowym, ani nawet jednym z większych eksporterów towarów na świecie, przez co jest mniej uzależnione od kryzysów gospodarczych w innych krajach, w odróżnieniu od Chin. Marzeniem Komunistycznej Partii Chin i Xi Jinpinga byłoby rozkręcenie konsumpcyjne rynku wewnętrznego, w celu zmiany bilansu handlowego, które pozwoliłoby na mniejsze uzależnienie Państwa Środka od eksportu towarów – zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych. Obecna struktura bilansu handlowego Indii pozwala z nadzieją spoglądać w przyszłość, gdyż rozwijające się państwo, o wewnętrznie spójnym i chłonnym rynku towarów i usług, jest w stanie przetrwać globalne kryzysy gospodarcze.
Indyjskie Star Wars
W XXI wieku potencjał technologiczny danego państwa, w dużej mierze określa to jak zaawansowane są jego projekty dotyczące branży kosmicznej. W przyszłości to dominacja w przestrzeni międzygwiezdnej będzie decydująca dla uzyskania przewagi nad konkurentami na ziemskich kontynentach.
W Indiach mamy do czynienia z szybko rozwijającym się rynkiem najnowszych technologii, czego konsekwencją są kolejne misje poza obszar kuli ziemskiej realizowane przez Indyjską Organizację Badań Kosmicznych. W sierpniu tego roku, Indie dokonały spektakularnego osiągnięcia. Rodzimej produkcji lądownik misji Chandrayaan 3 – Vikram – wylądował na powierzchni księżyca. Dzięki temu Indie stały się kolejnym po USA, ZSRR i ChRL państwem, które doprowadziło do udanego lądowania kosmicznej technologii na naszym naturalnym satelicie i jako pierwsze dokonało tego na jego południowym biegunie. Wcześniej, bo w 2014 roku Indyjska Organizacja Badań Kosmicznych umieściła na orbicie Marsa sondę w ramach misji Mars Orbiter Mission (MOM), która zasłynęła jako najtańsza w tamtym czasie misja na czerwoną planetę, a ponadto jako pierwsza debiutancka próba w obrębie Marsa nie zakończyła się katastrofą lub awarią. We wrześniu tego roku Indie wysłały w przestrzeń kosmiczną kolejną sondę, tym razem zakres jej obserwacji ma dotyczyć naszej rodzimej gwiazdy. Misja Aditya-L1 ma za zadanie dotarcia na orbitę L1 i dokonanie obserwacji słońca między innymi w ultrafiolecie, na zakresie widzialnym oraz na dwóch pasmach rentgenowskich.
Gdzie leży przyczyna sukcesów Bhāratu w przestrzeni międzygwiezdnej? W artykule Chandrayaan-3: Historic India mission for moon’s south pole set for landing na aljazeera.com, czyli internetowej platformie znanej azjatyckiej telewizji, możemy przeczytać, że:
Cena najnowszej misji (Chandrayaan-3 – przyp. M. L.) wynosi 74,6 mln dolarów – znacznie mniej niż w przypadku innych krajów, i stanowi świadectwo oszczędnej indyjskiej inżynierii kosmicznej. Eksperci twierdzą, że Indie mogą utrzymać koszty na niskim poziomie, kopiując i dostosowując istniejącą technologię kosmiczną, a także dzięki dużej liczbie wysoko wykwalifikowanych inżynierów, którzy zarabiają ułamek wynagrodzeń swoich zagranicznych odpowiedników.
Już w 2024 roku Indyjska Organizacja Badań Kosmicznych planuje przeprowadzić pierwszą testową misję kapsuły kosmicznej Gaganyaan. To jednak nie koniec ambitnych planów Delhi, gdyż już po paru miesiącach ma dojść do załogowego lotu z wykorzystaniem tejże kapsuły, a nośnikiem trzyosobowej załogi ma być krajowej produkcji rakieta GSLV Mark 3. W przyszłości Indyjska Organizacja Badań Kosmicznych, zamierza otworzyć własną, narodową, załogową stację kosmiczną co by spektakularnie wciągnęło Indie do pierwszej ligi kosmicznych gigantów ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami na czele.
Demograficzny as w rękawie
W 2023 roku Indie oficjalnie wyprzedziły ChRL na liście najbardziej zaludnionych krajów na ziemi, osiągając populację około 1,4 miliarda ludzi. Dla porównania warto zauważyć, że jest to blisko dwa razy więcej niż populacja Europy i przewyższa populację całej Afryki! Ludność prawie jednej piątej mieszkańców naszej planety zamieszkuje na obszarze lądowym obejmującym zaledwie 2,5% ogólnej powierzchni, a do tego będącym zaledwie trzecią częścią, dopiero co zdetronizowanych jako najbardziej ludne państwo świata Chin.
Tendencje demograficzne są dla Indii więcej niż perspektywiczne, gdyż ludność tego kraju będzie rosła do lat 60-tych XXI wieku.
Jest to o tyle istotne, że w tym samym czasie populacja chińska, która do obecnego roku przeważała nad indyjską, będzie sukcesywnie topniała. ChRL zanotowała pierwszy spadek ludności w poprzednim roku i najniższą od lat 50-tych statystykę urodzeń nowych obywateli, oscylującą w okolicy 9,56 mln.
W brytyjskim codzienniku The Guardian, Amy Hawkins – korespondentka zajmująca się problemami Chin – wykazała skalę zmieniających się tendencji demograficznych w dwóch najludniejszych państwach świata:
Od 1950 r. liczba ludności w Indiach wzrosła o ponad miliard. Chociaż wzrost obecnie uległ spowolnieniu, oczekuje się, że liczba ludności w kraju będzie nadal rosła przez kilka następnych dziesięcioleci, osiągając najwyższą wartość 1,7 miliarda w 2064 r. Obecnie w Indiach rodzi się średnio 86 000 dzieci dziennie, w porównaniu z zaledwie 49 400 w Chinach.
To jednak nie wyczerpuje zasobu dobrych prognoz demograficznych dla Bhāratu, gdyż jego społeczeństwo jest jednym z najmłodszych na świecie, gdzie średnia wieku wynosi zaledwie 28 lat! Warto wiedzieć, że w Chinach i USA ten parametr wynosi 38 lat, a dla Polski to fatalne 42 lata mediany wieku statystycznego. W Indiach ponad połowa ludności ma poniżej 30-tu lat, a ponadto dwie trzecie społeczeństwa jest w wieku produkcyjnym, co daje olbrzymi zasób rąk do pracy i otwierające się niesamowite gospodarcze możliwości na przyszłość. W Polsce dla porównania, poniżej jednej trzeciej całej populacji ma poniżej 30 lat, a zaledwie 58% jest w wieku produkcyjnym.
Oczywiście taka struktura demograficzna państwa generuje także szereg wyzwań i problemów, z którymi Indie muszą sobie poradzić, aby móc wejść na stałe do panteonu światowych mocarstw gospodarczych. Ubóstwo, głód, problemy infrastrukturalne, czy te związane ze służbą zdrowia to zagrożenia, które w przyszłości mogą pogrążyć w chaosie państwo z półwyspu indyjskiego, chociaż jak się wydaje mądra i przemyślana polityka obecnych władz Bhāratu, raczej nie pozwoli na kolaps tej wielkiej idei budowy nowej azjatyckiej potęgi.
Grot włóczni
Armia podczas wojny robi tylko to, czego jest nauczona w czasie pokoju.
Józef Piłsudski
Wraz z rozwojem masowych armii, stało się pewnikiem, że o powodzeniu w etapie procesu dyplomatycznego, jakim jest wojna, decydujące znaczenie mają możliwości materiałowe oraz wyszkolone rezerwy danego podmiotu biorącego udział w konflikcie. Historia najnowsza, a nawet ta codzienna, pisząca swoje karty tuż za naszą wschodnią granicą, pokazuje że aby móc prowadzić starcie kinetyczne z przeciwnikiem na swoich zasadach, konieczne jest odpowiednie zgromadzenie rezerw materiałowych oraz ludzkich, utworzenie wydajnych linii zaopatrzenia, przygotowanie bazy naprawczej i magazynowej na zapleczu operacyjnym. Wszystkie te czynniki powodują, że wojna jest procesem długotrwałym i zmiennym, a premię na jej starcie mają państwa bogate, zasobne, posiadające przeszkoloną armię rezerwistów, a także dysponujące odpowiednią głębią operacyjną.
Czy w takim razie będące w ciągłym zagrożeniu ze strony wrogiego Pakistanu, ale też z nierozwiązanymi konfliktami granicznymi z Chinami, państwo indyjskie posiada odpowiednio rozbudowany aparat militarny, mogący zapewnić spokojną egzystencję swoim obywatelom?
W ramach oceny konwencjonalnych sił danego państwa opracowywane są różne rankingi mające na celu określenie potencjału poszczególnych armii krajowych z uwzględnieniem ich potencjału na lądzie, w powietrzu i na morzu. Global Firepower Ranking uwzględnia zarówno stan liczebny armii zawodowej, ale także przeszkolonych rezerw, potencjału mobilizacyjnego czy też możliwości finansowania zbrojeń.
Biorąc pod uwagę wymienione czynniki, GFR klasyfikuje Indie na czwartej pozycji na świecie pod względem potęgi wojskowej tuż za pierwszymi Stanami Zjednoczonymi i dalej za Rosją oraz Chinami, a przed Wielką Brytanią. Warto sobie uświadomić, że wyposażenie Sił Zbrojnych Bhāratu stanowi ciekawa mieszanka produktów opartych o krajową technologię oraz import. Z jednej strony Indie produkują własne czołgi Ajrun, ale posiadają też potężny zapas licencyjnie produkowanych czołgów T-72 M1 (Ajeya) oraz T-90 S. Razem wojska lądowe państwa z półwyspu indyjskiego posiadają około 4600 czołgów różnego typu i ponad 12000 sztuk pojazdów opancerzonych innego typu. W całych Siłach Zbrojnych zatrudnienie znajduje 1 450 tys. obywateli, a służba w wojsku jest jednym z bardziej pożądanych zawodów wśród indyjskich mężczyzn. Ponadto Indie dysponują pokaźną flotą lotniczą składającą się myśliwców wielozadaniowych własnej produkcji HAL Tejas, francuskich Mirage, modernizowanych rosyjskich Su-30MKI i MiG 29. Marynarka wojenna Bhāratu dysponuje dwoma lotniskowcami, jedenastoma niszczycielami oraz posiada trzydzieści jeden korwet oraz fregat. Warto dodać do tej liczby 18 łodzi podwodnych w tym pierwszy, i do tego krajowej produkcji, atomowy okręt podwodny – Arihant class. Oczywiście Indie dysponują również pokaźnym potencjałem broni masowego rażenia, gdyż w ich zasobach znajduje się około 160 głowic jądrowych. Mniej więcej tyle samo ile posiada największy wróg Bhāratu, czyli Pakistan, ale ponad dwukrotnie mniej niż posiadają Chiny.
“Na papierze” Indyjskie Siły Zbrojne są ostrym grotem włóczni, którego Dehli może użyć w celu odstraszania potencjalnych zagrożeń lub do wzmocnienia swojego stanowiska względem niezakończonych ostatecznie konfliktów granicznych z sąsiadami. W przewidywanym scenariuszu wojny konwencjonalnej z Islamabadem indyjska armia miałaby duże szanse na powodzenie, ze względu na coraz większe problemy wewnętrzne targające zachodniego sąsiada. Problem z oceną Sił Zbrojnych Bhāratu dotyczy raczej potencjalnego konfliktu z jednym z mocarstw np. Chinami. Trudno powiedzieć na ile skutecznie indyjska armia mogłaby rywalizować w takim konflikcie oraz czy posiada odpowiednie zdolności zwłaszcza w lotnictwie, czy w możliwości skutecznego rażenia celów rakietami dalekiego zasięgu.
Dyplomatyczna ofensywa w białych rękawiczkach
Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam.
Kardynał Armand Jean de Richelieu.
Słowa siedemnastowiecznego francuskiego męża stanu można swobodnie zaimplikować do opisania polityki zagranicznej prowadzonej przez Delhi w ostatnich latach. Historycznie po zakończonej emancypacji od brytyjskiego kolonizatora, Indie znalazły oparcie polityczne i gospodarcze w ZSRR, przyjmując dość mocno socjalistyczny model gospodarczy, który zresztą znacząco utrudniał rozwinięcie się kraju do początku lat 90-tych. Związek z radziecką Rosją był też spowodowany bliską współpracą ich śmiertelnego wroga Pakistanu ze Stanami Zjednoczonymi.
Obecnie jednak Waszyngtonu nie łączy już tak zażyła relacja z Islamabadem, a wzrok administracji kolejnych prezydentów USA spogląda coraz wyraźniej w stronę półwyspu indyjskiego, na którym rośnie potężne państwo, mogące w przyszłości zostać amerykańskim sojusznikiem w rywalizacji z Chinami. Przynajmniej tak to widzą w Stanach Zjednoczonych.
W przywoływanym już artykule w Washington Post Gerrego Shiha: Modi’s U.S. visit sends a big, if quiet, signal to China możemy przeczytać o tym jaki stosunek ma amerykański rząd federalny do Indii i jakie jest ich znaczenie w globalnym systemie bezpieczeństwa:
Urzędnicy administracji (amerykańskiej – przyp. M.L.) wolą jednak podkreślać strategiczną rolę, jaką Indie mogą odegrać jako kluczowy partner gospodarczy i wojskowy w regionie Indo-Pacyfiku oraz bastion przeciwko Chinom, choć rzadko – jeśli w ogóle – we wspólnych oświadczeniach wyraźnie wspominają o Chinach.
„Często słyszycie, jak mówimy o wolnym i otwartym Indo-Pacyfiku” – powiedziała w wywiadzie zastępca sekretarza obrony ds. bezpieczeństwa Indo-Pacyfiku Ely Ratner. „Silne Indie i silne partnerstwo USA-Indie mają kluczowe znaczenie dla osiągnięcia tej wizji”.
Problem dla USA leży w fakcie, że Bhārat pod przewodnictwem Narendry Modiego idzie własną ścieżką, która niekoniecznie jest zbieżna z polityką szeroko pojętego „Zachodu”. To właśnie podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych premiera Indii uwypukliła się specyficzna relacja łącząca Delhi i Waszyngton. Indyjski przywódca wrócił do kraju z podpisanymi, wielki umowami handlowymi dotyczącymi transferu tak istotnych technologii jak te dotyczące produkcji silników do myśliwców General Electric w Indiach oraz umowy, w ramach której Delhi kupi zwiadowcze drony wojskowe General Atomics, które pomogą im wykrywać posunięcia chińskiej czy pakistańskiej armii. Co najważniejsze, trudno powiedzieć żeby amerykanie otrzymali w zamian odpowiednie koncesje polityczne lub takie, które jednoznacznie wiązałyby Bhārat z strategicznymi planami bezpieczeństwa Amerykanów.
Wizyta Modiego została odebrana jako przede wszystkim indyjski sukces dyplomatyczny, gdyż to premier Indii wracał z konkretnymi zyskami technologicznymi i inwestycyjnymi do stolicy. Biały Dom nie otrzymał żadnych oficjalnych ustaleń politycznych ze strony Bhāratu, a sam jeszcze musiał przełknąć gorzką pigułkę, gdyż w imię strategicznego interesu i próby przeciągania Indii na stronę „Zachodu”, nie odważył się zwrócić uwagi na coraz silniejsze tendencje zanikania demokracji liberalnej u azjatyckiego partnera.
Głos globalnego południa
Coraz bardziej jednak odczuwa się potrzebę, by w miarę narastającego umiędzynarodowienia gospodarki powstawały odpowiednie i skutecznie działające międzynarodowe organy kontrolne i kierownicze, dzięki którym gospodarka służyłaby dobru wspólnemu; pojedyncze Państwo, choćby najpotężniejsze, nie jest już w stanie tego dokonać. Dążenie do tego celu wymaga coraz bardziej harmonijnej współpracy wielkich krajów oraz równoprawnej reprezentacji w instytucjach międzynarodowych interesów całej wielkiej rodziny ludzkiej.
Jan Paweł II, Centesimus annus 1991.
Słowa papieża sprzed ponad trzydziestu lat wydają się dzisiaj trafnie opisywać cele jakie powinny realizować światowe mocarstwa, aby zapewnić dobrobyt i pokój dla ludów na całej ziemi. W niespokojnych czasach to instytucje międzynarodowe mogą być jedynym forum wymiany poglądów oraz rozwiązywania konfliktów między państwami.
Warto zwrócić uwagę, że Indie już od 2010 należą do międzynarodowego formatu BRICS, zrzeszającego grupę państw rozwijających się takich jak Brazylia, Rosja, Chiny; od 2011 do grona tego należy RPA, a w najbliższym czasie również Argentyna, Egipt, Etiopia, Arabia Saudyjska, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Celem tej kooperacji państw w większości uznawanych za kraje globalnego południa jest zwiększenie roli tychże państw w światowych instytucjach walutowych, reforma ONZ oraz współpraca ekonomiczna pomiędzy uczestnikami.
To jednak nie udział w BRICS wydaje się być dzisiaj kluczowy dla Bhāratu w kwestii prowadzenia swojej mocarstwowej dyplomatycznej gry, ale raczej wpływ jaki Delhi uzyskało na kraje występujące w formacie G-20. Podczas szczytu, który odbywał się we wrześniu w Nowym Delhi Indie odnotowały szereg sukcesów na arenie międzynarodowej. Po pierwsze udało się rozszerzyć format państw G-20, który w swym zamierzeniu ma reprezentować kraje globalnego południa, poprzez dołączenie Unii Afrykańskiej (składającej się z 55 państw Czarnego Lądu). Po drugie, ogłoszono porozumienie zawarte pomiędzy Indiami, Stanami Zjednoczonymi, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Arabią Saudyjską oraz Unią Europejską na temat planów utworzenia dwóch korytarzy kolejowych, które mogłyby być alternatywą i konkurencją dla chińskiego Nowego Jedwabnego Szlaku. Pierwszy z nich ma połączyć Indie z państwami Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu, natomiast druga nitka miałby być poprowadzona w kierunku krajów Unii Europejskiej. Oczywiście oprócz samego połączenia kolejowego, szlak miałby być pasem transmisyjnym dla inwestycji powiązanych z odnawialnymi źródłami energii oraz rurociągami dla wodoru. Choć na razie jest to tylko projekt, to zdaje się, że to właśnie ten konkurencyjny charakter inwestycji, względem chińskich łańcuchów dostaw, był przyczyną nieobecności przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin, Xi Jinpinga na szczycie G-20. Absencja ta została odebrana jako wyraz niezadowolenia ze strony Państwa Środka względem indyjskich aspiracji do ich przewodnictwa na czele państw Globalnego Południa, ale także stała się powodem komentarzy podkreślających dyplomatyczną porażkę Chin.
Podczas wizyty Narendry Modiego w Papui-Nowej Gwinei, premier tego kraju nazwał indyjskiego dyplomatę „przywódcą Globalnego Południa”.
Jest to perfekcyjne potwierdzenie faktu zmieniających się układów sił w Azji i Afryce, ale także zauważenie jasnych celów polityki międzynarodowej Delhi. Indie w ostatnich latach wykorzystując swoją już niebagatelną pozycję na globalnej szachownicy starają się być reprezentantem krajów rozwijających się, co oczywiście jest nie w smak m.in. chińskim dyplomatom. Trzeba przyznać, że Bhārat będący sam państwem rozwijającym się, jest bardziej wiarygodnym nośnikiem idei jednoczenia i współpracy globalnego południa, niż ewidentnie imperialistyczne w swych działaniach Chiny.
Czy faktycznie już mocarstwo?
W swojej cotygodniowej rubryce na portalu Nowej Konfederacji jej prezes, dr Bartłomiej Radziejewski, opisał powody dla których możemy uważać Indie za czwarte globalne mocarstwo:
Nie można mówić o mocarstwowości jakiegoś państwa, dopóki nie prowadzi polityki mocarstwowej (…) niektórzy się żachną, że niskie PKB Per Capita, że zacofanie, że bieda i mnóstwo innych rzeczy, więc jak tu mówić o mocarstwowości (…) żadna z tak powierzchownych danych nie decyduje o mocarstwowości, ale jak się wydaje jedna podstawowa rzecz, czyli: zdolność do przetrwania wojny z największym mocarstwem w systemie. (…) No i wydaje się, że Indie taką zdolność mają, a powoduje to fundamentalne konsekwencje, bo jeśli możesz przetrwać presję ze strony najgroźniejszego rywala w systemie, to możesz uruchomić wszelkie procesy związane ze zdolnością do przetrwania tej presji, których inni nie potrafią uruchomić.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę to w jakim tempie obecnie rozwijają się gospodarczo Indie, w jaki sposób pozyskują nowoczesne technologie i rywalizują z najpoważniejszymi graczami o supremację w kosmosie, ale także jak rozwijają własne siły zbrojne, czy też jaką głębią strategiczną oraz niemalże niewyczerpalnymi rezerwami ludzkimi dysponują, to możemy być w stu procentach przekonani, że Bhārat jest zdolny do przetrwania wojny z największymi mocarstwami w światowym systemie. Jeżeli ponadto połączymy zdolności oraz przewagi jakimi obecnie dysponuje Dehli w kategoriach strategicznych zasobów, z prowadzoną wyjątkowo aktywnie i skutecznie indyjską dyplomacją, to nasz rachunek geopolityczny musi już uwzględniać Indie jako czwarte globalne mocarstwo.