Ite ad Thomam. Tomasz i nauka społeczna

Grafika: Gabriela Szewczuk

Nie jest przypadkiem, że to właśnie Leon XIII – autor słynnej encykliki Rerum Novarum, niejako założycielskiego aktu nauki społecznej Kościoła – zasłynął również jako promotor XIX-wiecznej odnowy tomistycznej. Jak widać coś sprawiło, że podejmując rękawicę rzuconą chrześcijaństwu przez ówczesne nurty filozoficzne, grasujące po nieuzbrojonych europejskich umysłach, zwrócił się (i wraz z sobą: cały swój Kościół) właśnie do Tomasza.

Było coś w Tomaszowej doktrynie co właśnie u niego, wśród tylu doktorów Kościoła, kazało szukać brakujących (lub zapomnianych) odpowiedzi. I co, mimo upływu stuleci, pozwoliło je tam znaleźć. A sprawa jest dość prosta: tak jak Kościół jest powszechny, tak Tomasz okazał się uniwersalny.

Filozofia, którą Kościół przyjął za swoją

Nowatorski charakter Leona XIII to nie tylko otworzenie w 1891 roku nowego, społecznego rozdziału w nauce Kościoła. Czynu równie nowatorskiego (w skali papieskiej) dokonał już dwanaście lat wcześniej, podejmując wprost temat filozofii w encyklice Aeterni Patris. Pisząc o znaczeniu jakie dla wiary i teologii ma filozofia, prawie połowę swego dzieła poświęca właśnie doktrynie Akwinaty, „księcia i nauczyciela”, jak go nazywa, wszystkich doktorów scholastycznych. Posuwając dalej zawartą w encyklice zachętę do wykładania nauki św. Tomasza w szkołach i na akademiach, w rok później ogłasza go powszechnym patronem katolickich szkół.

Kolejne wyróżnienie spotyka tomizm wraz z ogłoszeniem w 1917 roku nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego, w którym doktryna św. Tomasza otrzymuje jedyne uprzywilejowane stanowisko w nauczaniu filozofii chrześcijańskiej i teologii. Można podejrzewać, że autorom kodeksu przypomniała się wówczas anegdota z obrad Soboru Trydenckiego, według której ojcowie soboru mieli zażyczyć sobie, aby w czasie trwania obrad na ołtarzu, obok Pisma Świętego, wystawiono właśnie Summę Teologiczną św. Tomasza.

Po zakończeniu Wielkiej Wojny Pius XI wyróżnia Tomasza jeszcze bardziej – nawet bardziej niż zrobił to Leon – bo poświęca mu już nie pół, ale całą encyklikę. Św. Tomasz był już wówczas szanowanym Doktorem Kościoła od niespełna czterech wieków, co jego doktorskiej godności z pewnością zdążyło już nadać szczególnej powagi. Jednak nie powstrzymało to Piusa XI przed nadaniem mu tytułu Doktora Powszechnego, Doctor Communis, czego bynajmniej nie uczynił byle dokumentem, lecz encykliką Studiorum Ducem, opublikowaną z okazji sześćsetlecia jego kanonizacji.

Uniwersalizm tomizmu

W pierwszej chwili może się wydawać pewną przesadą, żeby jednego z tylu Doktorów Kościoła czy, tym bardziej, jednego z filozofów otaczać takimi szczególnymi względami i, parafrazując biblijne „Idźcie do Józefa”, nawoływać: ite ad Thomam. Ale tu właśnie mamy odpowiedź: Tomasz nie był tylko jednym z filozofów, a tomizm jedną z filozofii. Jego wyjątkowość leżała – i leży dalej – w tym właśnie braku oryginalności. Nie pragnąc wcale stworzenia własnego systemu, którym mógłby na siebie zwrócić uwagę świata, lecz szukając odłamków prawdy w myślach już zapisanych i systemach już zbudowanych, postawił on gmach o wiele okazalszy i o wiele trwalszy. Jak stwierdza o. Woroniecki w dziele Katolickość Tomizmu, doktryny tomistycznej nie da się przeciwstawić żadnemu systemowi filozofii, bo w każdym z nich dopatruje się ona pozytywnych cech i spójnie je łączy. „Ma się ona do nich wszystkich jako coś pełnego, powszechnego do czegoś ułamkowego, jak uniwersalizm do partykularyzmu”. To właśnie ma na myśli Leon XIII pisząc, że Tomasz posiadł mądrość i wiedzę wszystkich myślicieli dawnych wieków: wzorem Arystotelesa bada historię myśli już sformułowanych i szuka w niej tych, które zwycięsko wyjdą z konfrontacji z innymi.

Historia obfituje w skrajne filozofie – tak jak teologia obfituje w skrajne herezje. I tak jak każda herezja jest jakąś karykaturą wiary, przesadną manifestacją jednej zasady bez pamięci o stu pozostałych, wyrwaniem dogmatu z szerokiego kontekstu doktryny, tak też niejeden filozof i niejeden nurt filozoficzny wydają się mieć trudności z zachowaniem równowagi, co nie może być rzeczą zdrową. Biorąc za przykład zagadnienie moralności czynów ludzkich, jak dowodzi wspomniany polski tomista, mamy na pęczki filozofii, które, wybrawszy sobie takie czy inne źródło prawa moralnego lub tą czy inną władzę poznawczą, otaczają ją szczególnym zainteresowaniem i przypisują wartość nieproporcjonalną, zaraz podejmując krucjatę przeciwko pozostałym. Mamy więc filozofie przeceniające doniosłość stanów uczuciowych i namiętności, mamy te negujące rolę rozumu i te nadające mu wartość nadmierną, mamy systemy zapominające o istnieniu woli i te, które tylko jej przypisują znaczenie. Nie brakuje też systemów, które (kosztem prawa naturalnego i metafizyki) wywodzą moralność wyłącznie z prawa pozytywnego i praw państwowych. Nie brakuje systemów, które, przeciwnie – nie doceniając czynników społecznych – głoszą powrót do natury, ani też tych co (jak woluntaryzm czy fideizm) prawo przyrodzone pomijają całkowicie na rzecz objawienia, odrzucając zarówno to naturalne, jak to pozytywne. U Tomasza natomiast wszystkie te elementy, na które składa się ludzki czyn, spotykają się ze sobą – i nie ujmuje on wagi żadnemu z nich.

Dla osiągnięcia takiego efektu – dla uniknięcia pułapek jednostronnych, partykularnych doktryn – niezbędne jest założenie, że w postępie wiedzy i pracy naukowej nie należy, a nawet nie wolno, lekko traktować pracy wszystkich przeszłych pokoleń i odrzucać jej wyników bez głębokiej analizy; że być może nie my pierwsi w historii świata wpadliśmy na dany argument; że jest szansa, że ktoś już naszą tezę przemyślał, opisał – może nawet sensownie obalił. Niezbędne jest przekonanie, że nie warto co pięć minut na nowo odkrywać Ameryki – i świadomość, że niejeden śmiałek już próbował. Nie bez znaczenia, delikatnie mówiąc (co Pius XI jasno wskazał ogłaszając Tomasza Doktorem Powszechnym Kościoła), będzie tu charakter moralny myśliciela, jego pilność, pracowitość – ale ta mająca na celu nie zaspokojenie ciekawości czy wykazanie oryginalności własnej myśli, ale nazwanie i odnalezienie prawdy, a więc też humilitas, pierwszej z chrześcijańskich cnót. A szukając jeszcze głębiej – cofając się do pierwszych zasad leżących u podstaw tomizmu – odkryjemy, że także metafizyka bytu, z której Tomasz wywodzi całą swą filozofię, jest w swej istocie społeczna i uniwersalna. W kontrze do wielu partykularystycznych nurtów filozofii Tomasz w pierwszej kolejności stwierdza, że byt jest – a więc, że możemy nad czymś wspólnie się zastanawiać. Powtarzając za o. Woronieckim: „podstawowa jedność myśli ludzkiej na tym właśnie się opiera, że wspólnym przedmiotem rozumu ludzkiego we wszystkich osobnikach ludzkich jest ten sam byt, ta sama obiektywna rzeczywistość”.

Filozofia i KNS

Mówimy, że dobra filozofia jest podstawą dobrej teologii. Nie bez przyczyny podjęcie studiów teologicznych winno być poprzedzone dokładnym studium filozofii właśnie. Jednak i zagadnienia społeczne wymagają solidnych fundamentów, co Leon XIII rozumiał doskonale. Dobrej filozofii (tak samo jak teologia) potrzebują także nauki ścisłe, prawo czy polityka, a nawet niepozornie brzmiąca ekonomia, która dopiero od trzech wieków funkcjonuje bez przydomku „polityczna” i z pewnością nie byłaby tym samym, gdyby nie Oeconomica Arystotelesa.

Właściwe wnioski wymagają właściwych przesłanek, szczególnie jeśli kieruje nami nie tylko curiositas, ale jakieś wymierne przysłużenie się człowiekowi – „funkcja społeczna”, która miała przyświecać naszemu Powszechnemu Doktorowi. A właściwe przesłanki to nie tylko kwestia wnikliwej obserwacji i poprawnej metodologii. To kwestia poprawnej logiki i aksjomatów, do których każde rozumowanie się w jakimś sensie sprowadza.

Bez filozofii nie ma rozumowania – nie ma bez niej też czynu. I o ile nawet czyn prywatny nie powinien być całkiem bezmyślny i przypadkowy, tym bardziej uzasadnienia potrzebuje czyn większy, publiczny, mający wpływ na kogoś więcej, niż na nas samych. I w tym miejscu właśnie zaczyna się katolicka nauka społeczna. Żyjąc w społeczeństwie chcemy żyć z nim w symbiozie, dążyć do wspólnego dobra, a przynajmniej dobro własne w tym społeczeństwie zachować.

Naturalnie, możemy filozoficznego uzasadnienia dla naszych czynów nie mieć, ale to nie oznacza wcale, że nasz czyn będzie filozofii pozbawiony. Nie ma tak, że człowiek postępuje bez jakiejkolwiek filozofii – może co najwyżej jej sobie nie uświadamiać. W takim przypadku rodzi się pewien chaos – jeśli nie znamy zasad, którymi się kierujemy, może się zdarzyć, że będziemy je nieświadomie zmieniać co jakiś czas. Nasze zachowanie może się też z nazwanymi przez nas założeniami filozoficznymi nie zgadzać – wówczas będziemy niekonsekwentni. Z kolei jeśli nie będziemy w tym procesie szczerzy i spróbujemy ukryć swą niekonsekwencję, prawdopodobnie wprawimy w ruch błędne koło racjonalizacji. Tak czy owak, niezależnie od naszej woli (a tym bardziej niezależnie od konsekwencji jakie taki wewnętrzny brak spójności nieść będzie dla naszego samopoczucia), kończymy odwołując się do takich czy innych filozoficznych założeń.

Leon XIII, wzywając do odkrycia tomizmu na nowo, wzywał właśnie do budowania na fundamencie przemyślanej, poprawnej filozofii. Wzywając do podejmowania wyzwań zmiennego świata, wzywał do rozwiązywania ich z pomocą niezmiennych zasad. Szukając więc rozwiązań, warto szukać tych uniwersalistycznych, które największe autorytety znalazły właśnie u Tomasza, a bez których i moralność, i teologia, i nauka społeczna przypominać mogą trochę ziemię bez soli.

To artykuł z cyklu „Temat miesiąca”, nowego cyklu ukazującego się w sobotnie poranki, w którym analizujemy nauczanie społeczne Kościoła i szukamy jego implementacji w XXI wieku. Zachęcamy do zapoznania się z poprzednim tekstem z serii, opisującym historyczny i doktrynalny rozwój współczesnej KNS – m.in. poprzez Leona XIII i Jana Pawła II.

Jeśli podoba ci się nasza praca, prosimy o wsparcie dla Tertio w dowolnej formie i kwocie – nie tylko publicystyki, ale i całej działalności, służącej rozwojowi młodych ludzi w duchu katolickiej nauki społecznej, by ewangelicznie przemieniać rzeczywistość, wzorem Jana Pawła II.

Gabriela Szewczuk
Gabriela SzewczukMagister ekonomicznej analizy prawa oraz absolwentka finansów i rachunkowości w Szkole Głównej Handlowej. Studia łączyła z pracą w NGO, w pracy analitycznej wielokrotnie podejmując tematykę społeczno-gospodarczą. W wolnej chwili zajmować ją może studiowanie filozofii, sztuki krawiectwa lub kolejnego eseju Chestertona.