Kościół i państwo: od oświecenia do dzisiejszej Polski

Monety rzymskie z wizerunkiem władcy; jeden do góry nogami, drugi poprawnie
  • Rozdział państwa i Kościoła podobny do dzisiejszego rozumienia sięga czasów oświecenia. To koncepcja unikalna pośród wszystkich religii. „Świeckość” ma bowiem fundamentalnie inne znacznie w tych kulturach, które nie wywodzą się ze świata łacińskiego.
  • Dzisiejsza koncepcja rozdziału według rozumienia Kościoła narodziła się dopiero podczas Soboru Watykańskiego II. Określił on cztery zasady, na którym jest oparty.
  • Obecność katolików w przestrzeni publicznej jest oczywista, ale w odniesieniu do osób duchownych rządzi się określonymi zasadami.
  • W Polsce oddzielenie władzy świeckiej i kościelnej jest różnie rozumiane, a spór w tej kwestii koncentruje się wokół kilku konkretnych postulatów politycznych.
  • Religia w szkołach jest standardem w państwach europejskich. W Polsce zdecydowanie nie spełnia swojego zadania, ale może nie wszystko jest stracone.

 

 

 

Oświeceniowa geneza

„Rozdział państwa i Kościoła” to termin przebrzmiały w debacie publicznej. Używany jest w kampaniach wyborczych tak często i nieprecyzyjnie, że zaciera się jego znaczenie. W rzeczywistości to koncepcja najpierw filozoficzna, a później prawnicza, odnosząca się do utworzenia państwa świeckiego z wyraźnym prawnie rozdziałem Kościoła od państwa lub bez prawnego uregulowania.

Koncepcję tę zapoczątkowali i promowali filozofowie oświecenia, na czele z Johnem Lockiem. Łączy się ona nieodzownie z sekularyzacją. Jak pisze prof. Charles Taylor w swoim tekście „Czy sekularyzm może przekraczać granice?”, wydaje się, że mamy skłonność do postrzegania jej jako zachodzącej na całym globie. Jednocześnie sądzimy, że świecki porządek polityczny jest rozwiązaniem uniwersalnym, nie uwzględniając kwestii kulturowych i religijnych. Czy „świeckość” ma wszędzie to samo znaczenie?

Kategoria ta jest swoista dla chrześcijaństwa. Islam nie posiada de facto jej odpowiednika ani właściwych, ekwiwalentnych pojęć. Idea sekularyzmu posiada w świecie islamu odmienne znaczenie.

Pojęcie sekularyzacji narodziło się po reformacji. Jak pisze Taylor, przez sekularyzację rozumiano wtedy oddanie funkcji, instytucji, własności kontrolowanych przez Kościół w ręce państwa. Przemiany te zachodziły w systemie posiadającym podział na to, co religijne, i to, co świeckie.

W XVII wieku ukształtował się polityczny podział na świat doczesny i transcendentny. Powstał on jedynie w łacińskim chrześcijaństwie i ukształtował sposób postrzegania rzeczywistości przez członków kultury zachodniej. Wydaje się nam oczywisty, mimo że taki ścisły podział nie pojawił się w żadnej innej kulturze. W średniowiecznej Europie religia była wszechobecna. Właściwie każda gildia rzemieślnicza miała swojego świętego patrona. Przed nastaniem nowożytności faktyczny podział na sacrum i profanum w praktyce był więc nie do pomyślenia.

Następnym okresem w rozumieniu świeckości było całkowite odrzucenie transcendencji, w szczególności przez rewolucję francuską. Świeckość była tym, co prawdziwe, a religia tym, co wymyślone. To, co kościelne, było więc opcjonalnym dodatkiem, nierzadko zakłócającym działania podejmowane na rzecz realizacji doczesnych dóbr. To paradygmat, w którym świeckość i religia są przeciwieństwami, jak prawda i fałsz lub to, co konieczne, i to, co zbyteczne. Religia ma kształtować odpowiednią motywację moralną wśród członków nowoczesnego porządku, ale pozostając jakby w prywatnej sferze jej wyznawców, ma nie zagrażać zewnętrznemu porządkowi. Publiczny rytuał ma podtrzymywać właściwą wewnętrzną motywację dla budowania porządku społecznego.

Kościół o rozdziale

Od tego ostatniego modelu oczywiście odżegnywali się kolejni papieże. Jednocześnie zasada rozdziału przechodziła przez różne etapy – zarówno walki jej podmiotów, jak i wolności we wzajemnych stosunkach, a nawet współpracy.

Stałym elementem są słowa Chrystusa „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest Bożego, Bogu”. Co się zaś tyczy historycznych procesów mających swoje odzwierciedlenie w społeczno-politycznych ustrojach – od czasów oświecenia mają one dynamiczny charakter.

Dopiero Leon XIII, współtwórca chrześcijańskiej demokracji, pod koniec XIX wieku przyjął umiarkowanie krytyczną postawę wobec zasady rozdziału, wciąż jednak jej nie akceptując. Odnosił się do takiej wersji rozdziału, w której państwo i Kościół są sobie przeciwstawne. Późniejszy rozwój zachodnich społeczeństw miał pokazać, że rozdział może w teorii i w praktyce oznaczać oddzielenie przy wzajemnej współpracy.

Jak pisze ks. prof. Józef Krukowski w pracy „Stanowisko Soboru Watykańskiego II wobec rozdziału Kościoła od państwa”, uczestnicy soboru (1962 – 1965) zajmowali różne stanowiska odnośnie wzajemnych stosunków tych dwóch instytucji. Niektórzy używali terminu „nieszczęsny rozdział” (infausta separatio). Inni wskazywali na rozróżnienie dwóch sfer obowiązków wiernych – wobec Kościoła oraz wobec społeczności państwowej – przy jednoczesnej ich harmonizacji poprzez stosowanie chrześcijańskiego sumienia. Ostatecznie uczestnicy soborowych dyskusji zajęli stanowisko przeciwne zbyt ścisłej jedności Kościoła i państwa, ale i całkowitemu ich rozdziałowi. „Kościół, który z racji swego zadania i kompetencji w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym, jest zarazem znakiem i zabezpieczeniem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej”.

Z drugiej strony „Wykonywanie władzy (…) winno zawsze odbywać się w granicach porządku moralnego, dla dobra wspólnego”. Tak więc zainteresowanie Kościoła powinno dotyczyć sfery moralności. Jeśli chodzi o poparcie Kościoła dla konkretnego ustroju politycznego – konstytucja „Gaudium et spes” pochwala taki, w którym „forma ustroju i wybór władz pozostawione są wolnej woli obywateli”, co można interpretować jako demokrację.

 

Państwo i Kościół: cztery zasady

Jak wskazuje prof. Krukowski, fundamentalny charakter w ustaleniach soborowych w zakresie układania stosunków między Kościołem i państwem mają cztery ogólne zasady:

— pluralizmu światopoglądowego współczesnych państw,

— autonomii i wzajemnej niezależności Kościoła i państwa,

— wolności religijnej i wolności Kościoła,

— zdrowej współpracy między państwem i Kościołem.

Co się tyczy pierwszej zasady – punkt wyjścia ojców soborowych to nie to, jakie państwo być powinno, ale to, jakie jest. Uznano istnienie pluralizmu w rozumieniu przynależności ludzi o różnych przekonaniach światopoglądowych i religijnych do społeczności państwowej.

Druga zakłada apolityczność Kościoła i akonfesyjność władzy świeckiej.

Trzecia zawiera pochwałę „formy ustroju i wyboru władz pozostawianej wolnej woli obywateli”.

Czwarta zakłada wpływ Kościoła na sferę polityczną przez działalność nauczycielską i wychowawczą oraz bezpośrednią działalność polityczną swoich wiernych (nie duchownych).

 

Katolicyzm w przestrzeni publicznej

Ważnym zapewnieniem i punktem wyjścia do rozważań o związkach państwa z Kościołem są słowa: „Kościół nie pokłada jednak swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową; co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa albo że nowe warunki życia domagają się innego układu stosunków”. Dzisiejsza debata w temacie zasadności Funduszu Kościelnego (również wśród duchownych) świadczy o aktualności tego zapisu.

„Kościół wywiera zatem wpływ na sferę polityczną, ekonomiczną i społeczną życia poprzez swoją działalność nauczycielską i wychowawczą oraz przez działalność wiernych, którzy podejmują bezpośrednią działalność polityczną.” Nie należy więc mylić obecności katolików broniących swoich wartości w sferze publicznej z lobbingiem niektórych duchownych nieświadomych bądź odrzucających istotę swojego powołania na rzecz konkretnych partii czy postulatów politycznych. W odniesieniu do porządku w państwie duchowni mają prawo mówić z ambony o prawie moralnym, ale nie przypisując mocy jego stanowienia jedynie niektórym i nie promując jakiegokolwiek z nich, nawet w domyśle. Tak jak na uczelni można mówić o etyce, filozofii czy polityce, jeśli mieści się to w ramach profesjonalnego zajmowania się nauką, tak i z ambony można mówić o moralności we wspomnianym kluczu.

 

Obecny stan polskiego rozdziału

Obecne relacje Kościoła i państwa polskiego są wynikiem ustaw Sejmu uchwalanych od roku 1989. Najważniejszą podstawę stanowi Konkordat z roku 1993 i zapisy Konstytucji z roku 1997.

Art. 1 Konkordatu stwierdza: „Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są — każde w swej dziedzinie — niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego”. Z kolei na mocy Konstytucji obowiązuje zasada „bezstronności państwa w kwestiach światopoglądowych i religijnych”.

Do niedawna w teorii prawa przeciwstawiano podejście konkordatowe i rozdział. Sobór nie podtrzymał tego przeciwstawienia. Wypowiedział się za oddzieleniem Kościoła od państwa. Wstrzymał się natomiast przed wypowiedzeniem się na temat „rozdziału Kościoła od państwa” ze względu na różnorodne interpretacje implementacji tego rozdziału, o jakich zresztą świadczy historia, po krótce powyżej przedstawiona. Przez sam Kościół rozdział definiowany jest natomiast jako zasada autonomii wspólnoty politycznej i religijnej.

Autonomia tych dwóch podmiotów uwzględnia troskę Kościoła o „dobro wspólne”, w szczególności przestrzeganie praw człowieka, działań charytatywnych czy edukacji. Zasady rozdziału podobne do tych panujących w Polsce przyjęte są w większości tych państw europejskich, gdzie wciąż (przynajmniej nominalnie) mieszka wielu katolików.

Fundusz Kościelny istotnie jest już reliktem przeszłości, co przyznają również komisje związane z polskim Episkopatem (Za nami konferencja „Finansowanie Kościołów. Rozwiązania polskie na tle europejskim” [w:] ekai.pl). Należy zastanowić się nad innym modelem wsparcia Kościołów z funduszy publicznych. W tym momencie Kościół w Polsce jest utrzymywany w 80% z ofiar wiernych (w tym działalność społeczna Kościoła). Pomoc finansowa ze strony państwa należy do najmniejszych w UE. Różne modele wsparcia w tych krajach świetnie zarysowuje Marcin Przeciszewski. (Kto finansuje Kościół w krajach Unii Europejskiej? [w:] ekai.pl)

Religia w szkołach to żaden ewenement w krajach europejskich (Religia w szkole – jak to wygląda w Europie? [w:] ekai.pl). Polski system prawny oparty o konkordat jest dość tolerancyjny w zakresie nauczania religii. W większości niemieckich landów (o ironio), lekcje religii (z uwzględnieniem wyznania) są obowiązkowe. W zdecydowanej większości państw europejskich religia nauczana jest w ramach systemu oświaty. Odejście od tego systemu byłoby więc raczej odchodzeniem od zachodnich standardów. Rozważyć należy przede wszystkim aspekt efektywności nauczania religii (a bez owijania w bawełnę – znalezienie i eliminacja przyczyny jego niewydolności). Zważywszy na tę proporcję nadmiernych wątpliwości nie powinien budzić aspekt przynależności wspieranego przez państwo nauczania religii w szkole (dla chętnych) do obszaru wolności religijnej. To nie tylko egzekucja prawa polskiego konkordatu, ale praktyka większości państw europejskich.

 

Religijna propozycja

Jeśli jednak lekcje religii mają być tylko „zapychaczem”, a nie przestrzenią transmisji wiary, rozmowy o religii, czy sensownej i otwartej dyskusji na tematy wiary, to ich prowadzenie w szkole być może mija się z celem.

W tym kontekście mimo wszystko warto odwołać się do obserwacji, które być może jakimś trafem wejdą w rezonans ze skrajnie idealistyczną propozycją uatrakcyjnienia nauczania. Wydaje się, że wielu katechetów ma bardzo ambitne podejście do nauczania i teologiczne wykształcenie poparte pasją. Jeśli nawet lekcje religii nie służą ewangelizacji, to kompetencja (jeśli występuje) stwarza być może jedyną okazję w życiu do nauczenia się krytycznego spojrzenia na naukę Kościoła, a dzięki temu jej zrozumienia. Poznanie racjonalnych przesłanek stojących za moralnością. Chodzi o to, by wiedza religijna później dorosłych już ludzi nie ograniczała się wyłącznie do znajomości zbioru zakazów, co w konsekwencji prowadzi do porzucenia pozornie nieuzasadnionych i rzekomo nienowoczesnych nauk, w rzeczywistości posiadających ugruntowaną filozoficznie, antropologicznie i psychologicznie podstawę.

Co stoi na przeszkodzie, aby posiadając wiedzę z zakresu filozofii (każdy teolog od niej zaczyna), wykorzystać te dwie godziny lekcyjne w tygodniu (przynajmniej niektóre) na jej przekazanie? Dziś wśród nauczycieli religii jest tylu pasjonatów, że z powodzeniem można by wypełnić tę lukę w polskim systemie szkolnictwa (np. we Francji filozofia jest obowiązkowym przedmiotem w liceum). Inspiracji nie brakuje – „Jak psuć dzieci Platonem i Boecjuszem” dr Jadwigi Guerrero van der Meijden to dobry punkt wyjścia. (Jak psuć dzieci Platonem i Boecjuszem : nauczanie filozofii klasycznej w szkole podstawowej [w:] ruj.uj.edu.pl)

Większym problemem (ale nie większym niż wśród nauczycieli innych przedmiotów) wydaje się być motywacja niektórych katechetów oraz stosunek samych uczniów do lekcji religii (często niezależny od ich jakości, a niejednokrotnie będący bezpośrednią przyczyną jej obniżenia). Postawić można wiszącą w powietrzu, acz nie popartą solidną empirią tezę, że największym sprawcą są nieodwracalne zmiany kulturowe i związana z nią laicyzacja najpierw rodziców, a w następstwie pokolenia Z. Proces ten syntetycznie i trafnie ujął socjolog, prof. Krzysztof Koseła. (W ciągu 5 lat w pokoleniu Z dokonała się gwałtowna laicyzacja. To jest tąpnięcie [w:] pap.pl).

 

Podsumowanie

Proces stopniowego oddzielania władzy świeckiej od kościelnej ma więc różne przejawy. Początkowo chodziło o faktyczne ograniczenie wpływu kościelnych instytucji i poszczególnych biskupów na sprawowanie władzy politycznej. Obecnie koncentruje się głównie na kwestii wolności religijnej, szczególnie w obszarze finansowania z budżetu państwa, jak i prawa do nauczania religii czy klauzuli sumienia. Te warunki wydają się w niektórych przypadkach rozstrzygać, czy dana osoba uznaje, że w Polsce rozdział faktycznie istnieje. Według definicji wynikających z zaszłości historycznych, jak również prac soborowych, w Polsce panuje dziś rozdzielenie państwa i Kościoła.

Niech zwieńczeniem tego artykułu będą unikalne w Europie słowa Konstytucji: „My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski…”.

Jarosław Herman
Jarosław HermanRedaktor naczelny portalu. Absolwent elektroniki i telekomunikacji na AGH, obecnie student filozofii na UJ. Studiował również w krakowskim DSFT, a od kilku lat jest zaangażowany w dominikańskim DA “Beczka”. Pasjonuje się teologią i życiem Kościoła, szczególnie w kontekście społecznym i etycznym. Zainteresowany również nowymi technologiami. Prywatnie barista i miłośnik gór.