Krucjata – akt miłosierdzia względem chrześcijan na Wschodzie?

Krzyżowiec szarżujący na Saracenów w bitwie pod La Bocquée (1163), malowidło ścienne (koniec XII w.) w świątyni w Cressac, Charente, Francja. Wikimedia Commons.

Chciwość, fanatyzm i brutalna inwazja – to skojarzenia, które najczęściej towarzyszą wyprawom krzyżowym w kulturze popularnej. Obraz rycerza z krzyżem na płaszczu jako bezwzględnego najeźdźcy utrwalili wpływowi historycy, widząc w krucjatach jedynie imperializm i nietolerancję. Aby pojąć motywacje pierwszych krzyżowców, trzeba jednak porzucić dzisiejszą wrażliwość i zanurzyć się w świecie głębokiej pobożności, w którym miłość chrześcijańska (caritas) mogła stać się usprawiedliwieniem dla zbrojnego czynu. Analizując słowa papieża Urbana II i pisma św. Bernarda z Clairvaux można odkryć, że to właśnie miłosierdzie wobec braci w wierze było przedstawiane jako najwyższa motywacja do podjęcia krzyża.

Światowej sławy mediewista Steven Runciman w zakończeniu swojej trylogii „Dzieje Wypraw Krzyżowych” podsumował wysiłek ruchu krucjatowego w takich oto słowach: „Najwyższe ideały zostały skalane okrucieństwem i chciwością, a energia i wytrwałość zniweczone ślepą, ciasną obłudą. Święta wojna była długim pasmem nietolerancji w imię Boga, co jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu[1]”.

Nie można odmówić poczesnego miejsca, jakie zajmuje dzieło Runcimana pośród prac popularyzujących historię wypraw do Outremer. Niemniej wśród barwnych opisów postaci, bitew oraz trudów pielgrzymiej tułaczki, autor częstokroć zespalał deskrypcję poszczególnych wydarzeń z ich oceną, tworząc płynną, trudną do rozmontowania narrację, która holistycznie przedstawiała ruch krucjatowy co najmniej niekorzystnie.

Silny resentyment względem krucjat podsycali niektórzy spośród uznanych historyków słynnej szkoły Annales. W tym intelektualnym wysiłku deprecjonowania ideowych podstaw krucjaty prym wiódł Georges Duby, który w rozmowie z Bronisławem Geremkiem, wspominając ruiny lewantyńskich fortec zbudowanych przez chrześcijan, mówił: „Jest to najbardziej znamienny, najobrzydliwszy aspekt chrześcijańskiego ekspansjonizmu: armii okupacyjnej, w końcu odpartej[2]”.

Przytoczone opinie pochodzące ze środowiska cenionych intelektualistów wpłynęły na kształt dyskursu popularnonaukowego, w którym coraz częściej krucjaty przedstawiano jako chrześcijański ekwiwalent islamskiego dżihadu, brutalną emanację barbaricum. Historiografia naznaczona marksistowskim, materialistycznym paradygmatem, próbując wytłumaczyć motywację kierującą krzyżowcami wyruszającymi do Ziemi Świętej, wskazywała na czynniki ekonomiczne, związane z brakiem wystarczającej ilości ziemi dysponowanej przez ojca do podziału między synów.

Takie i im podobne eksplanacje są do cna anachroniczne (co wykazał już skutecznie Jonathan Riley-Smith), gdyż zdają się one pomijać aspekt niezwykłej pobożności ówczesnych ludzi, którą trudno zrozumieć z perspektywy współczesnego, zlaicyzowanego mieszkańca Okcydentu. Cóż więc poruszało serca wojowników od wybrzeży Atlantyku aż po brzegi Wisły? Jakie intencje przyświecały krzyżowcom zdążającym do Jerozolimy?

Początek zbrojnej pielgrzymki

27 listopada 1095 roku. Wśród niezliczonej rzeszy przyjezdnych zebranych na przedpolach Clermont, niepozorny benedyktyński opat, Balderyk z Dol, próbuje pośród zgiełku tłumu usłyszeć słowa Urbana II. Płomienna przemowa miała wkrótce odmienić oblicze christianitas. Donośny apel papieża, będący w istocie odpowiedzią na błagalne prośby cesarza Aleksego Komnena o pomoc w walce z Seldżukami, odnosił się do poczucia wspólnoty między zachodnim i wschodnim chrześcijaństwem.

Gdybym napisał, że Urban określił chrześcijan mieszkających w Lewancie mianem zaledwie braci, stanowiłoby to ujmę dla wzniosłości tej przemowy, którą po latach z pamięci zrekonstruował wspomniany Balderyk. Słowa papieża przedstawił następująco: „Wasi pełnoprawni bracia, Wasi towarzysze broni. Synowie tej samej Matki, podobnie jak Wy jesteście synami tego samego Chrystusa i tego samego Kościoła, a oni zostali zniewoleni w domach swych przodków przez obcych panów, wypędzeni ze swoich domów, żebrzą wśród nas, lub co gorsza, żyją jako obcy, wygnani i pobici na ziemiach ich własnego dziedzictwa[3]”.

Urban szczególny nacisk położył na wartość czynnej caritas, która miała urzeczywistnić się w podjęciu krzyża z miłości do Boga i wschodnich pobratymców: „To straszne, bracia, to straszne, że wyciągacie swoją drapieżną rękę przeciwko chrześcijanom; mniejszym złem jest wyciągnięcie miecza przeciwko Saracenom; wyjątkowo dobre jest [natomiast], aby oddać życie za braci, ponieważ jest to również miłość[4]”. Takie usprawiedliwienie podjęcia zbrojnej interwencji wpisywało się w ducha epoki.

Źródłem inspiracji dla papieża mogło być Collectio Canonum przypisywane św. Anzelmowi z Lukki, w skład których włączył fragmenty z pism św. Augustyna, usprawiedliwiającego przemoc jako wyraz chrześcijańskiej miłości[5]. Dla Augustyna intencje tych, którzy autoryzowali przemoc, musiały sprzyjać sprawiedliwości, działającej poprzez miłość Boga i bliźniego.

Apologia krucjat?

Nieznacznie później, po sukcesie I wyprawy krzyżowej i założeniu państw chrześcijańskich w outremer, popularność zyskał gorący orędownik idei krucjatowej, wytrawny kaznodzieja, Bernard z Clairvaux. W traktacie De laude novae militiae ad milites templi liber, poświęconemu zakonowi templariuszy, św. Bernard rozważał możliwość podjęcia przez chrześcijan walki zbrojnej. Przywoływał fragment z Ewangelii według św. Łukasza, w której św. Jan Chrzciciel polecał żołnierzom „nad nikim się nie znęcać, nikogo nie uciskać, lecz poprzestawać na swoim żołdzie[6]”.

Co ciekawe, ukuł pojęcie malicida, złobójcy, tj. osoby, która pozbawiając życia złoczyńcy, nie popełnia tym samym grzechu zabójstwa. W liście do swego przyjaciela Piotra Czcigodnego, opata Cluny, cierpiąc z powodu stanu, w jakim znalazł się Kościół na Wschodzie, pytał go: „Gdzie jest nasza miłość do Boga, gdzie jest nasza miłość wobec najbliższych[7]”?

Z przytoczonych świadectw wynika, że w XI i XII wieku krucjatę postrzegano w kategoriach aktu miłosierdzia względem wschodnich chrześcijan. Gwoli ścisłości warto nadmienić, iż miłość ta nie była rzecz jasna skierowana w stronę wyznawców islamu. Krucjaty nigdy w swych ideologicznych podstawach nie były ukierunkowane na nawracanie muzułmanów. Owszem, obok walki zbrojnej podejmowano próby głoszenia ewangelii w dar-al islam, które przyjmowały formę dysput teologicznych. Najznamienitsze przykłady takiej działalności stanowią wysiłki św. Franciszka z Asyżu w dialogu z egipskim sułtanem Al-Kamilem czy założenie szkoły misyjnej w Palma de Mallorca przez franciszkańskiego tercjarza Rajmunda Lulla. Słowo, nie miecz, miało służyć ewangelizacji, a zbrojny odpór był narzędziem wykorzystywanym w obronie współbraci.

Warto nadmienić, że podług ówczesnych kwalifikacji wyprawa krzyżowa wpisywała się w wywodzącą się od św. Augustyna koncepcję wojny sprawiedliwej. Jej klasyczne warunki, które ponad 170 lat później usystematyzował św. Tomasz z Akwinu w Sumie Teologicznej, to: wypowiedzenie przez legalną władzę (auctoritas principis), słuszna przyczyna (iusta causa) oraz godziwa intencja walczących (intentio recta)[8]. Święty Tomasz tłumacząc, czym w istocie jest sprawiedliwa przyczyna, potępia prowadzenie wojny, by przymusić pogan do wiary w Chrystusa, jednak walkę z nimi na rzecz obrony już wierzących poczytuje nie tylko za możliwość, a wręcz powinność.

Przemoc fizyczna w katolickiej doktrynie jawi się więc jako środek neutralny, który może zostać użyty zarówno w dobrym, jak i złym celu. Współcześnie na przekór takiemu rozumowaniu występują intelektualiści usposobieni nadzwyczaj pacyfistycznie, nierzadko powołując się na słowa Chrystusa: „A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”. Polski przekład nie oddaje jednak naturalnej dystynkcji w słowie „nieprzyjaciel”, występującej zarówno w grece jak i w łacinie[9]. W pierwszym z tych języków „nieprzyjaciela” możemy zakwalifikować do kategorii wroga prywatnego (ἐχθρός) oraz publicznego (πολέμῐος), podobnie w łacinie (odpowiednio inamicus i hostis). Takie rozróżnienie było czymś oczywistym dla ludzi żyjących w starożytności i średniowieczu, a początki rozważań nad przedstawioną problematyką językową możemy odnaleźć juz „Państwie” Platona. Należy więc założyć, iż w Ewangelii przypisywanej św. Mateuszowi, autor z pełną świadomością posłużył się słowem ἐχθρός, aby jak najlepiej oddać sens wypowiedzi Chrystusa. W świetle takiej egzegezy zbrojny wysiłek podjęty na rzecz obrony chrześcijańskiej ekumeny wydawał się ówczesnym czymś zupełnie naturalnym, niesprzecznym z prawem Bożym.

***

Powyższy tekst nie ma na celu rozpaczliwej apologii wszystkich aspektów związanych z wyprawami krzyżowymi. Autor jest świadom, iż przedstawiona wartość miłości miłosiernej nie była jedynym i głównym czynnikiem motywującym krzyżowców do podjęcia krzyża. Jednakże dorobek intelektualistów epoki zbrojnych pielgrzymek do Ziemi Świętej wskazuje na niebagatelną pozycję, jaką zajmowała caritas pośród głównych filarów idei krucjatowania.

Niezwykłe słowa Urbana II, które poruszyły serca tysięcy pielgrzymów z całej Europy, wzbudzając uczucie miłości względem wschodnich braci, na nowo rozbrzmiały w encyklice Redemptoris Mater Jana Pawła II: „Tak wielkie bogactwo chwały, zebrane z różnych form wielkiej tradycji Kościoła, mogłoby nam pomóc do tego, aby Kościół zaczął na nowo oddychać w pełni »obydwoma płucami«: chodzi o Wschód i Zachód.

Jak już niejednokrotnie podkreśliłem, jest to dzisiaj bardziej konieczne niż kiedykolwiek[10]”. Jan Paweł II, posługując się zbliżoną metaforą do tej użytej przez Urbana II, przedstawia Wschód i Zachód jako części narządu składającego się na jeden organizm. Pamiętajmy o potrzebie miłości względem naszych braci na Wschodzie, szczególnie dziś, gdy doświadczają ciężkich prześladowań. Choć nie możemy podnieść miecza na niszczycieli christianitas, mamy znacznie potężniejsze narzędzie- modlitwę, powodowaną tą samą caritas, o której pisali Urban II czy św. Bernard z Clairvaux. Módlmy się o upragniony pokój, którego tak bardzo potrzeba.

 

„Pancerz, miecz i pas,

Na próżno ciała nam obarcza,

Hełm i ostróg stal,

Mi zacz nie wystarcza,

Próżno żyje, próżno ginie,

Kto rycerski obrał stan,

Próżno jeśli nie miłuje,

Jak miłował Chrystus Pan!”

Jacek Kowalski, Pasowanie, czyli o mieczu, ostrogach, rycerskim pasie, pancerzu i hełmie

 

Bibliografia

[1] S. Runciman, Dzieje Wypraw Krzyżowych, tom III, s. 445.

[2] G. Duby, B. Geremek, Wspólne pasje. Rozmowa przeprowadzona przez Philippe’a Sainteny, s. 101

[3] Baldric of Bourgeil, History of Jerusalemites, tłum. S. Edgington, s. 45.

[4] Ibidem, s. 49.

[5] J. Riley-Smith, First Crusade and The Idea of Crusading, s. 27.

[6] Łk 3,14

[7] Bernard z Clairvaux, Epistolae 364, PL 182, 569.

[8] W. Ziółkowski, Wojna Sprawiedliwa u św. Tomasza z Akwinu, s. 24.

[9] J. Ordutowski, „Wyprawy krzyżowe jako akt miłosierdzia? Kontekst historyczno-terminologiczny wybranych zagadnień”, s. 149, w: Sakramentalny wymiar Bożego miłosierdzia, Wydawnictwo KUL, Lublin 2017.

[10] RM 34

Franciszek Kubiak
Franciszek KubiakStudent historii w ramach kolegium MISHuS na KUL. Interesuje się historią starożytnego Izraela. Były harcerz i wódz gromady zuchowej. Członek stowarzyszenia Curia Mediaevalis, działającego na rzecz promocji kultury średniowiecza.