“Pisząc o narodowej pamięci i wspierającej ją polityce historycznej, chcemy również wspomnieć coraz bardziej popularny (nie tylko w Polsce) fenomen rekonstrukcji historycznych” – pisze w dokumencie “Chrześcijański Kształt Patriotyzmu” Konferencja Episkopatu Polski. Faktycznie – rekonstrukcja historyczna to świetny sposób współczesnego przekazywania wiedzy i pamięci. Często o wydarzeniach tragicznych.
Historia i społeczeństwo
Rekonstruktorem jestem od ponad 6 lat, zaczynając od odtwarzania tak zwanych “sylwetek” żołnierzy II Konspiracji, ruchu niepodległościowego zapoczątkowanego z wycofywaniem się z drugowojennej Polski sił niemieckich i wkraczaniem sowieckich. Z czasem wraz ze Stowarzyszeniem Rekonstrukcji Historycznej (SRH), którą tworzymy z przyjaciółmi, dojrzeliśmy do decyzji o rozwinięciu projektu i zaangażowaniu się w odtwórstwo przedwojennego Wojska Polskiego.
W działaniu w SRH, które pochłania znaczne zasoby finansowe i czasowe, każdym z nas kierował i kieruje patriotyzm – zarówno historyczny, jak i społeczny. Ten pierwszy wynika z głębokiego szacunku, jakim darzymy przeszłość Polski, wraz ze wszelkimi jej cieniami i blaskami. Drugi zaś powoduje, że nie tylko chcemy interesować się historią na “własny użytek”, ale że mamy pragnienie dzielenia się nią z innymi.
Rekonstrukcja historyczna to świetna forma pokazywania “żywej” historii, która często jest wstępem do dalszej, prywatnej pasji.
Nie ma co ukrywać – jest też wymiar rozrywkowy, czy może raczej integracyjny w całym procesie odtwórstwa historycznego. Trudno przecież udawać, że koledzy dzielący razem hobbystyczne zainteresowanie historią i jej pokazywaniem, będą zachowywać się jak neutralni wobec siebie współpracownicy w korporacji. Wspólne wyjazdy, praca nad kompletami mundurowymi, obmyślanie strategii i tak dalej, budują silne i piękne relacje dwustronne i grupowe – nie ma w tym nic złego. Również wszelkiego rodzaju zloty, inscenizacje i pokazy są okazją do nawiązywania kontaktów i dzielenia się uwagami, wnioskami i przemyśleniami wśród rekonstruktorów z całego kraju (a czasami nawet z całego świata!).
Zabawa w wojnę
Często można jednak usłyszeć, raz rzucone w żarcie, a raz w oczywistym wyrzucie (płytkim i naiwnym), że całe te dziesiątki godzin śledzenia detali na zdjęciach z epoki, wczytywaniu się w archiwalne rozkazy i relacje uczestników historii czy dni spędzanych w warsztacie na modelowaniu, naprawianiu, szykowaniu różnych elementów rekonstrukcji to forma “przebieranki” i (co wydaje mi się najgłupszym po prostu zarzutem) “zabawa w wojsko/wojnę”. Dokument wspomniany we wstępie celnie zauważa, że “przemyślane i dobrze przygotowane rekonstrukcje (…) zwłaszcza w młodym pokoleniu mogą pobudzać i umacniać zainteresowanie narodową historią”. Odtwarzanie i pokazywanie militarnych aspektów przeszłości, bo na takich często skupia się rekonstrukcja, pokazując często właśnie niezłomność i bohaterstwo naszych przodków, to nie żadna “zabawa w wojnę”.
Chociaż zdarzają się i tacy rekonstruktorzy, myślący że to taka właśnie “zabawa”, to nie są oni ani liczni, ani reprezentatywni. W swojej karierze, może nie tak rozbudowanej jak niektórych weteranów polskiego odtwórstwa, ale jednak pozwalającej nawiązać kontakty z setkami rekonstruktorów w całej niemal Polsce, nie napotkałem się na takie infantylne zachowania, a jeśli już, to szybko tępione i “sprowadzane na ziemię”.
Zwłaszcza inscenizacje, to znaczy reżyserowane pokazy starć bitewnych, w których udział bierze często nawet kilkuset rekonstruktorów naraz, to uwidaczniają. Po odprawie, w której każda grupa poznaje swoją rolę, zadanie i specyfikę działania, a następnie przejściu na swoje pozycje, nie spotyka się z głupimi uwagami i frywolnymi żartami. Widać skupienie i powagę, nie wynikającą z tego, że odtwórcy czują się jak żołnierze (chociaż przyznać trzeba, że adrenalina robi swoje), ale z tego, że każdy chce jak najlepiej, bez potknięcia czy błędu, poprzez inscenizację opowiedzieć historię z przeszłości. Wszyscy mają swoją rolę, i po trochu od każdego zależy, czy widzowie obejrzą dobrze przeprowadzony “spektakl” mówiący o dawnych czasach, czy komedię wpadek i potknięć. To drugie byłoby koszmarem, ale nie zdarza się to zbyt często i raczej na skrajnie ograniczoną skalę.
KEP ma wiele racji
Chciałbym, powołując się na swoje doświadczenia związane z odtwórstwem historycznym, odpowiedzieć na dwa celne punkty dokumentu (fragmenty punktu 14. “Rekonstrukcje Historyczne”):
„Przygotowując tego rodzaju inscenizacje pamiętać należy o misterium ludzkiej śmierci i cierpienia, lęku i bohaterstwa, których dostojeństwo i tajemnicę nie zawsze da się właściwie ukazać w masowych, plenerowych prezentacjach.”
Pod tym podpisać mógłby się każdy rekonstruktor. Należy pamiętać, że nie zawsze uda nam się przedstawić pewne wydarzenia, tak więc lepiej się od tego powstrzymać, niż pokazać nieudanie. Znamienne hasło w środowisku odtwórczym mówiące, że “liczy się pamięć!” to ironiczne odzwierciedlenie takich postaw. Nie, powołanie się na “pamięć” nie upoważnia do niepoważnego, niestarannego czy naiwnego pokazywania historii.
„Trzeba wreszcie podkreślić, że wojna, choć często ujawnia ludzką wielkość i bohaterstwo, nie jest barwną opowieścią czy przygodą, ale dramatem, cierpieniem i złem, któremu należy zawsze zapobiegać.”
Wspomniałem już, że właściwie nikt w środowisku rekonstruktorów nie udaje, że “bawimy się w wojnę”, czy też że w ogóle realnie jej doświadczamy. Występuje wśród odtwórców powszechna świadomość roli, jaką odgrywamy. Faktycznie, pokusa występuje (istnieją tacy odtwórcy, którzy każą mówić do siebie stopniem – na przykład per panie sierżancie – nawet poza inscenizacjami, gdzie jest to uzasadnione) i należy się jej wystrzegać. Może i różne zloty i pokazy wiążą się z pewnymi niewygodami jak spanie pod namiotami czy męczące słońce (zwłaszcza w kilkukilogramowym, wełnianym mundurze), ale to w żaden sposób nie odzwierciedla grozy i horroru tragedii wojny.
Rekonstrukcja to zatem świetny sposób na realizowanie swojego hobby i tworzenie przyjacielskich relacji oraz na prezentowanie historii i uczczenie bohaterstwa minionych czasów. Wymaga jednak z drugiej storny dużej dojrzałości i głębokiego rozumienia istoty samego odtwórstwa. Jeśli przerodzi się w jedynie sposób na spędzanie wolnego czasu lub udawanie bycia kimś, kim się nie jest, to należy uznać taki projekt za nieudany.