Nieznośny szum cywilizacji. Huxley sto lat później

Samotny człowiek idzie przez opuszczone miasto; miejska dżungla
  • Opublikowany w 1932 roku „Nowy Wspaniały Świat” Aldousa Huxleya szybko stał się szeroko znanym alarmem ostrzegawczym przed „dobrodziejstwami” postępu socjo-technologicznego. Cztery lata temu, 5.11.2019 BBC uznało w swoim zestawieniu „NWŚ” za jedną ze stu najbardziej wpływowych nowel w historii.
  • Niemal sto lat po publikacji można odnieść wrażenie, że świat przedstawiony w książce celnie opisywał odległą przyszłość, w której technokratyczna giga-korporacja rządzi porządkiem światowym.
  • Nawet w domowym zaciszu, miejscu które powinno być tą “bezpieczną” jaskinią pozwalającą na odsapnięcie od otaczającego świata trudno o spokój.

Strzały z rur wydechowych sportowych samochodów. Huk motorów startujących na zielonym świetle. Trąbienie kierowców wysiadujących w korku. Karetka pędząca na sygnale, przeciskająca się przez zatłoczone samochodami ulice. Gdzieś w centrum harmider robót drogowych na kolejnej przebudowie albo renowacji drogi. Tramwaj agresywnie dający znać żeby zejść mu z drogi.

Chyba każdy muszący odwiedzić centrum większego miasta dobrze zna tę kanonadę dźwięków. Kanonadę dźwięków, niczym na rozgorzałym polu bitwy, zawsze przytłacza mnie podwójnie, gdy wracam do Wrocławia z jakiegoś pozamiejskiego wyjazdu. Codzienna rzeczywistość współczesnego świata; huk i szum, które na każdym kroku otaczają człowieka. Jednak nawet podejmując decyzję o wyjeździe na idylliczną “prowincję” trudno jest uciec od dźwięków cywilizacji. Przelatujące niżej lub wyżej samoloty czy pociąg gwiżdżący w oddali przypominają skutecznie, że jest ona zawsze w pobliżu.

Oczywiście nie jest to zalewająca uszy miejska kakofonia, ale jednak coraz trudniej jest znaleźć miejsce zupełnie odcięte od współczesnego świata, tą, już anachroniczną, terra incognita. Białą plamę na mapie zasięgu komórkowego, gdzie można by się położyć na trawie i po prostu wsłuchać się w niezakłóconą przyrodę, nacieszyć się otaczającą aurą, pobyć sam na sam ze swoimi emocjami. Szum drzew zamiast silników samochodowych. Śpiew ptaków zamiast śpiewu młota pneumatycznego.

Świat XXI wieku wlewa się do naszych domów jak szalejące fale wdzierają się na plaże spokojnej wyspy. Świat mass- i social mediów. Ciągłego bycia na bieżąco z tym co w globalnej trawie piszczy. Ciągłego poszukiwania tematów pobudzających ludzką uwagę. I to wszystko dostępne 24/7. Wystarczy jedno kliknięcie pilota od telewizora, uruchomienie komputera lub smartfona i już możemy dowiedzieć się o wypadku samochodowym, katastrofie, strzelaninie albo zamieszkach. Pełne odcięcie się od tego, przejście na informacyjny “detoks” wymaga od zwykłego człowieka dużo samozaparcia i siły woli. A pełne odcięcie się od cywilizacji wymaga eremickiego, samotniczego ducha. 

Nasza przyszłość od dawna fascynowało wszelkiego rodzaju pisarzy, twórców, autorów czy reżyserów. Już na początku XX wieku powstała seria wizjonerskich ilustracji przedstawiających dość fantastyczne (szczególnie ze współczesnej perspektywy) wyobrażenia Francji, Niemiec czy Rosji w XXI i XXII wieku. Aldous Huxley zawarł swoją wizję przyszłości w wielu książkach, ale to właśnie „Nowy Wspaniały Świat” jest tą najsłynniejszą, mrożącą krew w żyłach wizję totalitarnej dystopii. Akcja toczy się w Londynie roku 2540 (632 rok “Po Fordzie” według datowania przyjętego przez autora).

Świat wyręczający Boga

Nikczemny, wyprany z wartości, dekadencki i wyzbyty z emocji. Podzielony na kasty społeczne, na Alfy, Bety, Delty, Omegi oraz Epsilony. Mega-państwo gdzie myślących i zachowujących się nieszablonowo izoluje się w różnych częściach świata, jak najdalej od “cywilizacji”. Wykreowana przez Huxleya Republika Świata jest skrzętnie zorganizowanym i zarządzanym zza kulis mirażem, który pod hasłami “Wspólnoty, Identyczności i Stabilności” bez ograniczeń stosuje inżynierię społeczną i eugenikę; warunkuje genetycznie i psychologicznie swoich obywateli tak, aby każdy znał swoje miejsce w drabinie społecznej i był z niej zadowolony, nawet jeżeli jest celowo upośledzonym epsilonem bardziej przypominającym szympansa niż człowieka. Ludzie są hurtowo tworzeni w probówkach, w laboratoriach.

W tym świecie to nie Bóg tworzy człowieka na swoje podobieństwo, ale sam człowiek “wyręcza” w tym Boga.

Bawi się w pana życia i śmierci. Stwórcę i sędziego. Republika Świata jest wizją postindustrialnego świata, w którym zadowolenie obywateli podtrzymuje się za pomocą otumaniający narkotyków dystrybuowanych przez władze. ,,Gdy jednostka czuje, wspólnota szwankuje” głosi jeden z popularnych sloganów reklamowych Republiki. Obywatele są wytresowani, nie potrafią nazywać swoich uczuć, a kiedy przypadkiem choćby zbliżą się do dużych emocji – hurtowo odurzają się legalnymi narkotykami. “Osoba ludzka dąży do szczęścia przez swoje świadome czyny” lub “uczucia są naturalnymi składnikami psychiki ludzkiej, stanowią obszar przejściowy i zapewniają więź między życiem zmysłowym a życiem ducha” w realiach Republiki Świata brzmi jak  żart. Jakakolwiek sztuka mogąca wywoływać w ludziach emocje jest eliminowana. W tym futurystycznym społeczeństwie odmawia się również jednostce indywidualności i poczucia własnej odrębności. Za wszelką cenę stara się wtłoczyć w “odpowiednie” ramy zachowań. Promowana jest absurdalna wręcz rozwiązłość seksualna, nikt nie należy do nikogo, “przecież każdy należy do każdego”. Republika jest światem oderwanym od wszelkiej przyrody. Książkowy dyrektor londyńskiego Ośrodka Rozrodu i Warunkowania opowiada, że ,,warunkujemy masy na niechęć do przyrody” oraz ,,pierwiosnki i krajobrazy mają pewną wielką wadę: są darmowe. Miłość przyrody nie napędza fabryk”.

Bring this savage back home…

Jednak nawet w Nowym Wspaniałym Świecie istnieją miejsca pozostające na marginesie “cywilizowanego” świata. Jednym z niewielu takich jest znajdujący się w Nowym Meksyku Rezerwat zamieszkiwany przez ludzi “dzikich”, którzy wyznają “stare” i “barbarzyńskie” zasady. Wierzą w bogów, znają pojęcie indywidualizmu, starzeją się, rozmnażają. W przeciwieństwie do obywateli Republiki nie żyją w sterylnych warunkach, żyją w brudzie i niszczejących domostwach. Odczuwają ból, miłość, ludzkie żądze i towarzyszące im emocje. Nie doświadczają oni komfortu, wygody, beztroskości czy szczęścia mieszkańców Republiki. Jednak posiadają jeden ważny element, o którym “republikanie” nie są nawet w stanie pomyśleć: Wolność. Wolność do decydowania o sobie, swoim życiu i swoich wyborach. Wolność, która mimo naszych usilnych życzeń nie zawsze smakuje samą słodyczą, a czasami trzeba przełknąć gorzką pigułkę rzeczywistości. 

Warto tutaj zastanowić się nad otaczającym nas rzeczywistym światem. Czy przypadkiem nie zmierzamy jako ludzie, jako cywilizacja do coraz większej wygody i komfortu? Czy nie boimy się podejmować ryzyka, zamykamy się w sobie i ograniczamy kontakt z innymi ludźmi? Coraz bardziej zanurzamy się w świecie wirtualnym, który bombarduje nasze receptory nieprzerwanym dostępem do informacji oraz nowymi bodźcami. Jednocześnie pozwala nam na pozorne poczucie bezpieczeństwa i anonimowości. Obecnie można już wszystko załatwić online, praca zdalna, zamawianie zakupów z dostawą, e-wizyty u lekarza czy w urzędzie, ze znajomymi można spotkać się i “zobaczyć” na Discordzie, Teamsie, Skypie czy innym komunikatorze. Żyjemy w czasach dostatku i bezpieczeństwa, a jednak nasz “wygodny” tryb życia rujnuje nasze organizmy.

Choroby cywilizacyjne spowodowane niewystarczającą codzienna aktywnością fizyczną czy odizolowaniem od natury i przyrody przechodzą już z pokolenia na pokolenie. Rosnąca skala otyłości w krajach wysokorozwiniętych alarmująco zbliża nas do wizji z popularnego filmu animowanego ,,Wall-e”, gdzie utuczonych ludzi we wszystkim wyręczają roboty i sztuczna inteligencja. Napędzane przez korporacje konsumpcjonizm i materializm sięgają już nawet do naszych najbardziej pierwotnych instynktów. Seksualizacja rynku, ogólnodostępność pornografii czy soft-porno na plakatach czy w reklamach jest niestety jawną akceptacją tego, że nasza kultura coraz bardziej zaczyna nas dehumanizować.

Obyczajowa rozwiązłość (co brzmi jak oksymoron), kultura przelotnych stosunków seksualnych dodatkowo sprawia, że coraz bardziej wyrzekamy się jakichkolwiek ideałów czy zasad. Drugi człowiek coraz częściej jest sprowadzany do roli przedmiotu zaspokojenia naszych własnych egoistycznych pierwotnych potrzeb. 

Poszukując siebie

Na szczęście, tak przynajmniej mi się wydaje, zaczynamy powoli dostrzegać te problemy i starać się z nimi walczyć. Szczególnie cieszy mnie rosnące zainteresowanie spędzaniem czasu pośród przyrody oraz natury. Zauważamy, że zabetonowana dżungla nie jest naszym naturalnym habitatem, że te wszystkie hałasy współczesności nie są dla nas czymś normalnym Potrzebujemy powrócić do naszych pierwotnych korzeni. Sam uwielbiam coraz częściej uciekać z wielkomiejskiego szumu i zgiełku na górskie szlaki albo po prostu do lasu, pod namiot lub hamak. Pobyć sam na sam ze sobą, ze swoimi myślami, emocjami oraz zieloną gęstwiną.

Aż przypomina mi się w tym momencie film, który jest w pewien sposób bliski mojemu sercu. ,,Into the Wild” S. Penna z 2007 roku o ciekawym polskim tytule ,,Wszystko za życie”. Opowiada on historię młodego Amerykanina pochodzącego z bogatej rodziny, z perspektywą prestiżowych studiów na Harvadzie, który porzuca to wszystko na rzecz wagabundzkiego podróżowania. Porzuca “wszystko za życie”, wyzbywa się doczesnego dobra w poszukiwaniu szczęścia i spełnienia w wolności. Przemierza całe Stany Zjednoczone, na piechotę, autostopem, na kajaku. Jego finalną podróżą jest wyprawa na Alaskę. W filmie pojawia się jedna szczególnie osobista scena kiedy bohater patrzy na ośnieżone szczyty Alaski i wzrusza się. Wzrusza się patrząc na potężny manifest dzikiej alaskańskiej przyrody. Przyrody będącej symbolem piękna stworzenia będącego odbiciem nieskończonego piękna Stwórcy. Piękna jednego z niewielu rejonów na świecie, który nie został jeszcze w pełni “wyzwolony” przez obecność oraz ingerencję człowieka. Film jak i sama historia, na której został oparty, opisują magiczną oraz romantyczną przygodą, którą chyba każdy z nas, gdzieś tam głęboko wewnątrz siebie, chciałby sam przeżyć. Rzucić wszystko co mamy oraz odciąć się od codziennego życia. Spakować się do plecaka i ruszyć przed siebie… tam i z powrotem… tam gdzie poniosą nas nogi… oczy… i… nasza ludzka odkrywcza fantazja …