Rozdwojenie jaźni w sprawie palestyńskiej

Muszę przyznać, że czuję się wyjątkowo skonfundowany, gdy widzę zorganizowane protesty w sprawie „poparcia dla Palestyny” w Polsce i na świecie. Mamy tutaj ewidentnie do czynienia ze swoistym, niemedycznym „rozdwojeniem jaźni” gdzie na happeningach organizowanych przez (najczęściej lewicowe) organizacje, padają hasła stricte wyrwane z deklaracji ideowej… Hamasu. Tej samej organizacji, którą można o wszystko posądzać, ale na pewno nie o jakąkolwiek przychylność dla idei współczesnych ruchów lewicowych.

List do rektorów

W maju grupa studentów z polskich uczelni napisała list do rektorów największych uczelni (w tym Uniwersytetu Jagiellońskiego), w którym wzywała kapituły każdej instytucji do zajęcia stanowiska oraz podjęcia określonych działań w sprawie palestyńskiej. O ile sama idea aktywności studenckiej jest godna pochwały, o tyle wyrwane z kontekstu informacje zawarte w liście otwartym oraz zupełnie kuriozalne prośby, które zostały zawarte w deklaracji, każą się zastanawiać nad jej sensem. Studenci wzywają rektora do: „publicznego, stanowczego i jednoznacznego potępienia ataku Izraela na Strefę Gazy oraz okupacji Palestyny”.

Zgadzam się w 100%, że dobór środków i celów (które wymyśla się ad hoc w trakcie porannej kawy w gabinecie Netanjahu) był zbrodniczy, nieuzasadniony i zdecydowanie asymetryczny, jednak należy zapytać czy w takim razie Izrael w ogóle nie powinien atakować Gazy?

Postawmy się w sytuacji zarówno polityków, jak i samych obywateli Izraela. Ginie nam lub zostaje porwanych około 1000 cywilów. To największa narodowa katastrofa od czasów Holocaustu, a my zostawimy ocenę zbrodniarzy niebiosom? Tak to nie działa – sama interwencja w Gazie i próba likwidacji Hamasu (patrząc ze strony Izraela czy też każdego podmiotu, który zostałby w ten sposób zaatakowany) była słuszna, jednak górę wśród czynników politycznych w Tel-Awiwie wzięła chęć zemsty, która doprowadziła do bezmyślnego krwawego horroru zgotowanego ludności cywilnej.

W innym punkcie list otwarty zawiera wezwanie do:

Bojkotu izraelskich instytucji na szczeblu krajowym i międzynarodowym do czasu zakończenia okupacji Palestyny, uznania prawa Palestyńczyków do równości i samostanowienia oraz uznania prawa do powrotu dla palestyńskich uchodźców”.

Jest to ni mniej ni więcej postulat skierowany do polskich polityków o zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem na… zawsze. Dlaczego? Jeżeli nawet założymy, że „zakończenie okupacji Palestyny” dotyczy terenów Zachodniego Brzegu, Jerozolimy i Gazy, to liczenie na to, że IDF opuści te tereny w drodze jakichś negocjacji pokojowych, jest skazane na klęskę. Nie ma w tej chwili absolutnie żadnej siły w Izraelu, czy to lewicowej czy prawicowej, która byłaby w stanie zgodzić się na „zwinięcie płaszcza” okupacji z terenów kontrolowanych. Naprawdę na Bliskim Wschodzie nie ma tak naiwnych ludzi, którzy uwierzyliby w to, że Państwo Palestyńskie – czy to w ramach Autonomii Palestyńskiej, czy na przykład zarządzane przez OWP zdominowane przez Hamas – nie będzie stanowiło śmiertelnego zagrożenia dla projektu syjonistycznego. Dopóki warunek bezpieczeństwa Izraela nie zostanie spełniony w ramach jakiegoś rządu palestyńskiego (na co obecnie się nie zanosi), to koniec okupacji jest niemożliwy. Stany Zjednoczone i inne państwa arabskie musiałyby chyba stanąć pod jednym sztandarem, znaleźć odpowiedni palestyński marionetkowy rząd, wypchać go miliardami dolarów i zapewnić mu ochronę militarną przed współplemieńcami. Ten sen Blinkena się nie ziści.

Dodam jeszcze, że już zupełnie nierealną kwestią jest zezwolenie na powrót palestyńskich uchodźców, zwłaszcza do wcześniej zabranych im domów w samym Izraelu. Nawet jednak w przypadku Gazy i Zachodniego Brzegu, Tel-Awiw nigdy nie chciał się zgodzić na repatriację. Demografia arabskiej Ummy jest zwyczajnie znacznie lepsza niż ta izraelska i w przyszłości żywioł palestyński osiągnąłby znaczną przewagę ilościową nad swoim znienawidzonym sąsiadem.

Warto mimo wszystko pamiętać, że Izrael to nie tylko (a na pewno nie przede wszystkim) Netanjahu, Smotricz czy Ben Gvir i kiedyś nastąpi zmiana tego rządu. Chociaż w kwestii palestyńskiej większość elektoratu oraz polityków izraelskich ma mocno nieprzejednane stanowisko, to są też środowiska opozycyjne, które ze zgrozą patrzą na bestialskie działania obecnego gabinetu i zapewne byłyby skłonne do redukcji skali okropieństw jaka ma miejsce w Gazie, gdyby były u władzy.

Z tego samego powodu żądanie: „natychmiastowego zerwania współpracy z izraelskimi instytucjami akademickimi, ośrodkami badawczymi […]” uważam za wyjątkowo szkodliwe.

Choć ośrodek naukowy w Izraelu wspiera IDF w rozwoju nowoczesnych technologii militarnych, to warto jednak pamiętać, że środowisko akademickie jest w swej naturze w większości świeckie i najczęściej opozycyjne względem rządu ekstremistów w Tel-Awiwie.

Zamiast nawoływać do zerwania stosunków z Izraelem, bo byłoby to szkodliwe wizerunkowo (np. w Stanach Zjednoczonych) i gospodarczo, lepiej eksponować zbrodniczą działalność zarówno rządu w Tel-Awiwie, jak i Hamasu. Od siebie bym dorzucił jeszcze wydalenie obecnego ambasadora Izraela, gdyż jest to wyjątkowo skompromitowana i bezczelna persona, która powinna otrzymać status non grata.

Protesty w sprawie „Wolnej Palestyny”

Na majowych protestach w Polsce wygłoszono kilka ciekawych haseł i przemówień, które mogą być przyczynkiem do dyskusji, czy aby na pewno wszyscy rozumieją czym jest Harakat al-Mukawamma al-Islamijja zwany Hamasem. Protesty organizowane między innymi przez lewicową organizację Akcja Socjalistyczna odbyły się w Krakowie oraz Warszawie. Kilka padających tam tez wyjątkowo mnie zaciekawiło:

„»Ale Hamas to organizacja terrorystyczna«, mówią. Mandela też był nazywany terrorystą! I nawet, jeśli członkowie Hamasu popełnili zbrodnię terroryzmu, nazywanie terrorystą każdego Palestyńczyka, który sięga za broń jest niewiarygodną hipokryzją”.

Być może to tylko językowy lapsus, ale trudno nie zakwalifikować ataku bestialskiego mordu na cywilach z 7. października jako klasycznego aktu terroryzmu. Sprawa jest jednoznaczna, tutaj nie ma miejsca na „jeśli”.

Warto też zwrócić uwagę, że w ramach konfliktów zbrojnych każda osoba „która sięga po broń”, a nawet każde miejsce: szpital, szkoła czy kościół, w której takie osoby przebywają lub wykorzystują jako bazę wypadową do działań zbrojnych, jest uzasadnionym celem militarnym dla sił zbrojnych toczących konflikt. Oczywiście jeżeli Izrael rozszerzył sobie prawem kaduka interpretację przepisu do każdego domu, w którym mieszkają Palestyńczycy, to idealnie podpada to pod rozdziały konwencji związanych ze zbrodniami wojennymi czy przeciwko ludzkości.

Jak jednak dobrze rozumiem autorowi tych słów raczej chodziło o nawiązanie do tradycji narodowowyzwoleńczych, co podkreślił w późniejszej części wypowiedzi mówiąc, że:

„Nieudane powstania w Polsce byłyby tak samo szkalowane jak opór Palestyńczyków przeciwko okupacji. Domagajmy się embarga na Izrael i sprawnego prowadzenia śledztw w sprawach zbrodni przeciwko ludzkości.”

Co do drugiej części wypowiedzi pełna zgoda. Natomiast porównywanie ruchu narodowowyzwoleńczego w Polsce do działalności Hamasu, jest co najmniej nadużyciem. Po pierwsze, Polacy również stosujący terror w ramach działalności na przykład PPS, ukierunkowywali go na osoby publiczne lub wojskowe związane z reżimem okupacyjnym, a po drugie – ich celem nie była ludność cywilna okupanta. Takie ofiary się zdarzały, ale trzeba pamiętać, że cała historia wojskowej działalności Hamasu od II Intifady począwszy, a skończywszy na 7. października, jest skierowana ostrzem włóczni w kierunku cywilów.

O porównywaniu powstań, w których działały w większości zwarte i oznaczone oddziały polskie, do Brygad Qassam, które działają tak sprawnie między innymi dlatego, że operują pośród ludności cywilnej (nie odróżniając się od niej wizualnie niczym), nie może być mowy.

Najbardziej uderzający jest jednak pogląd, że Hamas jest organizacją narodowowyzwoleńczą. Muzułmański Ruch Oporu (Hamas) to przede wszystkim organizacja dżihadystyczna, która reprezentuje arabską i islamską Ummę. W wydanej w sierpniu 1988 roku deklaracji ideowej Hamasu czytamy:

„Programem Ruchu jest islam. Z niego czerpie swoje idee, sposoby myślenia i rozumienia wszechświata, życia i człowieka. […] Dżihad jest jego drogą, a śmierć na rzecz Allaha jest jego najwyższym życzeniem”.

Dla Hamasu ojczyzną nie jest „Wolna Palestyna” rozumiana jako jakiś byt państwowy czy też narodowy, tylko islam jako taki. W tej samej deklaracji jest to wyrażone expressis verbis:

„Nacjonalizm, z punktu widzenia Islamskiego Ruchu Oporu, jest częścią wiary religijnej. Nic w nacjonalizmie nie jest bardziej znaczące i głębsze niż sytuacja, gdy wróg wkroczy na ziemię muzułmańską. Opieranie się i tłumienie wroga staje się indywidualnym obowiązkiem każdego muzułmanina, mężczyzny czy kobiety”.

O ile członkowie Fatahu czy też innych organizacji działających w ramach Organizacji Wyzwolenia Palestyny – w tym faktycznie lewicujące ich odmiany (co mogłoby być bliskie protestującym z Warszawy czy Krakowa) – chcieli powstania państwa palestyńskiego jako takiego z ludnością arabską jako suwerenem, o tyle celem Hamasu jest założenie państwa islamskiego opartego o szariat, które w żaden sposób nie zakłada istnienia „bytu syjonistycznego” w tej samej części świata.

Oczywiście sama organizacja z czasem zaczęła używać retoryki narodowowyzwoleńczej, gdyż wśród Palestyńczyków jest to modna idea, ale nie miejmy złudzeń – Hamas chciałby zbudować na terenie Ziemi Świętej coś na kształt własnej republiki islamskiej opartej o zasady szariatu.

W 2017 roku w odnowionej deklaracji ideowej połączono te wszystkie idee w iście poetyckiej formie:

„Islamski Ruch Oporu „Hamas” jest palestyńskim islamskim ruchem wyzwolenia narodowego i ruchem oporu. Jej celem jest wyzwolenie Palestyny ​​i przeciwstawienie się projektowi syjonistycznemu. Jej punktem odniesienia jest islam, który określa jej zasady, cele i środki”.

Być może z europejskiego punktu widzenia różnica między wyzwoleniem narodowym a ustanowieniem pewnej alegorii republiki islamskiej, może wydawać się sprawą drugorzędną. Zachęcam jednak do pewnej empatii i postawienia się w sytuacji mieszkańców „projektu syjonistycznego” jak nazywa się Izrael w dokumentach Hamasu. Oto kilka przykładów czego obawiają się Izraelczycy:

„Nie będzie uznawania legitymizacji jednostki syjonistycznej. […] Hamas odrzuca jakąkolwiek alternatywę dla pełnego i całkowitego wyzwolenia Palestyny, od rzeki do morza. […] Przeciwstawienie się okupacji wszelkimi środkami i metodami jest uzasadnionym prawem gwarantowanym przez prawa Boże oraz normy i prawa międzynarodowe”.

Co prawda w tej samej deklaracji organizacja w zawoalowany sposób zgadza się na (zapewne czasowe) powstanie państwa palestyńskiego w granicach z 1967 roku, jednak głównym celem istnienia Hamasu jest likwidacja Izraela i wprowadzenie rządów opartych o szariat na tym terenie.

Prawa mniejszości w Palestynie

Współczesna lewica dużą część własnych sił i środków przeznacza na ochronę osób z tak zwanych mniejszości seksualnych. Warto przyjrzeć się, jaki stosunek do osób homoseksualnych ma Hamas oraz ogólnie jak wygląda ta kwestia z perspektywy Palestyńczyków.

W kwietniu w Haaretzu Jack Khoury i Yaniv Kubovich opublikowali artykuł w oparciu o znalezione w Gazie dokumenty Hamasu, w którym opisana jest sprawa Mahmouda Ishtiwiego, który był dowódcą batalionu Zeitoun uważanego za jeden z najsilniejszych wśród Brygad Qassam. Ishtiwi przyznał się do odbywania stosunków seksualnych ze swoim sąsiadem, a także do defraudacji pieniędzy, a o jego losie zadecydował sam Yahya Sinwar, czyli najbardziej poszukiwany obecnie człowiek w Gazie. Oskarżony był okrutnie torturowany przez członków Hamasu, sam w spisanych zeznaniach opisywał ten proces:

„Bili mnie 400–500 razy, a moje ciało przybrało inny kolor. W moim moczu była krew, chłostanie trwało bez przerwy ponad cztery godziny, aż straciłem przytomność, aż w końcu wysłano mnie do szpitala i kazano mi się do wszystkiego przyznać. Byłem bity, związany, obdzierany ze skóry, upokarzany, opluwany, a na głowę założono mi worek, a wszystko to bez żadnego dowodu”.

Haaretz podaje również informację, że po zabójstwie Ishtiwiego Hamas „w dalszym ciągu lokalizował, zwalniał, przesłuchiwał i torturował każdego członka uznawanego za geja”.

Inna okrutna zbrodnia jaka miała miejsce – tym razem na Zachodnim Brzegu w 2020 roku – pokazuje natomiast jakie zagrożenia czyhają na osoby LGBT mieszkające wśród ludności palestyńskiej. Ahmad Abu Murkhiyeh został ścięty przez nieznanego napastnika, a bestialski akt został nagrany telefonem komórkowym. Powodem tego czynu miał być homoseksualizm zamordowanego, o czym informował Times of Israel. W tym samym artykule możemy również znaleźć informację o tym, że Ahmad uciekł do Izraela przed własną rodziną i społecznością, wśród której mieszkał, aby uchronić się przed prześladowaniami. Jeżeli chodzi o stosunek ludności arabskiej do homoseksualizmu w tym samym artykule znajdziemy informację:

„Homoseksualizm jest nadal głęboko odrzucany w społeczeństwie palestyńskim. Arabski sondaż barometryczny z 2019 r. wykazał, że tylko 5% respondentów w Palestynie na Zachodnim Brzegu stwierdziło, że społeczeństwo powinno tolerować homoseksualizm, co stanowi najniższy odsetek w świecie arabskim”.

Epilog

Wśród żołnierzy IDF walczących w Strefie Gazy znaleźć można wiele narodowości i wyznań religijnych, w tym na przykład chrześcijan i druzów. Według relacji miejscowych są to jedne z najbardziej zdeterminowanych oddziałów walczących podczas tej wojny. Ktoś może zapytać, z czego wynika tak duża motywacja, ale odpowiedź najlepiej znaleźć na ulicach samego Izraela. Wystarczy zapytać pierwszego napotkanego druza lub chrześcijanina, czy chciałby mieszkać nadal w Izraelu, czy w ewentualnie utworzonym na terenie Ziemi Świętej państwie „Wolnej Palestyny”?

Marcin Lupa
Marcin LupaNa portalu prowadzi autorski cykl "Globalne Południe pod Lupą". Absolwent Wydziału Prawa i Administracji UWr poświęcający swój czas wolny na rekonstrukcję historyczną przedwojennego Wojska Polskiego oraz studiowanie historii XX wieku. Z zamiłowania biegacz i miłośnik górskich wędrówek, interesujący się geopolityką, astronomią, muzyką, książkami (od biografistyki i literatury faktu po klasyki fantastyki) i filmami wojennymi.