Pozycja i hierarchia sakramentów w Kościele jest, jak dobrze wiemy, bardzo wysoka. Problem polega jednak na tym, że nie wszyscy są tego świadomi. Spotykamy się coraz częściej z sytuacją, którą można nazwać „sakramentem z tradycji” – nie brakuje osób, których źródłem motywacji do przyjęcia sakramentu jest przymus lub zwyczaj, a nie głęboko zakorzeniona wiara.
Sakrament w nauczaniu Kościoła
W depozycie wiary mamy piękną definicję sakramentów – Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (KKKK) w numerze 220 stwierdza, że sakramenty to owoce zbawczej ofiary Jezusa Chrystusa na krzyżu, których udziela się podczas liturgii, w szczególności podczas Eucharystii. Natomiast konstytucja o liturgii Sacrosanctum Concilium uchwalona na Soborze Watykańskim II wskazuje nam ich cel – „Celem sakramentów jest uświęcenie człowieka, budowanie Mistycznego Ciała Chrystusa oraz oddawanie kultu Bogu. Jako znaki mają one także pouczać” (SC nr 59).
Sekularyzacja sakramentalna
Przejdźmy teraz do problemu „tradycyjności” sakramentów, który ewidentnie wypływa z problemu znacznej sekularyzacji społeczeństwa – sakramenty są przyjmowane przez ludzi pod wpływem zwyczaju lub nacisku zewnętrznego, za którym stoi logika „jak wszyscy to ja/ty też”. Często widzimy chrzty dzieci (co oczywiście jest wielką radością dla wspólnoty Kościoła), ale zarazem wiemy, że rodzice nie są praktykujący albo co gorsza – są ateistami. Jakie to dziecko dostanie wychowanie chrześcijańskie, które zgodnie z rytuałem chrzcielnym się mu obiecuje? Również sakrament bierzmowania nazywany jest kolokwialnie „uroczystym pożegnaniem młodych ludzi z Kościołem w obecności biskupa”. Jest to bardzo uderzające stwierdzenie, które bezdyskusyjnie godzi w wartość sakramentu.
W przypadku małżeństw statystyki są przerażające. Z danych GUS w latach 80. zeszłego wieku wynika, że zawarto wówczas 307 373 małżeństw, podczas gdy w roku 2022 ta liczba spadła aż do 155 817 – to dwukrotnie mniej! Liczba rozwodów natomiast wzrosła pomiędzy tymi latami – jest ich teraz dwa razy więcej.
Nic lepiej nie ukazuje, jak bardzo zmniejszyła się powaga małżeństwa. Spowiedź natomiast jest traktowana z pobłażliwości do tego stopnia, że w wielu europejskich krajach konfesjonały przerobiono na składziki na miotły. Również w przypadku pozostałych z siedmiu sakramentów można zaobserwować podobne zaniedbania.
Antidotum
Nie można ukrywać, że przed Kościołem stoi dziś poważny problem. Można to nazwać pewnego rodzaju próbą, ale również wyzwaniem, na które Kościół chce znaleźć rozwiązanie. Oczywiście mowa tutaj o różnych próbach reform edukacji, ewangelizacji, odpowiedniego przygotowania kandydata do sakramentu. Nie jest to nowe zjawisko, ponieważ za czasów pierwszych chrześcijan miało to swoje miejsce w postaci na przykład katechumenatu, ale oczywiście dzisiejsze czasy wymagają nowych metod. Dziś organizuje się przygotowania chrzcielne dla rodziców (aby uświadamiać ich o wyzwaniu wychowania w wierze), spotkania liderów z kandydatami do bierzmowania oraz egzekwuje się podpisy zaświadczające udział w liturgii (co jest bardzo krytykowane przez samych zainteresowanych). Nie można także zapomnieć o naukach przedmałżeńskich, ale nawet i tutaj zdarzały się przypadki prób fałszowania oświadczeń odbycia takich kursów. Czy to są dobre metody? Nie można jednoznacznie tak powiedzieć, ale na pewno są próbą odpowiedzi na kryzys.
Pojawia się jednak jeszcze inne wyjście ze wspomnianych problemów, które można określić „wolną wolą”. Chodzi o jeszcze mocniejsze podkreślenie, że przyjmowanie sakramentów jest dobrowolne. Niestety młodzież, a czasami nawet osoby dorosłe, są zmuszane do przyjmowania sakramentów wbrew ich woli – powodem jest wspomniana już tradycja i trywialne „co ludzie pomyślą?”.
Podejście w duchu wolnej woli pomogłoby wyeliminować czynniki zmuszające do przyjęcia sakramentu, takie jak ingerencja rodziny czy (w szczególności samych rodziców) w sprawie chrztu, bierzmowania, małżeństwa (również ze strony partnera) i inne, a jedynym powodem byłoby poczucie bycia gotowym.
W tej perspektywie chrzest dziecka byłby nonsensem, ponieważ pełna świadomość oczywiście nie ma miejsca w tym okresie życia. Bierzmowanie może w końcu nie byłoby wspomnianym pożegnaniem, ale rzeczywistym przyjęciem w pełni darów Ducha Świętego oraz wzięciem odpowiedzialności za swoją wiarę. W końcu skończyłaby się dyskusja na temat małżeństwa i całej otoczki związanej z nim – wszystko byłoby uzależnione od woli osób w związku i każdy powinien to akceptować.
Trzeba przyznać, że powyższe rozwiązanie jest bardzo ciekawą koncepcją, lecz trzeba zadać pytanie – czy idealną? Czy w tym systemie nie ma luki i może ona bardziej przyczynić się do całkowitego zatarcia się sakramentów na przestrzeni lat? Czy ludzie w tym wypadku będą rzeczywiście czuć się gotowymi w pewnym momencie życia do przyjęcia sakramentów? Czy formacja i przygotowania do przystąpienia do sakramentu nie będzie sprowadzona do podstaw i pozbawiona głębokości wiary? Czy nie było by to ukłonem w stronę tak zwanej protestantyzacji wiary, gdzie właśnie taki system panuje?
***
Problem jest bardzo złożony i do tej pory nie udało się uzyskać odpowiedzi – pewnego rodzaju „antidotum” na wyzwania stojące przed Kościołem w zakresie formacji świeckich do życia sakramentalnego. Są pewnego rodzaju próby, ale nie wiadomo czy wystarczające i odpowiednie dla dzisiejszego świata. Trzeba póki co oczekiwać dalszego rozwoju tych procesów, ale przede wszystkim zadać samemu sobie pytanie – jak JA przeżywam sakramenty.