Słowa papieża w warszawocentrycznym zwierciadle.

Wielkie poruszenie, zwłaszcza w Warszawie i Kijowie, wywołały słowa papieża Franciszka, który w wywiadzie dla szwajcarskiej telewizji wyraził swoją opinię na temat szaleństwa, jakim jest prowadzenie wojen we współczesnym świecie. Wskazał w nim także idealny moment do podjęcia rokowań pokojowych. W krajach, dla których wojna Ukrainy z Rosją, jest sprawą egzystencjalnie istotną, słowa papieża zostały odebrane jak wsparcie moskiewskiej wierchuszki i namawianie Ukraińców do kapitulacji przez Putinem. 

 

 

 

Co właściwie powiedział papież?

Dywagacje na temat znaczenia słów papieża Franciszka warto byłoby zacząć od przytoczenia jego wypowiedzi wraz z kontekstem. Prowadzący wywiad Lorenzo Buccella zapytał papieża: 

„Na Ukrainie niektórzy wzywają do odwagi poddania się białej flagi. Inni jednak twierdzą, że legitymizowałoby to silniejszą stronę. Co myślisz?”

Odpowiedź papieża:

 „To jedna z interpretacji. Wierzę jednak, że silniejszy jest ten, kto widzi sytuację, myśli o ludziach i ma odwagę negocjować z białą flagą. A dzisiaj negocjacje są możliwe przy pomocy mocarstw międzynarodowych. Słowo „negocjować” to odważne słowo. Kiedy widzisz, że jesteś pokonany, że sprawy nie układają się dobrze, musisz mieć odwagę negocjować. Możesz czuć się zawstydzony, ale iloma ofiarami się to skończy? Negocjuj na czas; poszukaj kraju, który może pośredniczyć. Dziś, na przykład podczas wojny na Ukrainie, jest wielu chętnych do mediacji. Turcja zaoferowała się w tym celu. I inni. Nie wstydź się negocjować, zanim sytuacja się pogorszy.

Przekaż darowiznę Fundacja Instytut Tertio Millennio jest organizacją non-profit. Każdego roku wspieramy rozwój intelektualny setek młodych z całej Polski, w duchu nauczania św. Jana Pawła II. Dzięki Twojemu wsparciu możemy się rozwijać i realizować kolejne projekty, służące młodemu pokoleniu. Dziękujemy za każdą wpłatę i zachęcamy do regularnej pomocy!

 

Warto też wspomnieć, że w drugą rocznicę rozpoczęcia wojny na Ukrainie, Franciszek jednoznacznie wyraził ubolewanie nad ofiarami strony ukraińskiej i modlił się za „męczenników” konfliktu. Zarówno przy tej wypowiedzi, ale też przy każdej innej od ponad dwóch lat, gdy odnosi się do wojny toczącej się za naszą wschodnią granicą, papież namawia do znalezienia rozwiązania pokojowego:

„Odnawiając moje bardzo głębokie uczucie do męczenników Narodu ukraińskiego modlę się za wszystkich, a zwłaszcza za wiele niewinnych ofiar; błagam, aby można było znaleźć odrobinę człowieczeństwa, która pozwoli stworzyć warunki dla dyplomatycznego rozwiązania w poszukiwaniu sprawiedliwego i trwałego pokoju

Globalne Południe ma inną perspektywę

Słowa papieża Franciszka mogą wydawać się porównywalne z nową Jałtą albo Paktem Ribbentrop-Mołotow. Z naszej perspektywy wojna za Bugiem jawi się jako starcie sił Dobra i Zła, jako starcie epickie niczym bitwa pod Poitiers, albo tolkienowska bitwa na polach Pelennoru. Problem polega na tym, że w ten sposób wojnę tą postrzega niewielka część świata, właściwie tylko zachodnie kraje europejskie oraz Stany Zjednoczone oraz ich sojusznicy jak Japonia czy Korea Południowa.

Należy pamiętać, że papież jest głową całego kościoła katolickiego na świecie, a większość katolików mieszka na tzw. Globalnym Południu, dla którego wojna Rosji z Ukrainą jest zupełnie niepotrzebna i niezrozumiała. 

Dla osób, które oburza niezrozumienie ze strony krajów afrykańskich czy południowoamerykańskich, przypomnę, że Polacy nie mają zielonego pojęcia dlaczego np. w Sudanie bije się dwóch generałów i który jest ten „dobry”. To, że blisko 8 milionów ludzi zostało tam wysiedlonych z miejsc ich zamieszkania, że panuje tam potworny głód a w regionie Darfuru ma miejsce potężne ludobójstwo dokonywane na czarnoskórej ludności przez arabskich Dżandżawidów nie zajmuje pierwszych stron gazet w kraju nad Wisłą. 

Dla Papieża, który jest zwierzchnikiem całego Kościoła Katolickiego (nawet nie tylko Rzymskiego!) konflikt sudański jest tak samo istotny jak ten w Europie. A ten sudański angażuje katolików, którzy są stroną i ofiarami wojny domowej jako tacy, ten na Ukrainie nie – odbywa się raczej na tle narodowym, chociaż Putin stara się instrumentalizować.

Tragedia ludności Ukraińskiej  w ich wojnie z napastniczym, zbrodniczym najeźdźcą jest faktem niepodważalnym dla państw zagrożonych bezpośrednio przez Rosję. Inni prowadzą z Moskwą biznesy i w imię jakiegoś (z ich perspektywy) lokalnego konfliktu nie będą osłabiać relacji z Rosją. Tak jak my nie kruszymy kopii o np. Ujgurów w Chinach, tylko prowadzimy z Pekinem własne interesy. 

Globalne Południe dystansuje się, mniej lub bardziej, od tego konfliktu. Afryka cierpi z powodu tej wojny być może bardziej niż się komukolwiek wydaje, gdyż ma problemy z aprowizacją w potrzebne zasoby żywnościowe, które trafiały na Czarny Ląd z Rosji i Ukrainy. Połowa Sahelu [obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary – przyp.red.] cierpi z powodu niedożywienia i ze względu na coraz sprawniejszą działalność dżihadowskich grup terrorystycznych, które całymi pułkami śmigają po pustyni na motorynkach i w pick-upach, dokonując bestialskich mordów na miejscowej ludności. To co dla nas wydaje się nie do pomyślenia i jest rosyjskim imperializmem, czyli angażowanie grup w stylu Wagnera w krajach afrykańskich, dla miejscowych rządów może być jedynym źródłem ochrony przed zagrożeniem ze strony uzbrojonych band przejmujących kontrolę nad kolejnymi połaciami Afryki. 

W Ameryce Południowej, Afryce czy w krajach południowej Azji konflikt ukraińsko-rosyjski jest postrzegany często przez pryzmat wojny zachodu ze wschodem. Uważa się, że to imperializm amerykański próbuje przejąć kontrolę nad Ukrainą i prowadzi proxy war z Moskwą, co samo w sobie powoduje, że są one przychylniejsze względem Kremla. Obraz Europejczyków-kolonizatorów oraz ich wsparcia ze strony USA jest wyjątkowo mrocznym malowidłem o wysoce depresyjnych barwach. Zachód postrzegany jest jako prowodyr większości problemów w tych krajach, które niegdysiejsi kolonizatorzy pozostawili po sobie uciekając w popłochu przed rodzącymi się państwami narodowymi lub plemiennymi. Trudno się dziwić, że kraje w ten sposób postrzegające Waszyngton, Londyn, Berlin czy Paryż, są mocno sceptyczne, kiedy my ludzie zachodu krzyczymy: “moralność jest po naszej – i ukraińskiej – stronie!”. Papież reprezentujący w znakomitej większości katolików z tychże krajów zachowuje daleko idącą powściągliwość w ocenianiu stron konfliktu.

Histeryczna reakcja Polaków

Opisywałem ostatnio w jaki sposób Polska wmieszała się w konflikt pomiędzy Rwandą i Demokratyczną Republiką Kongo: jak się okazało wystarczyło uderzyć w stół i nożyczki… dostały białej gorączki. Oburzamy się na każde (nawet niebezpośrednie) stwierdzenie, że konflikt ukraińsko-rosyjski nie jest najważniejszą sprawą dla całego świata, i że niektórzy mogą chcieć jego zakończenia bez zawracania sobie głowy niuansami takimi jak sprawa czy zgliszcza jakiegoś miasteczka na Zaporożu trafią do Rosji czy Ukrainy. Czy nie jest jednak hipokryzją, że w tym samym czasie wysyłamy sygnały o wsparciu dla jednej ze stron konfliktu w Afryce, nie zajmując się kwestiami moralności czy słuszności, a kalkulując zwyczajnie nasz biznesowy interes? Czy z równym uporem będziemy bronić ludności Sudanu przed wojną domową, albo udzielać humanitarnego wsparcia ludności Gazy? Oczywiście, że nie, ponieważ prawdą jest, że koszula bliższa ciału, a wojna ukraińska będzie zawsze dla nas ważniejszym konfliktem niż porachunki junt wojskowych czy partyzantek operujących gdzieś w zapomnianym przez świat buszu.

Z jednej strony zatem oburzamy się na słowa papieża, w których sugeruje on, że strona przegrywająca powinna mieć odwagę wywiesić białą flagę, aby zakończyć dalszą rzeź ludzi, ale z drugiej strony czy obecnie mamy do zaproponowania jakąś alternatywę dla Ukrainy? 

Jako cały Zachód, czy mamy prawo żądać i namawiać Ukraińców do dalszych poświęceń, gdy przewaga wroga osiągnęła dotąd niespotykane rozmiary, a USA, główny dostawca rozpaczliwie potrzebnej dla Kijowa pomocy wojskowej, pogrążają się w gorączce kampanii wyborczej? Europa zresztą niewiele lepiej sobie pod tym względem radzi, ogłaszając co jakiś czas, że Taurusów nie będzie, że amunicja będzie ale mniej niż miało być, a do tego kilka miesięcy później niż planowano etc.

Chcemy żeby Ukraina walczyła do ostatniego człowieka, ale czy ma jakąkolwiek perspektywę na zmianę obecnego stanu rzeczy na swoją korzyść? Być może zakończenie wojny teraz ograniczy straty ludzkie w wojnie, która zmierza obecnie donikąd, a już na pewno nie  do ukraińskiego pełnego zwycięstwa mierzonego w granicach z 1997 roku. 

Na pewno tak może myśleć papież Franciszek i ma do tego solidne – z globalnej perspektywy – argumenty.

Marcin Lupa
Marcin LupaAbsolwent Wydziału Prawa i Administracji UWr poświęcający swój czas wolny na rekonstrukcję historyczną przedwojennego Wojska Polskiego oraz studiowanie historii XX wieku. Z zamiłowania biegacz i miłośnik górskich wędrówek, interesujący się geopolityką, astronomią, muzyką, książkami (od biografistyki i literatury faktu po klasyki fantastyki) i filmami wojennymi.