Podobno śp. Joachim Badeni OP pewnego roku w Świętego Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia, wygłosił kazanie, które zacytuję w całości: „Przemieniajcie się! Przemieniajcie się! Przemieniajcie się! Amen”.
Czyli i nasze przemienienie. Czegoś takiego doświadczyła św. Józefina Bakhita, żyjąca na przełomie XIX i XX wieku. Znała jedynie życie niewolnicy. Jeden z panów chłostał ją każdego dnia, tak że do końca życia pozostały jej na ciele 144 blizny. Gdy została kupiona dla włoskiego konsula, poznała Boga. Jezusa Chrystusa, Pana będącego uosobieniem dobroci. Zaszła w niej przemiana – odtąd miała nadzieję. Nie taką, która polega na byciu niewolnicą mniej brutalnych panów, lecz na byciu wolną córką Boga.
Czy ta jej wewnętrzna wolność była tylko resentymentem, zwróceniem się ku Bogu w sytuacji niemożności przejęcia roli pana? Czy po prostu nienawidziła siły, która ją złamała i zaczęła afirmować swoją słabość jako podobającą się Bogu? Nie.
Chrześcijaństwo nie bierze się z nienawiści do siły. Nie jest afirmacją bycia ofiarą. Nie jest uznaniem marności ziemskiej egzystencji. Jest odnalezieniem w sobie głęboko zaszczepionej przez Boga godności i wolności, zaprzeczającej wszelkim zewnętrznym zniewoleniom.
Chrześcijaństwo to nadzieja, że mamy przyszłość, że nie czeka nas jedynie pustka (wcale nie tak uwalniająca, jakby niektórzy chcieli). Chrześcijańska nadzieja to coś więcej niż pragnienie braku cierpienia w wiecznej nicości.
„Jestem do końca kochana i cokolwiek się zdarzy, jestem oczekiwana przez tę Miłość. A zatem moje życie jest dobre” pisał jakby wchodząc w rolę Bakhity Benedykt XVI w encyklice Spe Salvi. Życie tej Sudanki pokazuje, co to znaczy spotkać Boga.
Wraz z odkupieniem, którego dokonał Chrystus na krzyżu, dana nam została nadzieja, która pozwala nam stawić czoła nawet najbardziej uciążliwej teraźniejszości, którą można przeżywać jeśli tylko ma się niechybny cel. Cel tak wielki, że usprawiedliwia trud drogi.
Wiara jest nadzieją, nie resentymentem.