Komentując wypowiedzi Donalda Trumpa i Binjamina Netanyahu w Białym Domu podczas – jak to ujęli izraelscy dziennikarze – „szalonej nocy”, trzeba się w pierwszej kolejności zastanowić, na ile poważnie można traktować zapowiedzi popełnienia czynów (ewidentnie mających znamiona zbrodni w rozumieniu prawa międzynarodowego) przez obu panów.
Załóżmy na początek, że to, co powiedział Donald Trump, było całkiem na serio i faktycznie planuje on przesiedlenie 1,8 miliona Palestyńczyków z „nieszczęśliwego od dawna miejsca”, jakim według biznesmena w podeszłym wieku jest Strefa Gazy, do „krajów o humanitarnym sercu”.
Na wstępie można się zastanowić, czy kraje o opisywanym przez prezydenta USA humanitarnym organie nie dostaną, nomen omen, zawału serca na wieść, że chce on ich obdarzyć wyjątkowym prezentem w postaci mas Palestyńczyków, wśród których radośnie będą występować przedstawiciele Hamasu czy Islamskiego Dżihadu. Czy kraje typu Egipt, który jest pogrążony w permanentnym kryzysie gospodarczym i ledwo utrzymuje własnych poddanych w ryzach, lub Jordania, której większa część ludności to niesforni Palestyńczycy – uciekinierzy z Izraela i Zachodniego Brzegu – są w stanie zaabsorbować jeszcze więcej uchodźców? Odpowiedź wydaje się być oczywista.
Wymysły hebrajskiej prasy na temat wypędzenia Palestyńczyków do Somalilandu czy Puntlandu w Somalii albo do Maroka można uznać za totalnie oderwane od rzeczywistości, zwłaszcza że sami Palestyńczycy nigdzie się nie wybierają. Nie wdając się w szczegóły, dla ludności arabskiej ziemia ma świętą, koraniczną wartość, gdyż została ofiarowana jako dar od Allaha. Ich przywiązanie do ziemi wynika z tożsamości rodzinnej i plemiennej. Wypędzeni z ziem dzisiejszego Izraela uciekinierzy czczą utraconą w czasie Nakby ziemię, niczym strudzony beduin oazę na pustyni. Chociaż Siły Obronne Izraela (ang. IDF) zrobiły bardzo wiele, aby Gaza nie nadawała się do normalnego życia, to i tak wątpliwe jest, czy większość Palestyńczyków „dobrowolnie” opuściłaby Gazę.
„Dobrowolnie” napisałem w cudzysłowie, bo wedug prawa międzynarodowego – jeśli przesiedlenie odbywa się pod wpływem zagrożenia, represji, warunków uniemożliwiających życie (np. brak wody, pożywienia, prądu, opieki medycznej) i choć formalnie wygląda na dobrowolne – w rzeczywistości może być uznane za wymuszone. To jest właśnie ten „case”. Izrael dokonał kompletnej dewastacji Strefy Gazy, po czym chce powiedzieć ludziom (razem z Trumpem): „Ej, nie macie gdzie mieszkać i jak żyć, więc możecie dobrowolnie wyjechać”. Ekstra. Brzmi to tak, jakby ktoś namawiał nas do chodzenia na piechotę do pracy dla naszego zdrowia chwilę po tym, jak zepchnął nasz samochód ze skarpy.
W prawie międzynarodowym „dobrowolność” oznacza możliwość podjęcia decyzji bez nacisku, przymusu ani zagrożenia. Śmierć z głodu, chorób czy z zimna stanowi zarówno przymus, jak i zagrożenie dla cywilów, więc o dobrowolności nie możemy tutaj mówić. Doprowadzenie do kolejnej palestyńskiej Nakby będzie nosiło wszelkie znamiona zbrodni ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości.
Rwąc włosy z głowy i zastanawiając się, jak prezydent USA mógł wpaść na ten iście szatański plan, warto jednak zejść na ziemię i zwrócić uwagę na szerszy kontekst tej wypowiedzi oraz na to, w jaki sposób Donald Trump zręcznie i populistycznie zarządza własną retoryką. Meksyk, Kanada, Panama czy Grenlandia to tylko przykłady niedawnych słownych ofensyw gospodarza Białego Domu, których celem było wywołanie tiktokowego szoku na opinii publicznej, zastraszenie zaatakowanych, a w końcowej fazie zejście z żądań na niższy „level”. Metoda negocjacji, która polega na stawianiu ekstremalnych i niewyobrażalnych żądań w pierwszej fazie, po to, żeby w odpowiednim momencie je zmniejszyć, osiągając znacznie więcej niż można było zakładać przed ich rozpoczęciem, to opisywany przez samego Trumpa w The Art of the Deal sposób na prowadzenie relacji biznesowych.
Jeżeli odrzucimy opcję całkowitego szaleństwa 78-letniego prezydenta, dojdziemy do wniosku, że właśnie ta nieszablonowa technika negocjacyjna stała za zbrodniczymi w swej idei pomysłami wygłoszonymi podczas konferencji w Białym Domu.
Co Trump i Netanyahu chcą osiągnąć? Opcji jest kilka. Na pewno próbują zyskać na czasie, który jest potrzebny premierowi Izraela, aby „dowieźć” umowę o zakładnikach do szczęśliwego końca – przed tym jak ekstremistyczni ministrowie, Gvir i Smotrich, wysadzą ten rząd w powietrze. Koncepcja przesiedlenia to miód na uszy tych ministrów, więc być może będą oni w stanie zaakceptować kolejne fazy rozmów z Hamasem, mając na uwadze, że na końcu tunelu stoi Święty Graal ich ideologii, czyli oczyszczenie Gazy z Arabów.
Prawdopodobnie Trump chce osiągnąć to, o czym mówił już od momentu, kiedy okazało się, że drugi raz zostanie prezydentem USA – czyli doprowadzić do normalizacji stosunków pomiędzy Izraelem a Arabią Saudyjską, co mogłoby mu przynieść Pokojową Nagrodę Nobla, a już na pewno miejsce w panteonie najwybitniejszych polityków XXI wieku. Aby tego dokonać, Izrael musi zakończyć wojnę w Gazie, co jest oczywiste. Jednak żeby przekonać arabską ulicę do układu, administracja w Waszyngtonie prawdopodobnie będzie próbowała licytować bardzo wysoko, aby Muhammad bin Salman mógł, niczym Saladyn, dzielnie zawalczyć o los Gazańczyków i powstrzymać kolejną apokalipsę dla tego ludu. Wtedy Trump i Netanyahu wspaniałomyślnie mogą powiedzieć: „Ok, nie wypędzimy ich pod warunkiem, że zawieramy pokój i przymierze”.
Nierealne? To samo Trump zrobił ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (ZEA). Wtedy to groziło zaakceptowanie aneksji Zachodniego Brzegu do państwa Izrael, ale dzięki wstawiennictwu ZEA, znowu wspaniałomyślnie, rząd w Jerozolimie odstąpił od tego planu za cenę pokoju i normalizacji stosunków z Abu Zabi. Proste rozwiązanie, ale skuteczne.
Jest jeszcze opcja, że prezydent USA po prostu blefuje i nie osiągnął jeszcze porozumienia z Muhammadem ibn Salmanem, a jedynie chce nakłonić państwa arabskie do dyskusji o rozwiązaniu na „dzień po” wojnie w Gazie. Niewątpliwie jest to igranie z żywym ogniem, a już na pewno z życiem reszty zakładników Hamasu oraz palestyńskich cywili, dla których ewentualna, ponowna eskalacja walk między organizacjami dżihadu a IDF, byłaby kolejną krwawą hekatombą.
W cyklu „Globalne południe pod Lupą” Marcin Lupa informuje o wydarzeniach w tej części świata, szukając rozwiązań opartych o sprawiedliwość społeczną, naturalną godność i prawa człowieka. Autor współtworzy profil Globalne Południe na platformie X.
Obrazek wyróżniający (kadrowany): Prezydent Trump w Muzeum Izraela. Jerozolima, 23 maja 2017, Wikimedia Commons, CC BY 2.0
Instytut Tertio Millennio, stawiając sobie za cel popularyzację nauczania społecznego Kościoła, ceni pluralizm opinii służący prawdzie, przy zachowaniu kultury dyskusji i wzajemnego szacunku. Publikowane teksty przedstawiają opinię autorów, które nie zawsze odzwierciedlą poglądy redakcji – zapraszamy do polemiki z nimi, również na łamach tertio.pl.