Wierzę… od 1700 lat. O dziedzictwie Soboru w Nicei

Fragment ikony przedstawiającej cesarza Konstantyna i biskupów Pierwszego Soboru Nicejskiego (325), domena publiczna

Zwołany w 325 roku Sobór nicejski zjednoczył Kościół wokół wyznania wiary, które przetrwało wieki. Podczas jego obrad rozpoczętych 1700 lat temu (według starszej historiografii – 20 maja) Ojcowie wypowiedzieli jednoznaczne „wierzę” – broniąc tajemnicy boskości Chrystusa i jedności w prawdzie. Rocznica tego wydarzenia to dobry moment, byśmy sami zajrzeli w głąb naszej wiary. Jednocześnie, Nicea przypomina nam o wspólnym dziedzictwie chrześcijańskim i w oczywisty sposób staje się symbolem utraconej jedności wśród wyznawców Chrystusa.

A mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Hbr 10, 38)

Wierzę w jednego Boga… słowa tak dobrze znane, uroczyście recytowane i śpiewane podczas każdej niedzielnej mszy. Wielu z nas umyka ważność tej modlitwy, jej piękno i niezwykła głębia. I nie mam na myśli skomplikowanej treści teologicznej, która była przedmiotem wielu dysput, a nawet schizm. Niezwykłości tej treści należy szukać gdzie indziej.

Na ogół z dużą pewnością siebie i odwagą deklarujemy naszą wiarę, która obejmuje przekonanie, że Bóg jest Stwórcą i Władcą wszechświata, że dla naszego zbawienia przyjął ludzką postać, poniósł śmierć, zmartwychwstał i powróci w chwale, że mówił przez proroków i nieustannie daje życie, a także, że Kościół jest zarówno powszechny, jak i święty. Wyrażamy pewność w życie po śmierci i nieustannie oczekujemy Nowego Świata. Wyznania o wielkiej wadze, choć jej ciężar nie zawsze jest przez nas dostrzegalny.

Zauważmy, że Credo jest więcej niż tylko zbiorem podstawowych dogmatów, który musimy zaakceptować, by móc nazwać się „chrześcijanami”. Wyznania wiary pierwszych Kościołów były ściśle związane z liturgią chrzcielną katechumenów. Symbole wiary zatem zanurzają w rzeczywistość modlitwy, w intymną relację z Jezusem Chrystusem. Wiara nie zatrzymuje się wyłącznie w sferze intelektu, lecz prowadzi do poznania i umiłowania Boga jako Osoby. Inteligencja bez miłości to niemal definicja Złego.

Credo nierozerwalnie złączone jest zatem z wymiarem zbawczym. Sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia (Rz 10, 10). Słowa Pawła oznaczały prawdziwą rewolucję: już nie pochodzenie od Abrahama ani przymierze obrzezania, lecz prawdziwie przyjęta wiara jest gwarantem zjednoczenia z Bogiem. Chrystus położył kres staremu Prawu, przywracając nam wolność. Dar nowego przymierza przynosi nam wiara w Syna Bożego i to od niej zależy nasze zbawienie. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie (J 11, 25b).

Credo to przede wszystkim modlitwa, ufne oddanie się Chrystusowi i Jego Kościołowi. To pamiątka naszego chrztu – naszego zanurzenia w śmierć i zmartwychwstanie Pana. To również symbol wiary i dążenia do poznania prawdy o Bogu. Dobrze, byśmy dostrzegali w Credo to bogactwo i nie sprowadzali wyznania wiary do deklaracji programowej Kościoła.

Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem (1 Kor 11, 23)

1700 lat temu nasi bracia w Chrystusie wyznali swoją wiarę w Ojca, Syna i Ducha Świętego, którą głosił Kościół od czasów apostolskich. Wiarę żywą i prawdziwą. Wiarę niezmiennie przekazywaną nam przez Kościół także i dzisiaj. Stolica Apostolska z okazji tej rocznicy wydała dokument Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel. 1700. rocznica Soboru Powszechnego w Nicei (325-2025).

Zwołując biskupów do Nicei, Cesarz Konstantyn chciał otrzymać od nich jasno wyłożone zasady chrześcijaństwa. Jako Pontifex Maximus Cesarstwa Rzymskiego odpowiadał za porządek religijny swojego Imperium, a zyskująca wiernych nauka o Jezusie z Nazaretu wciąż nie przedstawiła oficjalnego wyznania wiary. Ponadto, w tym czasie narastał konflikt w Kościele aleksandryjskim, w którym prezbiter Ariusz występował przeciwko swojemu biskupowi. Był to pierwszy tak poważny podział wewnątrz chrześcijaństwa. Ariusz podważał równość bóstwa Ojca i Syna, jednak pogląd ten wygłaszał na tyle subtelnie, że zdołał zgromadzić wokół siebie sporą liczbę zwolenników. Konstantyn zatem, z racji swojego urzędu, poczuł się w obowiązku interweniować. Symbol nicejski nie został jednak wymyślony przez obradujących Ojców, by zadowolić cesarza, lecz wywodził się z wyznania wiary Kościoła w Cezarei, wypływając tym samym z żywej wspólnoty chrześcijan.

Biskupi przedstawili władcy symbol wiary i, korzystając z okazji, potępili herezję ariańską. Kościół powszechny wyznał, że Syn jest współistotny Ojcu i równy Mu w bóstwie.

Kilkadziesiąt lat później, na soborze w Konstantynopolu, uzupełniono symbol nicejski i do dzisiaj to wyznanie wiary pozostaje symbolem prawowiernych Kościołów. Trudno zatem w kontekście tej rocznicy nie pochylić się nad utraconą jednością Kościoła.

Aby wszyscy stanowili jedno (J 17, 21)

Łatwo w tej materii popaść w różne skrajności, czy to poprzez bagatelizowanie różnic, które wpłynęły na rozłamy w Kościele, czy też przez plemienne i egocentryczne spojrzenie na Wspólnotę Ciała Chrystusa. Nie można stwierdzić po prostu, że gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20), nie zwracając uwagi na – niekiedy istotowe – różnice w tym, jak rozumie się Objawienie przekazane w nauce Apostołów. Z drugiej strony niezwykle szkodliwe staje się nastawienie, według którego Kościół katolicki nigdy nie przyczynił się, czy to w swej pysze, w chęci władzy na wzór książąt tego świata czy w rozkładzie moralnym swoich wiernych, do rozszerzania się „nastrojów antyrzymskich”.

Podczas swojego pontyfikatu Franciszek stawiał niezwykle mocny akcent na dialog między wyznaniami i religiami. Wielu słusznie zauważało, że często papież i jego zwolennicy w Kościele stawiali wyidealizowaną wizję jedności ponad wierność nauce Apostołów i szczere szukanie prawdy o Bogu. Wiele kontrowersyjnych wypowiedzi, gestów, a nawet dokumentów (m.in. słynny już tzw. Dokument z Abu Zabi) Franciszka wzbudza niepokój zmieszany z niedowierzaniem i oburzeniem – zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że w znacznej części świata wierni Kościoła cierpią prześladowania i oddają życie właśnie z powodu trwania przy Chrystusie i Jego Ewangelii. Trudno sobie wyobrazić, jakie uczucia i myśli mogły narodzić się w ich sercach, gdy usłyszeli z ust następcy św. Piotra o równości wszelkich religii… Jednak te niefortunne sytuacje nie powinny zasłonić nam problemu, jakim są podziały wśród wyznawców Jezusa.

Dzisiaj przebiegają one już nie tylko na gruncie teologii czy eklezjologii, lecz rozlały się, jak to zło ma w zwyczaju, na szerokie obszary: bo czy możemy sobie wyobrazić, żeby Kościół anglikański wraz z królem brytyjskim jako swoim zwierzchnikiem powrócił do jedności z Rzymem? Wydaje się, że to nie spory dogmatyczne, ani tym bardziej dyscyplinarne, są kluczowe. Tu konflikt przeniósł się na płaszczyznę tożsamości narodowej, kulturowej. A co z kościołami prawosławnymi? Zarówno Konstantynopol, jak i Rzym zachowały sukcesję apostolską, a różnice teologiczne dotyczą detali i – śmiem twierdzić – u swoich źródeł są bardziej wytworem odmienności językowych i kulturowych, niż rzeczywistej niezgody co do istoty kłopotliwych zagadnień.

Z pewnością nie jesteśmy w stanie unicestwić tych różnic, sporów i błędów w najbliższej przyszłości. To jednak nie zwalnia nas z gorliwości o zabieganie o jedność Kościoła. We, wspomnianym już, dokumencie wydanym przez Międzynarodową Komisję Teologiczną specjalnie na okazję rocznicy Soboru w Nicei czytamy, że kluczem do jedności jest ponowne skoncentrowanie się na Chrystusie i wypełnianie misji głoszenia Jego Ewangelii. Niesienie Chrystusa nie polega jednak na odcinaniu się od liczącej niemal dwa tysiące lat spuścizny naszej tradycji. Przeciwnie, autorzy zachęcają nas raczej do czerpania ze skarbca Pisma wyjaśnianego przez Credo, bogactwa modlitwy, liturgii i sakramentów […] oraz światła Magisterium, które służy wspólnie wyznawanej wierze (tłum. własne). Apostołowie, Ojcowie soborowi, święci Kościoła i wszyscy nasi poprzednicy w drodze do zbawienia zostawili nam niezgłębione prawdy wiary i przepełnione pięknem sposoby jej wyznawania. Dla nas, zwykłych wiernych, być może najlepszą ścieżką w dążeniu do jedności chrześcijan jest odkrywanie w szczerości i czystości serca skarbów Kościoła oraz rzeczywiste życie miłością do Chrystusa. Znajomość własnej tradycji i katolickiego nauczania jest konieczna, aby móc rzeczywiście rozmawiać o problemach podzielonej wspólnoty chrześcijan.

Trudno mieć nadzieję, żeby rocznica ta przyniosła nagłe i masowe powracanie chrześcijańskich kościołów i wspólnot do jedności z Rzymem. Sądzę jednak, że każda okazja jest odpowiednia, by pozwolić działać Duchowi Świętemu, Duchowi prawdy i jedności, otwierając w modlitwie swoje serca, umysły i wolę na Jego łaskę. Postawienie sobie pytania o kondycję naszej wiary – zarówno w wymiarze relacji z Bogiem, jak i intelektualnych poszukiwań – oraz odkrycie piękna tradycji katolickiej może okazać się najlepszym upamiętnieniem Soboru nicejskiego. To innymi słowy podjęcie trudu, by móc prawdziwie wyznać: Credo in unum Deum.

Gabriela Kozielska
Gabriela KozielskaAbsolwentka historii i językoznawstwa. Zapatrzona w przeszłość, by lepiej wiedzieć teraźniejszość. W wolnym czasie myśli o Imperium Rzymskim albo czyta (po raz dziesiąty) którąś z powieści Tolkiena. Najchętniej jednak spędza czas z rodziną i przyjaciółmi. A tak naprawdę jej miłością jest Chrystus.