Ześrodkowanie wybrane

Bardzo często w sferze społecznej spotykamy się ze słowem granica. Pojawia się ono w jasnym kontekście przebiegającym terytorialnie czy w przypadku dyskusji na temat ordo caritatis, jednak co z granicami wewnątrz nas, przebiegającymi na styku sytuacji zewnętrznych z naszym wewnętrznym Ja? Dla tego typu ześrodkowanych refleksji, idealny punkt wyjścia stanowi książka rumuńskiego filozofa Gabriela Liiceanu „O Granicy”. W swojej formule bliżej jej do filozoficznego traktatu, niż czysto naukowej rozprawy. I choć treści wymagają głębszego przemyślenia, oprócz intelektualnej przygody, zawierają w sobie wartość poznawczą.

 

 

 

Wybranym elementom z zakresu uświadomienia sobie granicy własnej wolności, wraz z myślą Liiceanu właśnie spróbujemy się przyjrzeć. Rozpocznijmy od takiego fragmentu:

Tym, co przychodzi w ślad za uświadomieniem sobie różności ześrodkowań, jest «decentracja». Ona za jednym zamachem «otwiera przede mną pole wyboru», a to, co zostało mi dane, może być porównane, przewartościowane i w końcu może stać się przedmiotem jakiejś decyzji: pozostaję w obrębie początkowego ześrodkowania – z tym, że teraz staje się ono ześrodkowaniem wybranym, a nie udzielonym – bądź też je odrzucam.

Aspekt graniczności jest tym, co niesie w sobie oddzielenie, dystans, po prostu pewnego rodzaju uwarunkowanie. Granice mogą być własne, inne albo wspólne. Ich stan potencjalnie występuje w postaci nadanej na stałe bądź zmiennej. Najbardziej wszystkie te określenia stają się wyrażalne w chwili, gdy mowa o granicach mojej wolności. Kategoryzację na to, co moje utożsamiam z uświadomionym jednostkowym bytem, który przebył pewną drogę doświadczania, posługując się językiem Gabriela Liiceanu, pełną różności ześrodkowań. Określa to nasz świat jako egzystencjalną przestrzeń ścierania się różnych punktów widzenia, które pomagają człowiekowi określić swój sposób bycia, odpowiedni punkt widzenia, wreszcie dany system wartości. Oczywiście, pozostaje różnica pomiędzy ja otrzymanym a ja skonstruowanym, ale w tym momencie wychodzimy z punktu widzenia osoby uświadomionej, nie traktującej apriorycznie (a przez to i kategorycznie) swoich sądów o świecie, wolnej od poznawczego zabetonowania się w jedynym i słusznym poglądzie na wszystko. I to w dodatku z perspektywy ja otrzymanego rozwiniętego zdaniem autora o potencjalność zachowań agresywnych.

Takie patrzenie może być przyczyną postawy kontestującej wszystko to, co inne – wykraczające poza znaną i lubianą rzeczywistość monokultury, w której się przebywa.  Mamy więc osobę dojrzałą, która przeszła już proces decentracji i otwiera się przed nią pole wyboru, pomiędzy tym, czy decyduję się na początkowe ześrodkowanie czy może jednak je odrzucam. Pójdźmy krok dalej podejmując decyzję, że wybieram opcję pierwszą pozostając w tym, co zostało mi dane. Od razu warto dodać, że decyduję się na to, co nie tylko zostało mi dane, ale i zadane. Granice mojej wolności, jak gdyby ponownie zostają wyznaczone na kształt przekazanych mi określeń, które w procesie obserwacji życia oraz powiększania intelektualnego potencjału o wiedzę wykraczającą poza krąg nabyty, przyjmuję to w sposób świadomy. Jako jednostka ześrodkowana wiem, że granice mojej wolności kończą się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby.

Epifenomen ludzkich decyzji rodzi się w określonej przestrzeni, która wrasta w naszą wrażliwość, w systemie wartości wziętym z kontinuum czasowego i terytorialnie wyznaczonego skrawka ziemi, które w powszechnej świadomości nazywamy Ojczyzną. Idzie za tym język i kultura, które pozwalają jednostce w sposób świadomy poruszać się w rzeczywistości, nazywać swoje emocje, niepokoje i szczęśliwe momenty. Emocjonalność wyzwala wspomnienie rodzinnego domu, kompozycję różnych rytuałów w znaczeniu zwyczajów, które ulegają dewaluacji bądź nie, reinterpretacji, dekonstrukcji. Granice mojej wolności w takim położeniu konstytuuje byt pogłębiony, który nie obawia się konfrontacji ani z kimś innym, ani z tym co inne aksjologicznie i ontologicznie.

Hermeneutyka myślenia utrwala w takiej jednostce afirmację wolności wziętej z szacunku do najdelikatniejszej materii ludzkiego wnętrza. Dalej, w orbicie twardawej struktury głoszonych poglądów, osoba z wybranym ześrodkowaniem, będzie orędownikiem pluralizmu osobistych decyzji i społeczeństwa otwartego, które jednak przede wszystkim posługuje się rozumem.

Rozumiem nomen omen przez to pewien humanistyczny prymat intelektualnej uczciwości w debacie publicznej, która jest jednym z elementów stanowiących przejaw społeczeństwa obywatelskiego. Uświadomione granice jednostkowej wolności w formułowaniu swoich sądów powinny być zadane zarówno tym, którzy pozostają w obrębie początkowego ześrodkowania, jak i tym którzy je odrzucą.

Podjęcie tego wyboru nie zwalnia jednak z uniwersalnie przyjętej przyzwoitości i szacunku wobec myślących inaczej. Gest odrzucenia początkowego ześrodkowania może czasami wywoływać w takim człowieku pragnienie wpływania na innych, aby uczynili podobne ruchy w przypadku swojej decentracji. 

Taki osąd o tych, którzy odrzucają otrzymane własne granice jest uzasadniony w kontekście prowadzenia publicznej debaty i działa w dwie strony. Z tego względu biorąc pod uwagę ja skonstruowane tak samo możemy mieć do czynienia z poznawczym obudowaniem się w jedynie słusznej kontestacji tego, co było związane z narodowością (kulturą, językiem), pierwotnym systemem religijnym, własną rodziną. Pojawia się analogicznie działający mechanizm potencjalnej agresywności w stosunku do wszystkiego, co kojarzy się osobie odrzucającej początkowe ześrodkowanie z elementami zakwestionowanymi. Oczywiście rozważania te pozostają w sferze graniczności ruchomej, decyzji uświadomionych oraz idących za tym konsekwencji. Nie oznacza to jednak faktu, że powracając do nadanych nam w procesie wychowania wartości nie istnieje ryzyko wpadnięcia w tautologiczną – jedyną słuszność. Przeciwnie, istnieje o wiele większe ryzyko okopania się w różnicy ustanowionej przez moje granice, pozostając w pierwotnym ześrodkowaniu.

Właśnie w tym swój początek bierze syndrom oblężonej twierdzy, której wtóruje świadomy brak zgody na nieświadomość. Kontakt z innym zawsze wydaje się być właściwym remedium, które stapia zawzięte mury, niweluje źle pojmowane granice, otwierając nam oczy na podmiotowość drugiego, obcego człowieka. Zawsze w kategoriach osoby, o czym od wieków przypomina katolicka nauka społeczna. Ugruntowana autoidentyfikacja jest dojrzałą postawą, którą przepełnia ufność wobec innego. Być może tylko czasem naiwna. Wolność wiąże się z wyrażalnością siebie w konfrontacji ze światem. Była mowa o szacunku, ale czy jest w tym także pewna rola do spełnienia? Nie chodzi mi o to, że początkowe ześrodkowanie, które próbuję tutaj rekonstruować i uzasadniać powinno zamknąć się w romantycznym micie posłannictwa albo innego rodzaju mesjanizmie.

„Rola” oznacza pewną funkcjonalną zadaniowość, która upraktycznia się w kontakcie z tym, co odmienne. Jaka postawa powinna tutaj wieść swój prym? Przede wszystkim ta, która stara się uwrażliwiać społeczeństwo demokratyczne.

Rolę takiego elektronu (niekoniecznie wolnego w znaczeniu egocentrycznego artykułowania tylko swoich racji) widzę na przestrzeni meta-pozycji, pragnienia minimalizowania nieuchronnie występujących społecznie konfliktów, nie zamykając drogi dialogu poprzez hasła być może donośne, ale zwyczajnie przykre, wyniszczające wspólnotę od środka. W tym aspekcie można także rozważać możliwe konsekwencje zejścia kościoła instytucjonalnego w Polsce z drogi meta-krytycznej na rzecz angażowania się w doraźną politykę. 

Wracając, drodze ruchomego powrotu do rodzinnego domu, towarzyszy niekiedy uświadomiony szacunek i podmiotowe widzenie osoby mijanej na ulicy, posługującej się być może inną symboliką, odmiennymi kodami, poprzez które określa swoje poglądy na świat. Zrozumienie podmiotowości Osoby i jej czynu (idąc śladem antropologii filozoficznej Karola Wojtyły), czyli sposobu autonomicznej wyrażalności siebie, stanowi antropologiczną przestrzeń, w której spotkać się mogą jednostki zupełnie odmienne, ale szanujące swoją wolność. W humanistycznym bądź co bądź dyskursie na temat graniczności, szczególnie w ujęciu osobistym, potraktowanym i przefiltrowanym przez jednostkowe Ja, nie można obejść się bez obecnego wielogłosu punktów narracyjnych na temat tego kim jesteśmy, dalej, jacy powinniśmy być. Różnorodność zmienia swój wydźwięk we wspólnocie, która nie powinna mieć miejsca bez zbiorowo potraktowanej samoświadomości. Bez zrozumienia paradygmatu my, w którym zawiera się Ja i inny, bez wspólnoty szacunku, żadna granica własnej wolności nie może być w pełni bezpieczna.

 

Jakub Horbacz
Jakub HorbaczCzuły obserwator rzeczywistości, z zamiłowaniem do kultury na czele z literaturą. Doktorant w dziedzinie literaturoznawstwa na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Absolwent Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej oraz Instytutu Filologii Polskiej UWr. Studiował także na Uniwersytecie Rzymskim Tor Vergata. Autor artykułów z zakresu kultury oraz życia publicznego, ostatnio opublikował swój tomik wierszy „Dokumentacja wewnętrzna”. Świecki dominikanin.