Słowo świętość nie ma dobrego PR-u. Odmieniane przez wszystkie przypadki straciło swój żar i wyrazistość. Bliżej mu do jesiennej chandry niż do witalności bawiącego się dziecka. Jakkolwiek kalendarza nie sposób oszukać (chociaż zmiany klimatu zdają się temu przeczyć), listopadowa pogoda z pluchą i ponurością zdecydowanie nie pasuje do chrześcijańskiego spojrzenia na świętość. Czy faktycznie zgodnie z twierdzeniem Leona Bloya jedynym powodem do smutku jest brak świętości? A może to właśnie wielobarwność jesiennych liści jest najlepszą metaforą tysięcy niepowtarzalnych dróg i scenariuszy, które Bóg wypisuje na kartach ludzkiej egzystencji?
Tango z łaską
To Bóg pragnie, żeby człowiek stał się uczestnikiem Jego szczęśliwego życia (KKK 1). To On jest tym, który chce prowadzić ludzi w tańcu zwanym życiem. Powszechność powołania do świętości pokazuje rozciągnięte na cały ziemski glob Ramiona Ojca, który bez względu na stan czy zawód pragnie zjednoczenia z człowiekiem (KKK 2013). W niepowtarzalność każdej osoby wpisana jest także unikatowe droga ku zjednoczeniu z Bogiem.
W każdej ludzkiej historii realizuje się prawda, że to Stwórca pierwszy wychodzi z inicjatywą. Zarazem w prymat łaski wpisany jest sprzeciw wobec herezji pelaganizmu, przed którą wielokrotnie ostrzegał papież Franciszek. W tej koncepcji pierwszeństwo łaski zajmuje ludzka wola. W adhortacji Gaudete et exultate pisze:
„Są też chrześcijanie, którzy starają się podążać inną drogą: polegającą na usprawiedliwieniu w oparciu o własne siły, na kulcie ludzkiej woli i własnych zdolności. Przekłada się to na egocentryczne i elitarystyczne samozadowolenie, pozbawione prawdziwej miłości. Przejawia się ono w wielu postawach, pozornie różniących się między sobą: obsesji na punkcie prawa, uleganiu urokowi osiągnięć społecznych i politycznych, ostentacyjnej trosce o liturgię, o doktrynę i prestiż Kościoła, próżności związanej z zarządzaniem w praktyce, pociągiem do dynamik samopomocy i realizacji autoreferencyjnej. Niektórzy chrześcijanie poświęcają na to swój czas i energię, zamiast pozwolić, by prowadził ich Duch Święty na drodze miłości, zamiast pasjonować się przekazywaniem piękna i radości Ewangelii i poszukiwać zagubionych w olbrzymich rzeszach spragnionych Chrystusa”.
Okrutna wydaje się konstatacja, że niestety ten sposób prowadzenia wiernych płynie współcześnie z wielu kościelnych ambon. Mnożenie praktyk, wymagań nie prowadzi wtedy do przyjaźni z Panem, ale oddala tę perspektywę i czyni życie wiernych uciążliwym wręcz niewolniczym.
Święty a świetny
Święty Augustyn z Hippony nie stronił w pewnym okresie swojego życia od uciech cielesnych i prosił Boga, aby ten dał mu czystość, ale jeszcze nie teraz. Paweł z Tarsu brał udział w kamieniowaniu diakona Szczepana, którego Kościół wspomina w liturgii 26 grudnia, a św. Piotr zaparł się kilkukrotnie swojego Mistrza. Zgodnie z wypowiedziami osób z otoczenia św. Jana Pawła II regularnie i często korzystał on z sakramentu pokuty i pojednania. Zachowując domniemanie, że jako głowa Kościoła wiedział, że istotnym elementem tego sakramentu jest wyznanie grzechów, ponad wszelką wątpliwość należy uznać, że w bycie świętym wpisane jest pękniecie grzesznej ludzkiej natury (Maryja z pewnością nie czuje się wykluczona w tym miejscu).
Bezgrzeszność nie jest synonimem świętości, tak jak w świętości nie chodzi wyłącznie o doskonałość moralną. Logika oparta na lęku przed popełnieniem grzechu zapomina, że owszem, nie chcę skrzywdzić kogo kocham, ale przede wszystkim chcę daną osobę czynnie kochać. Praktyka postanowień wielkopostnych czy adwentowych często pozbawiona bywa aspektu pozytywnego, gdy rezygnując z określonej aktywności czy zachowania, danego czasu nie wykorzystuję by lepiej kochać siebie, ludzi czy Boga.
Łatwo pozostać w wygodnej pokusie przyzwoitości, poprzestając, że skoro nikogo nie zabiłem, to wszystko jest ok. Zdaniem papieża Franciszka zapał i śmiałość to pewne z cech świętości, których nie sposób pogodzić z logiką pozostawania wyłącznie na poziomie rugowania ze swego życia wad. Wytyczanie własnych nowych ścieżek obarczone jest ryzykiem błądzenia i niepowodzeń. Dla miłośników wyrafinowanych słów w adhortacji Gaudete et exultate użyte zostało słowo parezja.
„Świętość jest też parezją: jest śmiałością, jest zapałem ewangelizacyjnym pozostawiającym ślad na tym świecie. Aby było to możliwe, sam Pan Jezus wychodzi nam na spotkanie i powtarza stanowczo, z pogodą ducha: „nie bójcie się!”
Święty, ale nieludzki
Według jednej z najstarszych legend św. Mikołaj już jako niemowlę miał przejawiać niezwykłą pobożność. W dni postne odmawiał ssania mleka matki. Hagiografia, zwłaszcza średniowieczna, karmi nas takimi obrazami, które do tej pory odbijają się czkawką w postrzeganiu świętości. Nie jest to, nawiasem mówiąc, domena średniowiecza: wszak Pier Giorgio Frassati miał gorszyć wiernych paleniem fajki.
Amicus Plato, sed magis amica veritas. Jedną z największych krzywd, jakie wyrządzamy świętym, jest ich odczłowieczenie. Jezus, który ,,przetłumaczył’’ się przez Wcielenie, jednocześnie nobilitował naturę ludzką i żadne przywary, słabostki, nie zaprzeczają rzeczywistości, że nawet w największym grzeszniku tkwi wielki potencjał na przyszłego świętego. Czy z życiorysu św. Ignacego Loyoli należy wygumkować informacje o jego myślach samobójczych? Czy należy przemilczeć fakt pobytu w zakładzie dla umysłowo chorych św. Brata Alberta, gdzie zmagał się z głębokim kryzysem duchowym i depresją? Przecież właśnie tego typu sytuacje najlepiej obrazują wielkość Bożej inicjatywy, która nawet w sytuacjach po ludzku trudnych pozwala wyjść z każdego kryzysu, nawet gdy pozornie taka możliwość jest wykluczona. Prawda o tym, że w życie świętych wpisane są chwile chwały, jak i wstydu, że doświadczyli jelitówek, złamanych serc i nadmiernego stężenia alkoholu we krwi, nie odbiera im niczego ze świętości.
Nie tylko modlitwa
Z wielką czcią i szacunkiem myślę o siostrach klauzurowych, które są płucami społeczeństw wszystkich wieków. Jestem przekonany, że choć pominięte na kartach podręczników akademickich i szkolnych, wielokrotnie zmieniały losy historii i społeczeństw. Codzienność zarazem przesycona jest Bogiem, a więc także świętością. Wieki beatyfikacji i kanonizacji niemal wyłącznie duchownych wymagają detoksu mentalności, która wiąże świętość wyłącznie ze strojem duchownym. Nic bardziej mylnego! Pewnie najpowszechniejszą drogą do świętości jest macierzyństwo wymagające nieprzespanych nocy i licznych odwiedzin u pediatry; małżeństwa, które cierpliwie znoszą wzajemne ograniczenia i egoizm, rodzice opiekujący się niepełnosprawnymi dziećmi czy też potomstwo troszczące się o leciwych seniorów. Iluż to przyjaciół Boga wykonuje proste prace fizyczne i umysłowe, naśladując lata Chrystusa w Nazarecie. Świętość nie jest bowiem mierzona odmówionymi różańcami czy też godzinami wystanymi w kościele (jakkolwiek w ramach indywidualnego prowadzenia autor nie wyklucza zasadności tych praktyk). Na ostatek warto bowiem przypomnieć zasadę pastoralną Katechizmu Rzymskiego, którą w 25 punkcie przytacza Katechizm Kościoła Katolickiego:
„[…] Przedstawiając to, co ma być przedmiotem wiary, nadziei i działania, przede wszystkim trzeba zawsze ukazywać miłość naszego Pana, by wszyscy zrozumieli, że każdy prawdziwie chrześcijański akt cnoty nie ma innego źródła niż miłość ani innego celu niż miłość”.
